Dlaczego ludzie biorą kredyty na 30 lat ze zmiennym oprocentowaniem?
To było dla mnie zawsze najtrudniejsze do zrozumienia. Idea kilkudziesięcioletniego kredytu (czasem nawet na 50 lat!), ze zmiennym oprocentowaniem, na które klient nie ma żadnego wpływu (można się spierać, czy bank ma na nie wpływ) jest dla mnie podejrzana sama w sobie. Większość tego rodzaju zobowiązań jest podejmowana przez ludzi, których pamięć z reguły nie sięga wstecz chociażby tyle lat, na ile wzięli kredyt. A co dopiero "przewidywanie" przyszłości w tak długim okresie... Między bajki można włożyć teorie, że kredyty mieszkaniowe spłaca się szybciej - o ile takie coś było możliwe w czasach przed bańką, o tyle gdzieś od roku 2006 wcześniejsza spłata kredytu może być w praktyce jedynie wynikiem sprzedaży mieszkania lub refinansowania kredytu. W wielu przypadkach wcześniejsza spłata w ogóle nie wchodzi w grę, bo wielkość kredytu (zwłaszcza walutowego) może spokojnie przekraczać wartość mieszkania (oczywiście można się zastanawiać, czy nie minimalizować strat i nie pozbyć się teraz "ciężaru" ze stratą po to, żeby strata z czasem nie stała się jeszcze większa). Tak, czy inaczej, podpisanie tego rodzaju zobowiązania na 30+ lat wydaje mi się przerażające. Na początku pewnie jest fajnie... mamy "swoje" mieszkanie, w pracy niewiele się zmienia i można w końcu gwoździe w ściany wbijać (chociaż muszę się przyznać, że dziś wbiłem dwa gwoździe w ściany wynajmowane). Jednak założenie, że będzie "fanie" przez następne 30 lat jest słabe. Bo prawie na pewno nie zawsze będzie fajnie - czasem przyjdzie zachorować, czasem stracić pracę, czasem mogą pojawić się inne, nieprzewidziane wydatki. Jeśli ktoś ma rezerwę, to nie jest źle, ale jeśli ktoś bierze kredyt w okolicach LTV100%, którego rata przekracza 1/3 dochodów (i te dochody nie są jakieś specjalnie wysokie), to podziwiam odwagę i pewność siebie. No i jeszcze ten zmienny procent... dla przypomnienia obrazek z raportu KNF:
Skoro więc ten kredyt to taka straszna sprawa, dlaczego tyle osób się na niego zdecydowało? Hmm... może dlatego, że "nie mieli wyjścia". A może chcieli być "na swoim", a nie na wynajętym. Może wreszcie dlatego, że mieszkanie zawsze można sprzedać, a kredyt spłacić (jak się okazuje, w czasach spadających cen nie jest to wcale takie pewne). Trochę to nawet rozumiem, ale jakoś wydaje mi się ciągle, że plusów ujemnych jest jakby więcej niż dodatnich ;)
Dlaczego Polacy brali kredyty w CHF?
Kredyty walutowy były swego czasu (zwłaszcza w latach 2007-2008) bardzo popularne. W szczycie ponad 3/4 kredytów udzielanych było w walucie innej niż złotówka (głównie w CHF). Jakie są tego efekty widać już po kilku latach - protesty klientów, pozwy zbiorowe przeciwko bankom i dożywotnie, niespłacalne długi wielu osób. Na razie sytuacja nie jest tragiczna, bo Szwajcarzy obniżyli stopy procentowe i trzymają je w okolicach zera. Kiedy to się zmieni, "zabawa" się rozkręci. Skoro dziwią kredyty złotówkowe, to walutowe powinny dziwić jeszcze bardziej. Dlaczego więc Polacy tak chętnie z nich korzystali? Najpewniej dlatego, że były tańsze (a właściwie to "miały być" tańsze). Banki oczywiście należycie informowały klientów o ryzyku (hahaha), ale gdybym to ja miał poinformować klienta o ryzyku, to taki klient na pewno kredytu by nie wziął. W jednym z komentarzy pojawiła się taka oto interpretacja sprawy kredytów frankowych:
"Przychodzi Soros do Rotschilda i zagaja:
S: Wiesz ta złotówka to troszkę przewartościowana jest, zająłbym w Twoim banku KRÓTKĄ pozycję na PLN.
R: Stary, czy ja wyglądam na takiego frajera co ma zająć DŁUGĄ pozycję na PLN? Ty chcesz mnie z torbami puścić czy co?
S: Nie no co Ty, ja Tobie zapłacę a Ty mi znajdziesz frajerów co zajmą pozycję przeciwną.
R: No teraz to gadasz do rzeczy. Skąd my jednak takich frajerów weźmiemy i do tego W TAKIEJ ILOŚCI?
S: No udzielisz kredytów denominowanych w CHF, dasz super niską marżę ...
R: Nie udzielam kredytów na super niską marżę!
S: Nie no stary, ich marżę pokryję ja.
R: No to teraz gadasz jak człowiek.
S: A jak będzie mało to eksporterom z PL wciśniesz niesymetryczne opcje – to zrobimy na sam koniec operacji.
R: Git!
Reasumując już tak na poważnie:
Banki były tylko pośrednikiem! Za tym dealem stoi jakiś Gruby Kot z GS’u lub innej tego typu instytucji. Po prostu Wall Street wydymał main street. Ludzie usiedli za stołem kasyna nawet o tym nie wiedząc."
Bardzo mi się ta interpretacja podoba - ktoś stracił (klienci), więc ktoś musiał zyskać. Patrząc na skutki, które były bardzo łatwo przewidywalne, aż trudno uwierzyć, że nie była to zaplanowana akcja. Tyle tylko, że planowaniem mogły nie zajmować się wcale banki, o co je się teraz oskarża.
Nieświadomi klienci brali kredyty walutowe, a świadoma druga strona im ich udzielała - skoro ludzie sprzedają/kupują niejeżdżone, bezwypadkowe auta po niemieckich emerytowanych policjantach, ze znikomym przebiegiem, to dlaczego ktoś nie miałby świadomie sprzedawać kredytów, które okazały się potem nieco mniej "korzystne" niż w folderze reklamowym?
Dlaczego kredyt mieszkaniowy jest niebezpieczny?
Jak pisałem wcześniej, każdy kredyt ze zmienny oprocentowaniem jest potencjalnie niebezpieczny. Z drugiej strony trudno oczekiwać kredytu na 30 lat ze stałą stopą procentową (chociaż na tzw. Zachodzie coś w tym duchu jednak funkcjonuje - tyle że całość opiera się na "ubezpieczeniu" zmiany stopy procentowej przez udzielającego kredyt, za co oczywiście płaci klient). Patrząc 30 lat wstecz widać, że stopy procentowe znacznie się wahały. Trudno oszacować, jak to będzie wyglądało w przyszłości, jednak przewidywanie, że rata kredytu wziętego w momencie bardzo niskich stóp procentowych w przyszłości zdecydowanie nie wzrośnie (chociaż na chwilę), jest dosyć odważne. A przypomnijmy, że gdyby w Polsce stopa procentowa wzrosła do poziomów, które ostatnio zastosowano w Turcji (z dnia na dzień), rata typowego kredytu wzrosłaby mniej więcej dwukrotnie.
Co gorsza, w Polsce zabezpieczeniem kredytu nie jest mieszkanie, lecz cały (także przyszły) majątek kredytobiorcy. Dlatego w przypadku problemów ze spłatą nie wystarczy po prostu oddać bankowi mieszkanie (co już samo w sobie musi być bardzo traumatycznym przeżyciem, zwłaszcza po kilku latach spłacania). Wzięcie kredytu w momencie bardzo niskich stóp procentowych przy wysokich cenach mieszkań jest zabójczą mieszanką. Szkoda, że teraz właśnie mamy z tym do czynienia.
Dlaczego aktualnie nie udziela się kredytów walutowych?
Skoro kredyty walutowe były złe, bo udzielano ich w momencie absurdalnie wysokiego kursu PLN względem innych walut, to dlaczego teraz się takich nie udziela? Skoro bank zarabia na marży, a nie na różnicach kursowych, to czemu nie udzielić kredytu, który wydaje się być w tym momencie korzystny dla klienta? Do tego stopy w Szwajcarii ciągle koło zera, więc kredyt taki byłby bardzo "tani" i stałby się pewnie jeszcze większym hitem niż w 2008 roku. Odpowiedzi należy szukać w interpretacji z punktu drugiego - być może po prostu nie ma drugiej strony transakcji, która chciałaby się "założyć o kurs" waluty z polskimi kredytobiorcami. O ile nie wierzę w potęgę naszej rodzimej waluty, o tyle przy franku po 3.50 nie założyłbym się tak bez stresu o to, że jego cena wzrośnie jeszcze na tyle, żeby dało się na tym solidnie zarobić. Być może nikt inny też się założyć nie chce.
Dlaczego w ogólności nie lubię kredytów?
Cały ten blog jest trochę antykredytowy. Pomijając już fakt długoletniego zobowiązania oraz jego zmiennego oprocentowania (i ewentualnie zmiennego kursu waluty) sama idea kredytu bardzo mi się nie podoba. Pamiętajmy, że w systemie rezerwy cząstkowej bank, udzielając kredytu, nie pożycza nam własnych pieniędzy. Ba... nie pożycza nam niczyich pieniędzy. Żeby udzielić kredytu nie trzeba w ogóle żadnych pieniędzy (w dużym uproszczeniu). Wystarczy podpisana umowa i na naszym koncie przybywa x-set tysięcy złotych (w międzyczasie nikomu na żadnym innym koncie tych pieniędzy nie ubywa). Dochodzi do magicznej "kreacji pieniądza". Fajne... ale dlaczego od takiej operacji bank ma pobierać procent? Dlaczego ma pobierać procent od pieniędzy, których nie ma? Wydaje się to być skrajnie nieuczciwe (trochę jak fałszerstwo). Dlatego zawsze będę przeciwnikiem tego systemu i będę się starał trzymać od niego z daleka. Tak dla idei.
Dlaczego KNF nie reaguje w porę?
Ostatnie działania KNF (eliminacja kredytów walutowych, ograniczanie maksymalnego LTV i planowane ukrócenie ubezpieczeń okołokredytowych, które przed niczym nie ubezpieczają) wydają się być ruchami w dobrym kierunku. Otwarte pozostaje zatem pytanie, dlaczego wykonane są tak późno (w przypadku kredytów walutowych jest to o jakieś 8 lat za późno). Nie potrafię uwierzyć, że w KNF pracowali/pracują ignoranci, którzy nie są w stanie przewidzieć konsekwencji wprowadzanych zaleceń lub konsekwencji braku ich wprowadzenia. 8 lat temu było wiadomo tak samo, jak teraz, jakie są konsekwencje udzielania "niskooprocentowanych" kredytów walutowych na masową skalę. Schemat zawsze jest ten sam - do kraju, który z jakiegoś powodu się otwiera (u nas było to wejście do UE) napływa bardzo dużo kapitału spekulacyjnego, który winduje ceny przeróżnych aktywów (akcje, nieruchomości oraz lokalna waluta). Gospodarka nagle dostaje "kopa" (co jest oczywiście zasługą rządu ;) Wraz z nagłym rozwojem gospodarczym i wiarą w lepsze jutro pojawia się ogromne zapotrzebowanie na kredyt, które tylko potęguje owego "kopa", jeszcze bardziej pompując poszczególne aktywa. Lokalna waluta osiąga poziomy całkowicie oderwane od rzeczywistości i dochodzi do "cudu gospodarczego". Na koniec, kiedy kapitał zagraniczny osiąga podwójny zysk (wzrost wartości aktywów przy jednoczesnym wzroście wartości lokalnej waluty), powoli wycofuje się z rynku. Kiedy skala tego zjawiska przybiera na sile okazuje się, że cały ten bum był w dużej mierze bumem kredytowym i bańką spekulacyjną. Kapitał odpływa, waluta się znacznie osłabia, ludzie tracą pracę i zaczynają mieć kłopoty ze spłatą zobowiązań (zwłaszcza, że zabezpieczenie traci jednocześnie na wartości). Schemat ten powtarzany był wielokrotnie (patrz kryzys azjatycki, kraje PIIGS, Węgry/Polska, a ostatnio Turcja, RPA i Chiny). Nie umiem uwierzyć w to, że eksperci KNF tego nie wiedzieli. Dlaczego więc nie zareagowali w stosownym czasie? Hmm... pewnie dlatego, że rolą nadzoru finansowego nie jest to, aby obywatele nie zrobili sobie kuku, tylko to, aby kuku nie zrobiły sobie instytucje finansowe. I to jest bardzo smutne.
Dlaczego NBP zmienił zdanie?
Jeszcze 2 lata temu NBP produkował ciekawe raporty na temat rynku nieruchomości. Teraz nadal je produkuje, jednak one już nie są ciekawe. Stanowisko NBP, z wydawałoby się bardzo rozsądnego, zmieniło się w typowo mainstream'owe. Kiedyś NBP wskazywał na znaczną nierównowagę na rynku, nieuniknione spadki cen oraz prawdopodobne problemy ze spłatą kredytów w przyszłości. Ostatnio NBP widzi świat w dużo bardziej różowych barwach nie wspominając, skąd taka nagła odmiana. Czyżby ktoś przywołał chłopaków do "rozsądku"? Jedną z najciekawszych rzeczy była prezentowana już kiedyś na tym blogu ewolucja wykresu na temat udziału zysku dewelopera w ostatecznej cenie mieszkania.
W 2009 roku ten wykres wyglądał tak:
Tymczasem jego edycja z roku 2013 pokazuje jakby co innego:
Ciekawe, który z tych wykresów jest bliższy rzeczywistości i ciekawe, dlaczego tak bardzo się różnią. Tego się pewnie nigdy nie dowiemy.
Dlaczego HB wciąż publikuje swój Indeks Cen Transakcyjnych?
Home Broker i Open Finance to bardzo popularni bohaterowie na tym blogu. Zasłynęli swoją propagandą wzrostów i najlepszych momentów na zakup mieszkań (ech... ileż to już takich przegapiliśmy i ileż to razy przegraliśmy życie!). Takie gwiazdy jak Ola S., Emil S., czy Bartek T. na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Ostatnimi czasy popularyzowany jest Indeks Cen Transakcyjnych, o którym pisałem szerzej w poniższym wpisie (zachęcam do zapoznania się z metodologią jego wyznaczania):
http://wdomachzbetonu.blogspot.com/2013/12/chyba-sie-polubimy-z-home-brokerem.html
Na podstawie tego indeksu dowiadujemy się, że w styczniu 2014 ceny mieszkań były o 10% wyższe niż przed rokiem. Nie bardzo wiadomo, czy śmiać się tu, czy płakać. Ceny podobno najbardziej rosły w Krakowie (13.3%), Warszawie (9.8%) oraz w Katowicach (6.9%). Jakoś tak podejrzanie zbiega się to z faktem, że w Krakowie i w Warszawie limity RnS z końcówki 2012 roku bardzo odbiegały od ówczesnych średnich cen, co spowodowało sztuczne ich zaniżenie w końcówce 2012 i na samym początku 2013 roku. Skończyło się RnS i ceny nagle "wzrosły". Przypadek Katowic jest jednak najciekawszy - jeszcze w jednej z poprzednich edycji wzrosty były tam na poziomie 20%, a teraz jest już marne 7%. Pechowo Katowice to dość mały rynek, stąd porównywanie cen na podstawie niewielkiej liczby transakcji wydaje się zupełnie mijać z celem, jednak pozwala jednocześnie osiągać takie zadziwiające wyniki. Pytanie, po co publikować indeks, który w rzeczywistości niczego nie mówi, a wręcz wprowadza w błąd. Chociaż patrząc z perspektywy wieloletniej twórczości HB/OF (także w kwestii opłacalności "inwestycji" w wynajem mieszkania) wprowadzanie w błąd jakoś przestaje dziwić.
Dlaczego rząd "stymuluje" sektor mieszkaniowy?
Powszechnie wiadomo, że rząd działa w interesie obywateli ;) Dla bezpieczeństwa ich przyszłych emerytur zawłaszczył obligacje zgromadzone w OFE, zapewniając sobie wcześniej wyrok Sądu Najwyższego stwierdzający, że aktywa OFE nie są własnością przyszłych emerytów (chociaż nie bardzo wiadomo, czyją są w tym układzie własnością). Dla naszego bezpieczeństwa na drogach mamy epidemię fotoradarów w każdej wiosce, misiaków z suszarkami skrzętnie ukrytych w krzaczorach i kontrole trzeźwości, wyłapujące potencjalnych pijanych zabójców, którzy w wielu innych krajach uznawani są za całkowicie zdolnych do prowadzenia pojazdów. Działania rządu w interesie mieszkaniowym obywateli są jeszcze bardziej widoczne. Mieliśmy już "Rodzinę na swoim" (zwaną czasem "Bankiem/Deweloperem na naszym"), mamy teraz "Mieszkanie dla młodych" (zwane "Młodymi dla mieszkań"), czy wreszcie "Fundusz mieszkań na wynajem" (który jeszcze nie doczekał się żadnego pieszczotliwego określenia - jak zacznie działać, to pewnie jakieś się i dla niego znajdzie). Wszystkie te rządowe stymulusy odnoszą jednak efekt przeciwny do zamierzonego (jeśli uznać, że zamierzeniem rządu jest pomoc obywatelom, co jest raczej dyskusyjne). RnS pozwoliła "przytrzymać" ceny w kluczowym momencie, a MdM oraz Fundusz mieszkań na wynajem pozwala utrzymać deweloperom nadzieję na korzystną sprzedaż swoich produktów. A wygranymi zawsze i tak są banki, które to wszystko kredytują (wszak państwo zachęca do brania kredytów, nie do oszczędzania, co widać chociażby po "przejściowym" podatku Belki). Wszystkie rządowe programy pomagają póki co głównie bankom i deweloperom - ponieważ wierzę, że w rządzie pracują ludzie bardzo inteligentni, którzy potrafią przewidywać konsekwencje swoich działań, to mamy odpowiedź, dlaczego rząd "pomaga" obywatelom w sposób, który im tylko przeszkadza.
Dlaczego nie ma żadnego sensownego programu wsparcia mieszkaniówki (ulga budowlana?), ułatwień administracyjnych, albo korzyści dla wynajmujących?
Aby wesprzeć polski sektor mieszkaniowy najprościej byłoby ułatwić budowanie mieszkań - czyż właśnie nie o to powinno chodzić dobremu zarządzającemu? Czy celem nie powinno być zwiększenie podaży mieszkań (na sprzedaż lub wynajem) po to, aby więcej osób mogło sobie pozwolić na to podstawowe skądinąd dobro? Kiedyś była ulga budowlana, która miała nawet jakieś zalety. Można by znacznie usprawnić mechanizm budowy mieszkań (poprzez eliminację biurokracji) albo wprowadzić zwolnienia podatkowe dla budujących mieszkania na wynajem (straty dla budżetu z tego tytułu raczej by nie było, bo teraz i tak nikt takich mieszkań nie buduje). Jest wiele prostych rozwiązań, które nie wymagają żadnych nakładów - dlaczego rząd nie robi więc tego, co najprostsze, co jednocześnie przyniosłoby wiele pozytywnych skutków? Nie wierzę, że rząd nie widzi tak prostych możliwości. Nie korzysta z nich więc albo dlatego, że ma ciekawsze zajęcia (światełko dla Ukrainy?) i nie ma czasu na zajmowanie się "pierdołami" pokroju mieszkań dla własnych obywateli, albo nie zajmuje się tym dlatego, że to godziłoby w interesy naszych lokalnych deweloperów (duża większa konkurencja), czy banków (niższe ceny i większa podaż mieszkań na wynajem zmniejszyłaby zapotrzebowanie na kredyt). Innych rozwiązań nie widzę.
Dlaczego ceny mieszkań wzrosły tak bardzo, że kupno stało się praktycznie nieosiągalne, a posiadanie mieszkania jest już prawie synonimem luksusu?
Od początków bańki (2003) do jej szczytu (2007/2008) ceny mieszkań wzrosły mniej więcej o 200%, by później spać o jakieś 15-20%, co daje 140% wzrostu na ten moment. W tym czasie koszty budowy wzrosły jedynie o około 35%. Widać to na wykresach NBP:
Dlaczego więc ceny wzrosły dużo bardziej niż koszty budowy? Ostateczny efekt jest taki, że znacznie wzrosły marże deweloperów (oraz ceny działek), jednak za wzrost cen mieszkań nie można winić producentów mieszkań - skoro klient chce zapłacić 8 tys. złotych za m2 betonu, to dlaczego mu za tyle nie sprzedać? Dlaczego mu sprzedać za 6, skoro on chce zapłacić 8? Pytanie jest raczej takie, dlaczego kiedyś klient chciał zapłacić 3 tys., a teraz chce zapłacić 8. Na wzrost cen w Polsce złożyło się jednocześnie kilka kluczowych czynników (dlatego też zanotowaliśmy wzrosty w wysokości niespotykanej prawie nigdzie indziej na świecie):
1. Wejście Polski do Unii Europejskiej - wydarzenie to mialo ogromny wpływ na ceny polskich nieruchomości (nie tylko mieszkaniowych). Otwarcie granic dla kapitału, stabilizacja (z punktu widzenia zachodnich inwestorów) sytuacji politycznej oraz ogólnie wówczas panująca euforia lepszej przyszłości i dogonienia zachodu spowodowały znaczny wzrost optymizmu w narodzie. Jednoczesna poprawa sytuacji gospodarczej (jak się później okazało na kredyt) sprawiła, że Polacy chętnie zadłużali się na mieszkania, kiedy tylko uzyskali taką możliwość (pamiętajmy, że na poczatku bumu kupno mieszkania na kredyt było dużo bardziej opłacalne niż jego wynajmowanie).
2. Rozpoczęcie akcji kredytowej na masową skalę - to był najważniejszy czynnik stymulujacy gigantyczny wzrost cen. Znaczne obniżenie stóp procentowych przy jednoczesnym obniżeniu wymagań do zaciągnięcia kredytu wywołało bum kredytowy. W sytuacji braku możliwości szybkiego zwiększenia oferty mieszkaniowej tak duży wzrost popytu musiał wywołać bardzo dynamiczne wzrosty cen (nawet 50% w ciągu roku). Bez rozkręcenia akcji kredytowej na skalę masową i bez kredytow na 100-130% wartości mieszkania nigdy nie doszłoby do tak spektakularnych wzrostów.
3. Kredyty walutowe - opisana wyżej sytuacja nie osiągnęłaby aż tak dużych rozmiarów, gdyby nie "tanie" kredyty walutowe. Podwyżki polskich stóp procentowych w latach 2005 i 2007 ochłodziłyby sytuację, jednak wtedy właśnie palmę pierwszeństwa przyjęły kredyty w CHF, co pozwoliło utrzymać, a wręcz i powiększyć rozbuchaną akcję kredytową (pamiętajmy, że w latach 2007-2008 udzial kredytow w CHF wynosił nawet 70% - wszystko z powodu znacznie niższej raty niż dla odpowiedniego kredytu w PLN).
4. Wejście w dorosłość wyżu demograficznego/wzrost liczby studentów - opisane wyżej czynniki złożyły się w czasie z bardzo sprzyjającymi czynnikami demograficznymi. Na studia oraz w dorosłość wkraczali właśnie przedstawiciele wyżu godziny policyjnej (roczniki, których liczność jest nawet dwukrotnie wyższa niż w odpowiadających im rocznikach po kilkunastu latach). Spowodowało to dodatkowy wzrost popytu na mieszkania - zarówno na kupno, jak i na wynajem (lata 2007-2008 ze względu na historyczne maksima liczby studentów byly najlepszym okresem dla właścicieli mieszkań na wynajem).
5. Propaganda medialna - "Kto nie kupił, przegrał życie!"
Do tego wszystkiego doszła jeszcze nagonka medialna - ceny w Warszawie miały dogonić (przegonić?) Madryt, inwestycja w mieszkanie miała się sama spłacać z wynajmu, a Polska miała być jedynym miejscem na świecie,w którym ceny tylko rosną. Mielismy wielu piewców takich idei (pozdrowienia dla Marka W.) i na początku wszystko się rzeczywiście spełniało. Aż wreszcie nastał kryzys z roku 2008, który zastał ceny polskich mieszkań na kosmicznych poziomach i sytuacja się nieco "skomplikowała".
Wszystkie te czynniki sprawiły, że dostępność mieszkań w Polsce jest bardzo słaba, a relacja przeciętnej ceny metra kwadratowego do przeciętnego wynagrodzenia jest jedną z najwyższych na świecie. Ogromna większość Polaków nie ma nawet co marzyć o kupnie mieszkania. Jedyną szansą(?) jest wzięcie kredytu, ale i tu widać, że Polaków średnio stać, więc starają się to zrobić jak najtaniej - najpierw brali "tanie" kredyty we frankach, potem kredyty z "niższą" ratą w ramach RnS, a ostatnio biorą "tanie" kredyty standardowe, bo stopy procentowe zostały (na czas jakiś) obniżone do historycznych minimów. Efekt wszystkich tych trzech "promocji" wydaje się być łatwy do przewidzenia. W sytuacji typowego dla Polski oprocentowania kredytów mieszkaniowych (~7%) ich sprzedaż spada bardzo zauważalnie, co natychmiast powoduje silną presję na obniżki zawyżonych cen. Na razie wszystko jeszcze się jakoś trzyma, ale kiedy stopy zaczną rosnąć, mieszkanie może stać się nieosiągalne nawet dla tych, którzy już je "mają" (pożyczone od banku).
Dlaczego ceny mieszkań spadną?
O bardzo prawdopodobnych spadkach cen pisaliśmy na tym blogu już wielokrotnie. Po szczegóły zapraszam do wpisu:
11 powodów, dla których ceny mieszkań spadną... i kilka powodów, dla których nie spadną tak szybko
Podstawowy czynnik to wspomniana już bardzo wysoka relacja przeciętnych cen w stosunku do wynagrodzeń - to wydaje się nie do utrzymania z bardzo prostej przyczyny. Wzrost stóp procentowych spowoduje, że rata kredytu przy aktualnych cenach będzie tak dużym (procentowo) obciążeniem dla domowego budżetu, że nie będzie w stanie być spłacana, przez co zaciągane kredyty będą musiały być niższe. Aktualnie, mimo historycznie niskich stóp procentowych, z reguły wynajęcie mieszkania jest bardziej opłacalne niż jego kupno - po wzroście stóp ta relacja jeszcze się pogorszy na niekorzyść kupna. Sytuacja demograficzna Polski jest tragiczna, co przekłada się także na spadającą liczbę studentów, czyli głównej grupy klientów na wynajmowane mieszkania. Wzrost wymagań kredytowych (spadek maksymalnego LTV) także będzie działał w kierunku ograniczenia akcji kredytowej i spowoduje dalsze zmniejszenie rzeczywistego popytu. Swoje dołoży ogólna sytuacja finansowa państwa (grabież emerytur, dalsze mniej lub bardziej jawne podnoszenie podatków), a gwoździem do trumny rynku nieruchomości może być podatek katastralny.
Na razie jednak spektakularnych spadków nie ma - zasługa w tym rządowych programów "pomocowych", a ostatnio bardzo niskich stóp procentowych. Dopóki będą one utrzymywane, dostępność mieszkaniowa się nie poprawi. Jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć w nagłą poprawę gospodarczą w Polsce i silny wzrost realnych wynagrodzeń, więc
jedynym potencjalnym czynnikiem "prowzrostowym" jest dla mnie upadek zaufania do papierowego/elektronicznego pieniądza i jego silna dewaluacja. Tak, czy inaczej, aktualna relacja ceny metra kwadratowego do przeciętnego wynagrodzenia (w okolicach 2) jest nie do utrzymania i ona spadnie. Okaże się, czy nastąpi to przez znaczny spadek cen nominalnych, czy może przez znaczny spadek siły nabywczej aktualnego pieniądza.
Dlaczego w Polsce ma być "inaczej"?
Wielokrotnie spotkałem się ze stwierdzeniem, że wiele krajów powtarzało standardowe mechanizmy bańki kredytowo-mieszkaniowej, ale Polska to jest dziwny kraj i w Polsce będzie inaczej. Że to jest dziwny kraj, to się zgadza... ale że miałoby być inaczej niż w krajach, które przeżywały podobne "problemy", jakoś też nie chce mi się wierzyć. Na razie jesteśmy dokładnie na kursie hiszpańskim/irlandzkim/amerykańskim/japońskim - po okresie cudu gospodarczego, przekredytowania i osiągnięcia absurdalnych cen przeróżnych aktywów (nie tylko nieruchomości) przychodzi czas problemów. Niektórzy nazywają to cyklem gospodarczym, inni celowym działaniem światowej elity bankowej - tak, czy inaczej, po okresie prosperity następuje okres kryzysu. Prosperity już mieliśmy... a kryzys się powoli rozkręca. Propaganda medialna wciąż pokazuje Polskę jako zieloną wyspę, ale jak można w to uwierzyć, skoro finanse państwa są już w takim stanie, że "trzeba" przejąć przyszłe emerytury? Czyżbyśmy zamiast wariantu hiszpańskiego, czy irlandzkiego mieli powtórzyć wariant argentyński? Niestety, ale Polska niczym specjalnym nie wyróżnia się w skali świata. No... może poza tym, że u nas bańka mieszkaniowa przybrała rozmiary niespotykane na świecie.
Dlaczego poparcie rządu wciąż jest wyższe od zera?
Tego nigdy nie zdołam zrozumieć. Przez kilka lat zainteresowania tematyką mieszkaniową spotkałem tylko jeden sensowny pomysł aktualnej ekipy - ustawę o najmie okazjonalnym, która okazała się kolejną, bezużyteczną klapą (mimo całkiem sensownych założeń). Cała reszta działalności (likwidacja ulgi budowlanej, RnS, MdM, Fundusz BGK) lub zupełny brak działań (brak planów zagospodarowania przestrzennego, ciągle ogromna ilość komplikacji przy budowie) pokazują, że poprawa sytuacji mieszkaniowej Polaków nie jest priorytetem tego rządu (poprzednich również). Także patrząc szerzej na całość polityki trudno doszukać się pozytywnych akcentów. A przez kilka lat naprawdę można by zrobić sporo pożytecznego - na osłodę mamy tylko tematy zastępcze: walkę z dopalaczami, mamę Madzi, problemy płciowe posłów, czy hit ostatniego czasu - pomoc finansowa dla Ukrainy. Państwo polskie, które przed bankructwem uchroniła (na razie) grabież emerytur i likwidacja progów zadłużenia, ma pomagać finansowo innemu krajowi - pomagaliśmy już w ratowaniu europejskich banków bankrutów miliardami Euro z NBP. I wystarczy.
Dlaczego powstał ten blog?
To jest akurat proste ;) Tyle się naczytałem bzdur na temat mieszkań, że musiałem napisać w końcu, co myślę. I nawet ktoś to zaczął czytać... Wiedza w tematyce, z którą się spotykałem u Polaków, była tak marna, że aż dziw bierze, iż można było na jej podstawie podejmować zobowiązania na 30 lat, a czasem i dłużej. Podobno niektórzy, po przeczytaniu kilku wpisów, zrezygnowali z kredytu na mieszkanie - historia oceni, czy to była dobra decyzja. Jeśli nie, to z góry przepraszam, bo nie chciałem nikogo prowokować do błędów, czy przegrywania życia ;)
Dlaczego nie mamy racji?
Trochę pewnie dlatego, że z racją jest jak z pupą - każdy ma swoją. A tak bardziej formalnie, to... ponieważ przedstawiamy tu różne wizje (to chyba zbyt duże słowo;) i interpretacje dotyczące spraw mieszkaniowych, które to sprawy tworzą płaszczyznę o (chyba) nieskończonej liczbie aspektów (pozostaje pytanie, czy jest to nieskończoność przeliczalna, nieprzeliczalna, czy może jest nieskończonością "typu continuum"), to z definicji, reprezentując pojedyncze stanowisko, prawdopodobieństwo tego, że mamy rację, jest praktycznie zerowe, bądź w ogóle nie istnieje.
Niech każdy czytelnik ma to na uwadze ;)
Wszystkie te czynniki sprawiły, że dostępność mieszkań w Polsce jest bardzo słaba, a relacja przeciętnej ceny metra kwadratowego do przeciętnego wynagrodzenia jest jedną z najwyższych na świecie. Ogromna większość Polaków nie ma nawet co marzyć o kupnie mieszkania. Jedyną szansą(?) jest wzięcie kredytu, ale i tu widać, że Polaków średnio stać, więc starają się to zrobić jak najtaniej - najpierw brali "tanie" kredyty we frankach, potem kredyty z "niższą" ratą w ramach RnS, a ostatnio biorą "tanie" kredyty standardowe, bo stopy procentowe zostały (na czas jakiś) obniżone do historycznych minimów. Efekt wszystkich tych trzech "promocji" wydaje się być łatwy do przewidzenia. W sytuacji typowego dla Polski oprocentowania kredytów mieszkaniowych (~7%) ich sprzedaż spada bardzo zauważalnie, co natychmiast powoduje silną presję na obniżki zawyżonych cen. Na razie wszystko jeszcze się jakoś trzyma, ale kiedy stopy zaczną rosnąć, mieszkanie może stać się nieosiągalne nawet dla tych, którzy już je "mają" (pożyczone od banku).
Dlaczego ceny mieszkań spadną?
O bardzo prawdopodobnych spadkach cen pisaliśmy na tym blogu już wielokrotnie. Po szczegóły zapraszam do wpisu:
11 powodów, dla których ceny mieszkań spadną... i kilka powodów, dla których nie spadną tak szybko
Podstawowy czynnik to wspomniana już bardzo wysoka relacja przeciętnych cen w stosunku do wynagrodzeń - to wydaje się nie do utrzymania z bardzo prostej przyczyny. Wzrost stóp procentowych spowoduje, że rata kredytu przy aktualnych cenach będzie tak dużym (procentowo) obciążeniem dla domowego budżetu, że nie będzie w stanie być spłacana, przez co zaciągane kredyty będą musiały być niższe. Aktualnie, mimo historycznie niskich stóp procentowych, z reguły wynajęcie mieszkania jest bardziej opłacalne niż jego kupno - po wzroście stóp ta relacja jeszcze się pogorszy na niekorzyść kupna. Sytuacja demograficzna Polski jest tragiczna, co przekłada się także na spadającą liczbę studentów, czyli głównej grupy klientów na wynajmowane mieszkania. Wzrost wymagań kredytowych (spadek maksymalnego LTV) także będzie działał w kierunku ograniczenia akcji kredytowej i spowoduje dalsze zmniejszenie rzeczywistego popytu. Swoje dołoży ogólna sytuacja finansowa państwa (grabież emerytur, dalsze mniej lub bardziej jawne podnoszenie podatków), a gwoździem do trumny rynku nieruchomości może być podatek katastralny.
Na razie jednak spektakularnych spadków nie ma - zasługa w tym rządowych programów "pomocowych", a ostatnio bardzo niskich stóp procentowych. Dopóki będą one utrzymywane, dostępność mieszkaniowa się nie poprawi. Jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć w nagłą poprawę gospodarczą w Polsce i silny wzrost realnych wynagrodzeń, więc
jedynym potencjalnym czynnikiem "prowzrostowym" jest dla mnie upadek zaufania do papierowego/elektronicznego pieniądza i jego silna dewaluacja. Tak, czy inaczej, aktualna relacja ceny metra kwadratowego do przeciętnego wynagrodzenia (w okolicach 2) jest nie do utrzymania i ona spadnie. Okaże się, czy nastąpi to przez znaczny spadek cen nominalnych, czy może przez znaczny spadek siły nabywczej aktualnego pieniądza.
Dlaczego w Polsce ma być "inaczej"?
Wielokrotnie spotkałem się ze stwierdzeniem, że wiele krajów powtarzało standardowe mechanizmy bańki kredytowo-mieszkaniowej, ale Polska to jest dziwny kraj i w Polsce będzie inaczej. Że to jest dziwny kraj, to się zgadza... ale że miałoby być inaczej niż w krajach, które przeżywały podobne "problemy", jakoś też nie chce mi się wierzyć. Na razie jesteśmy dokładnie na kursie hiszpańskim/irlandzkim/amerykańskim/japońskim - po okresie cudu gospodarczego, przekredytowania i osiągnięcia absurdalnych cen przeróżnych aktywów (nie tylko nieruchomości) przychodzi czas problemów. Niektórzy nazywają to cyklem gospodarczym, inni celowym działaniem światowej elity bankowej - tak, czy inaczej, po okresie prosperity następuje okres kryzysu. Prosperity już mieliśmy... a kryzys się powoli rozkręca. Propaganda medialna wciąż pokazuje Polskę jako zieloną wyspę, ale jak można w to uwierzyć, skoro finanse państwa są już w takim stanie, że "trzeba" przejąć przyszłe emerytury? Czyżbyśmy zamiast wariantu hiszpańskiego, czy irlandzkiego mieli powtórzyć wariant argentyński? Niestety, ale Polska niczym specjalnym nie wyróżnia się w skali świata. No... może poza tym, że u nas bańka mieszkaniowa przybrała rozmiary niespotykane na świecie.
Dlaczego poparcie rządu wciąż jest wyższe od zera?
Tego nigdy nie zdołam zrozumieć. Przez kilka lat zainteresowania tematyką mieszkaniową spotkałem tylko jeden sensowny pomysł aktualnej ekipy - ustawę o najmie okazjonalnym, która okazała się kolejną, bezużyteczną klapą (mimo całkiem sensownych założeń). Cała reszta działalności (likwidacja ulgi budowlanej, RnS, MdM, Fundusz BGK) lub zupełny brak działań (brak planów zagospodarowania przestrzennego, ciągle ogromna ilość komplikacji przy budowie) pokazują, że poprawa sytuacji mieszkaniowej Polaków nie jest priorytetem tego rządu (poprzednich również). Także patrząc szerzej na całość polityki trudno doszukać się pozytywnych akcentów. A przez kilka lat naprawdę można by zrobić sporo pożytecznego - na osłodę mamy tylko tematy zastępcze: walkę z dopalaczami, mamę Madzi, problemy płciowe posłów, czy hit ostatniego czasu - pomoc finansowa dla Ukrainy. Państwo polskie, które przed bankructwem uchroniła (na razie) grabież emerytur i likwidacja progów zadłużenia, ma pomagać finansowo innemu krajowi - pomagaliśmy już w ratowaniu europejskich banków bankrutów miliardami Euro z NBP. I wystarczy.
Dlaczego powstał ten blog?
To jest akurat proste ;) Tyle się naczytałem bzdur na temat mieszkań, że musiałem napisać w końcu, co myślę. I nawet ktoś to zaczął czytać... Wiedza w tematyce, z którą się spotykałem u Polaków, była tak marna, że aż dziw bierze, iż można było na jej podstawie podejmować zobowiązania na 30 lat, a czasem i dłużej. Podobno niektórzy, po przeczytaniu kilku wpisów, zrezygnowali z kredytu na mieszkanie - historia oceni, czy to była dobra decyzja. Jeśli nie, to z góry przepraszam, bo nie chciałem nikogo prowokować do błędów, czy przegrywania życia ;)
Dlaczego nie mamy racji?
Trochę pewnie dlatego, że z racją jest jak z pupą - każdy ma swoją. A tak bardziej formalnie, to... ponieważ przedstawiamy tu różne wizje (to chyba zbyt duże słowo;) i interpretacje dotyczące spraw mieszkaniowych, które to sprawy tworzą płaszczyznę o (chyba) nieskończonej liczbie aspektów (pozostaje pytanie, czy jest to nieskończoność przeliczalna, nieprzeliczalna, czy może jest nieskończonością "typu continuum"), to z definicji, reprezentując pojedyncze stanowisko, prawdopodobieństwo tego, że mamy rację, jest praktycznie zerowe, bądź w ogóle nie istnieje.
Niech każdy czytelnik ma to na uwadze ;)
Świetny blog. Dziękuję za ogrom pracy i świetne "pióro".
OdpowiedzUsuńDewaluacja jest nieuchronna dlatego banki zabezpieczyły się tak dobrze na nieruchomościach przy zmiennej stopie procentowej.
Kolejny świetny wpis, ale to już standard;) Jeśli chodzi o kredyty to rozmawiałem ostatnio ze swoimi Rodzicami i jak brali za "Gierka" to mieli stałe 3% wpisane w umowie kredytowej, więc taki kredyt to ja bym z pocałowaniem ręki wziął. Mieli oni jeszcze coś innego czego szczególnie mi teraz brakuje, a mianowicie stabilność zatrudnienia.
OdpowiedzUsuńNo to jeszcze napisz nam kiedy brałeś kredyt w CHF i kiedy go spłaciłeś przy jakim kursie.
UsuńTeż znam ludzi którzy spłacili kredyty w CHF i są zadowoleni. Choć trzeba przyznać, że nie wynika to z ich wiedzy czy intuicji finansowej. Po prostu fart. Jak się kupowało mieszkanie w 2003 roku to można było nadpłacać kredyt. Dzisiaj przy obecnym kursie CHF nadpłacanie totalnie się nie opłaca.
Świetny wpis. BTW wyświetla ci się reklama home brokena - brawo, niech bulą :) Ciekawe ile klientów im nagonisz :)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że spośród tych, którzy przeczytali choć jeden wpis, to żadnego... ;)
UsuńKredyt w CHFach spłaciłem, jestem zadowolony. Mam mieszkanie, nie bank. Bez tego mieszkania nie wyobrażam sobie pracowania w Warszawie co z kolej umożliwiło mi na dzieńdobry podwyżkę pensji o 250%, o nie do. Podstawą była dyscyplna, ludzie są poprostu rozpuszczeni i dlatego mają problemy, kredyty to tylko symptom a nie przyczyna.
OdpowiedzUsuńNo to gratulujemy !
UsuńJednak na tym blogu komentowane są raczej tendencje i trendy (wraz z metodami ich wywoływania i podtrzymywania) niż pojedyncze przypadki.
Rozumiem, że kredyt nie był duży albo dochody były znacznie ponad średnią. Takie przypadki nie tworzą jednak trendu, zwłaszcza nie byłyby w stanie nadmuchać bańki - problemem jest wszak struktura kredytów, zwłaszcza ilość tych na ponad 25 letni okres.
Dobrze, że masz mieszkanie, nie bank, chociaż pewnie ielu wolało by mieć bank a nie mieszkanie. To drugie przyszło by samo. :-)))
Dzięki za złośliwostki, sam się prosiłem pisząc tak niestarannie.
UsuńCo do meritum, kredyt był na 80% wartości mieszkania i rata była większa niż 1/3 płacy brutto w momencie brania kredytu więc raczej nie radykalnie różnie od parametrów przy których uważasz branie kredytu za nierozsądne. Co do dowodów anegdotycznych vs teoria, jeżeli bada się teorię to wystarczy podać jeden przykład który nie jest z nią zgodny żeby jej zaprzeczyć no chyba że nie była to teoria tylko takie niewiadomo co. Masz oczywiście rację co do przyczyn bańki ale to nie znaczy, że nie ma sensu brać kredytów. Czy to było szczęście z mojej strony? Nie, raczej dość konserwatywne założenia i dyscyplina. Ludzie mają problemy z kredytami hipotecznymi bo traktują je jako konsumpcję a nie inwestycję. Zgadzam się z Tobą, że kredyt konsumpcyjny na 30-50 lat to czysta głupota. Weź jednak pod uwagę, że na największym rynku mieszkaniowym w Polsce (stolica) jest lub było mnóstwo osób w podobnej sytuacji jak ja którzy poradzili sobie gorzej bo albo kupowali droższe mieszkanie albo wydatki im rosły razem z pensją albo wręcz pensją+ zmianą zdolności kredytowej. Tu jest problem a nie w kredytach hipotecznych. Jestem w stanie zrozumieć, że ludzie nie korzystający z kredytów są wkurzeni na kredyciarzy którzy windują ceny ale czy to zmieni rzeczywistość? Może zamiast z nią walczyć lepiej nauczyć sie ją wykorzystywać?
No to jeszcze napisz nam kiedy brałeś kredyt w CHF i kiedy go spłaciłeś przy jakim kursie.
UsuńTeż znam ludzi którzy spłacili kredyty w CHF i są zadowoleni. Choć trzeba przyznać, że nie wynika to z ich wiedzy czy intuicji finansowej. Po prostu fart. Jak się kupowało mieszkanie w 2003 roku to można było nadpłacać kredyt. Dzisiaj przy obecnym kursie CHF nadpłacanie totalnie się nie opłaca.
w 2005 roku, przy kursie 2,56. 2/3 spłaciłem przy 2,00. reszte około 3,30 . Kurs ma niewielkie znaczenie, od początku planowałem go spłacić wcześniej. 35 lat było po to żeby mieć jak najniższą ratę. Pytanie za 10 punktów, ile osób spłaca kredyt jak podnoszą im się przychody a ile więcej konsumuje?
Usuńcytat: "Jestem w stanie zrozumieć, że ludzie nie korzystający z kredytów są wkurzeni na kredyciarzy którzy windują ceny ale czy to zmieni rzeczywistość? Może zamiast z nią walczyć lepiej nauczyć sie ją wykorzystywać?"
UsuńMożesz napisać w jaki sposób to wykorzystać?
Uważam, że ceny nominalne mieszkań będą w trendzie w długim okresie. Jeżeli tak to w sytuacji słabo oprocentowanych depozytów są dobrą lokatom kapitału. Skoro planujesz kupić mieszkanie to odkładaj w nieruchomościach: miejsce parkingowe, garaż, kawalerka, małe mieszkanie itd. W ten sposób jak ceny będą szły w dół to będziesz musiał dołożyć mniej do upgreadu a jak będą szły w górę to twoja "lokata" zyskuje na wartości.
Usuńjest:
UsuńUważam, że ceny nominalne mieszkań będą w trendzie w długim okresie.
powinno być:
Uważam, że ceny nominalne mieszkań będą w trendzie wzrostowym w długim okresie.
Z góry przepraszam za przydługo post ale muszę zagłębić się wszczegóły.
Usuń"w 2005 roku, przy kursie 2,56. 2/3 spłaciłem przy 2,00"
Spłaciłeś kredyt w 3 lata? To był kredyt na mieszkanie czy na telewizor? Bo jeżeli na mieszkanie to gratuluję genialnych przychodów, albo bogatych rodziców. No chyba, że te mieszkanie to było 20 metrowa klitka za 60 tyś. zł gdzieś na zadupiu.
"Kurs ma niewielkie znaczenie, od początku planowałem go spłacić wcześniej"
Tak. Oczywiście. Nie ma totalnie znaczenia. To może policzmy. Liczby nie kłamią.
Wziąłeś 300 tyś. po 2,56 czyli jakieś 117 tyś CHF w 2005 roku.
W 2008 roku (wtedy kurs był po 2 zł) spłaciłeś już 2/3 czyli załóżmy, że średnia z tego okresu wyszła 2,25.
Spłaciłeś 78 tyś. CHF po 2,25 czyli jakieś 175 tyś. zł. Zostało Ci 39 tyś, które spłaciłeś po 3,30 czyli jakieś 128 tyś. zł.
Oddajesz bankowi uwzględniając tylko różnice kursowe 175+128=303 tyś. zł.
To teraz policz sobie ile byś zapłacił jakbyś wziął po 2,2. czyli jakbyś wziął kredyt tylko 2 lata później!
Bierzesz po 2,20 w 2007 roku czyli 136 tyś CHF (już jest 20 tyś. CHF więcej). Spłacasz po 3 latach (2010 rok) 2/3 wkładu czyli 90 tyś. CHF po średnim kursie przez rok jakieś 2 zł, z później do 2010 powiedzmy 2,90 (bardzo optymistyczne założenie) czyli około 260 tyś. zł. i zostaje Ci jeszcze 45 tyś, które spłacasz (tutaj przyjmę po 3 zł bo nie napisałeś kiedy spłaciłeś ale CHF mniej więcej średnio tak chodzi od 2010 roku i to bardzo optymistyczne założenie) czyli spłacasz 136 tyś zł.
Oddajesz bankowi uwzględniając tylko różnice kursowe 260+136=396 tyś. zł.
Różnica prawie 100 tyś. zł czyli 1/3 wartości mieszkania.
Dalej uważasz, że kurs nie ma żadnego znaczenia?
Napiszę tak.
Farta miałeś i tyle. Większość znajomych którzy kupili mieszkania od 2000 do 2005 w CHF pospłacało kredyty. I wszyscy przyznają, że mieli szczęście bo nie dość, że udało im się jeszcze tanio kupić to jeszcze koszt kredytu był śmiesznie mały.
Ja kupiłem mieszkanie w 2006 roku i też je nadpłacałem. Plan był taki, że mieszkanie miało być na 5 lat i wyprowadzka z spłaconą połową kapitału. Niestety nie mam bogatych starych i nie zarabiam 200 tyś rocznie, żeby spłacić kredyt w 5 lat, w efekcie dzisiaj mam kapitału 1,3 razy większy niż wartość nieruchomości i nie opłaca się tego kredytu nadpłacać przy takim kursie, co gorsza nic z nim nie można zrobić. Trzeba czekać i ewentualnie wynająć.
Mam takiego kumpla, który kiedyś powiedział cytuję: "trzeba być idiotą, żeby brać kredyt na 30 lat". Sam kupił mieszkanie 100 m2 na kredyt, który spłacił w 4 lata. O jednym zapomniał dodać. Kredyt był na 70 tyś. Resztę 350 tyś. dała u mamusia.
Nie obraź się ale jesteś podobnym przypadkiem. Myślisz, że jesteś geniuszem finansjery a po prostu albo masz bogatych starych albo masz farta, bo gdybyś był takim geniuszem to myślę, że nie potrzebowałbyś kredytu, żeby kupić mieszkanie bo na wiedzy którą, rzekomo posiadasz mógłbyś zarobić grube pieniądze.
Pozdrawiam.
Sorry, ale jak ktoś nie bierze kredytu na 30 lat to wcale nie oznacza, że ma bogatych starych!
UsuńPowiedzmy dwoje ludzi zarabiających w sumie 10 tys/mies, żyją za 4, a 6 odkładają, albo nawet połowę wydają, a połowę oszczędzają. Po 5 latach mają odłożone na zakup mieszkania bez kredytu i bez prezentów od rodziców.
Tylko, że większość ludzi przy takich zarobkach woli żyć "na poziomie", a mieszkanie kupić na kredyt.
Z góry przepraszam za przydługo post ale muszę zagłębić się wszczegóły.
Usuń"w 2005 roku, przy kursie 2,56. 2/3 spłaciłem przy 2,00"
Spłaciłeś kredyt w 3 lata? To był kredyt na mieszkanie czy na telewizor? Bo jeżeli na mieszkanie to gratuluję genialnych przychodów, albo bogatych rodziców. No chyba, że te mieszkanie to było 20 metrowa klitka za 60 tyś. zł gdzieś na zadupiu.
Hmmm, wchodzimy w szczegóły których chiałbym uniknąć ze względu na ich dostępność ale jak widzę, że próbujesz mi udowodnić że to co przeżyłem nie miało miejsca to trochę ponoszą mnie emocje. Najgorzej jak za kupowanie mieszkań "biorą się" osoby których na nie nie stać w żadnym wariancie. Miałem niskie jak na Warszawe dochody więc kupiłem mieszkanie pod nią. Ceny na Gocławiu były wtedy w okolicach 4200/m2 ja kupiłem za niecałe 2700. Kredytu było 117k, po 3,5 roku około 50k więc spłacone było 67k+odsetki-zmiana kursu. Daje to jakoś 2k nadpłacane przeciętnie na miesiąc. Było to w okolicach pensji netto żony po przenosinach do Warszawy. I tu faktycznie popełniłem nieścisłość, w momencie zawierania kredytu rata to było jakieś 1/3 naszych połączonych pensji netto a nie brutto. Która z tych danych budzi Twoją wątpliwość?
"Kurs ma niewielkie znaczenie, od początku planowałem go spłacić wcześniej"
Tak. Oczywiście. Nie ma totalnie znaczenia. To może policzmy. Liczby nie kłamią.
Wziąłeś 300 tyś.
patrz wyżej
po 2,56 czyli jakieś 117 tyś CHF w 2005 roku.
117k PLN w styczniu 2005
W 2008 roku (wtedy kurs był po 2 zł) spłaciłeś już 2/3 czyli załóżmy, że średnia z tego okresu wyszła 2,25.
większość spłaciłem pomiędzy 2,00 a 2,10
Spłaciłeś 78 tyś. CHF po 2,25 czyli jakieś 175 tyś. zł. Zostało Ci 39 tyś, które spłaciłeś po 3,30 czyli jakieś 128 tyś. zł.
Oddajesz bankowi uwzględniając tylko różnice kursowe 175+128=303 tyś. zł.
Dobrze dzisiaj spałeś? A wziąłem według Twoich założeń 300k? straciłem na różnicach kursowych 1%, miałem sie pociachać? lol
To teraz policz sobie ile byś zapłacił jakbyś wziął po 2,2. czyli jakbyś wziął kredyt tylko 2 lata później!
Ale ja nie namawiam na brania kredytu :) teraz jak już jestem na etapie zamiany mieszkania na większe zależy mi na spadku cen. Pokazałem tylko, ze tak jak anale biorą swoje prognozy z dupy tak samo Ty tylko przeginacie w odwrotnych kierunkach. cdn
Bierzesz po 2,20 w 2007 roku czyli 136 tyś CHF (już jest 20 tyś. CHF więcej). Spłacasz po 3 latach (2010 rok) 2/3 wkładu czyli 90 tyś. CHF po średnim kursie przez rok jakieś 2 zł, z później do 2010 powiedzmy 2,90 (bardzo optymistyczne założenie) czyli około 260 tyś. zł. i zostaje Ci jeszcze 45 tyś, które spłacasz (tutaj przyjmę po 3 zł bo nie napisałeś kiedy spłaciłeś ale CHF mniej więcej średnio tak chodzi od 2010 roku i to bardzo optymistyczne założenie) czyli spłacasz 136 tyś zł.
UsuńOddajesz bankowi uwzględniając tylko różnice kursowe 260+136=396 tyś. zł.
Różnica prawie 100 tyś. zł czyli 1/3 wartości mieszkania.
Dalej uważasz, że kurs nie ma żadnego znaczenia?
Ok, masz rację, w trendzie spadkowym, ktory wtedy trwał już jakiś czas (2lata?) wziąłem kredyt i spłaciłem go zanim się odwrócił po 3 latach. No po prostu fart.
Napiszę tak.
Farta miałeś i tyle. Większość znajomych którzy kupili mieszkania od 2000 do 2005 w CHF pospłacało kredyty. I wszyscy przyznają, że mieli szczęście bo nie dość, że udało im się jeszcze tanio kupić to jeszcze koszt kredytu był śmiesznie mały.
Ok, jeżeli pasuje Ci to do teorii. Czy nie potwierdza to jednak tego, że zdarzają sie okoliczności w których opłaca się kupować mieszkanie na kredyt?
Ja kupiłem mieszkanie w 2006 roku i też je nadpłacałem. Plan był taki, że mieszkanie miało być na 5 lat i wyprowadzka z spłaconą połową kapitału. Niestety nie mam bogatych starych i nie zarabiam 200 tyś rocznie, żeby spłacić kredyt w 5 lat, w efekcie dzisiaj mam kapitału 1,3 razy większy niż wartość nieruchomości i nie opłaca się tego kredytu nadpłacać przy takim kursie, co gorsza nic z nim nie można zrobić. Trzeba czekać i ewentualnie wynająć.
Różnie się w życiu układa. Też nam nikt nie pomagał w spłacie mieszkania i po drodze zdarzyła nam się katastrofa która kosztował co najmniej 100k a pewnie sporo więcej.Nasze zarobki są nizsze niz przeciętna warszawska więc nie wiem o czym mówisz. Pewnie jakbym był sam to bym mieszkania nie kupował. Możliwość przeznaczania drugiej pensji na inwestycje a później spłatę kredytu umożliwiła takie zakończenie.
Mam takiego kumpla, który kiedyś powiedział cytuję: "trzeba być idiotą, żeby brać kredyt na 30 lat". Sam kupił mieszkanie 100 m2 na kredyt, który spłacił w 4 lata. O jednym zapomniał dodać. Kredyt był na 70 tyś. Resztę 350 tyś. dała u mamusia.
:) ale to nie mój przypadek
Nie obraź się ale jesteś podobnym przypadkiem.
Nie obrażę się ale nie jestem
Myślisz, że jesteś geniuszem finansjery
Geniuszem to nie ale dupy też nie daję. Na co liczyłeś biorąc kredyt hipoteczny przy cenie franka 2,20?
a po prostu albo masz bogatych starych albo masz farta,
trochę farta a większość oszczędna żona i umiarkowanie w wydatkach.
bo gdybyś był takim geniuszem to myślę, że nie potrzebowałbyś kredytu, żeby kupić mieszkanie bo na wiedzy którą, rzekomo posiadasz mógłbyś zarobić grube pieniądze.
A gdzie się tak obnosiłem ze swoją wiedzą? Poza tym wygląda że argumenty skęcają ad hominem.
Pozdrawiam.
Ja również
Przepraszam Cię, ale nie zrozumiałeś mojego postu. Być może się źle wyraziłem.
UsuńNigdzie nie napisałem, że kredyty są złe.
Nigdzie nie napisałem namawiasz na branie kredytów.
Nigdzie też nie napisałem, że to co Ty napisałeś jest nieprawdą.
Chciałem się tylko odnieść do Twoich słów:
"Podstawą była dyscyplna, ludzie są poprostu rozpuszczeni i dlatego mają problemy, kredyty to tylko symptom a nie przyczyna."
I taka była moja intencja. Że kredyt w CHF to spekulacja i wystarczyło, żebyś kupił dwa lata później mieszkanie i inaczej byś dzisiaj pisał. I zapewne do tej pory byś miał kredyt bo dużo więcej musiałbyś za niego zapłacić.
Chodzi mi tylko o to, że czasami ludzie są tak pewni, że dobrze zrobili, a wystarczyło by jeden czynnik. Nie wiem rozmowa z żoną, decyzja - kupimy później i przyszłość już wygląda inaczej.
"A gdzie się tak obnosiłem ze swoją wiedzą? Poza tym wygląda że argumenty skęcają ad hominem."
Właśnie w powyższym zdaniu, w którym osądzasz ludzi. Twierdzisz, że wszyscy "udupieni" w kredyty CHF to nieudacznicy życiowi, a nie bierzesz po uwagę, że to, że nie masz już kredytu na mieszkanie to był czysty fart. Żadna kalkulacja czy dyscyplina.
No chyba, że jesteś taki dobry, że wiedziałeś co będzie się działo z CHF i na rynku mieszkań. Ale jakbyś posiadał taką wiedzę, to byś nie siedział na tym forum bo byłbyś bardzo bogatym człowiekiem.
Anonimowy26 lutego 2014 08:03
Usuń"Przepraszam Cię, ale nie zrozumiałeś mojego postu. Być może się źle wyraziłem.
Nigdzie nie napisałem, że kredyty są złe.
Nigdzie nie napisałem namawiasz na branie kredytów.
Nigdzie też nie napisałem, że to co Ty napisałeś jest nieprawdą."
Ok, też przepraszam bo niepotrzebnie użyłem pewnych sformułowań.
"Chciałem się tylko odnieść do Twoich słów:
"Podstawą była dyscyplna, ludzie są poprostu rozpuszczeni i dlatego mają problemy, kredyty to tylko symptom a nie przyczyna."
I taka była moja intencja. Że kredyt w CHF to spekulacja i wystarczyło, żebyś kupił dwa lata później mieszkanie i inaczej byś dzisiaj pisał. I zapewne do tej pory byś miał kredyt bo dużo więcej musiałbyś za niego zapłacić."
Później bym nie kupił mieszkania bo nie dałbym 5000/m2 albo więcej. Ok, można przyjąć, że miałem farta i zdążyłem z zakupem mieszkania ale też sytuacja wymuszała szybki zakup.
"Chodzi mi tylko o to, że czasami ludzie są tak pewni, że dobrze zrobili, a wystarczyło by jeden czynnik. Nie wiem rozmowa z żoną, decyzja - kupimy później i przyszłość już wygląda inaczej."
Z jednej strony masz rację a z drugiej czy nie dałbyś rady spłacić kredytu na 137k PLN nawet po tym jak wzrósł kapitał o 60%?
""A gdzie się tak obnosiłem ze swoją wiedzą? Poza tym wygląda że argumenty skęcają ad hominem."
Właśnie w powyższym zdaniu, w którym osądzasz ludzi. Twierdzisz, że wszyscy "udupieni" w kredyty CHF to nieudacznicy życiowi"
Ale upupienie to konsekwencja wzięcia kredytu na styk a nie pecha. Jeżeli to zabrzmiał jak nazywanie ludzi nieudacznikami to nie było to moim zamiarem.
"a nie bierzesz po uwagę, że to, że nie masz już kredytu na mieszkanie to był czysty fart. Żadna kalkulacja czy dyscyplina."
Chcesz mi powiedzieć, że to że od początku odkładałem środki na wcześniejszą spłatę to fart? To tyle w temacie dyscypliny. Dyscyplina była potrzebna po to żeby realizować plan wynikły z kalkulacji że mamy mamy hossę na giełdzie i lepiej wpłacać na fundusz niż spłacać kredyt oprocentowany na 3-4% i w spadającej walucie. Skończyła się hossa to się spłaciło ponadpłacało kredyt. Na tej zasadzie to ja miałem w życiu ogromnie dużo szczęścia. Problem polega na tym, że chyba wszystkiego nie da sie wytłumaczyć szczęściem.
"No chyba, że jesteś taki dobry, że wiedziałeś co będzie się działo z CHF i na rynku mieszkań."
Ok, z kursem liczyłem na kontynuowanie trendu wystarczająco długo żeby odłożyć środki na wcześniejszą spłatę. Tu możemy mówić o braku pecha. co do ceny mieszkań, co by mnie ruszyło jakby cena wzrosła? Spadek też mnie nie bardzo ruszał.
"Ale jakbyś posiadał taką wiedzę, to byś nie siedział na tym forum bo byłbyś bardzo bogatym człowiekiem."
I bycie bardzo bogatym człowiekiem wyklucza czytanie tego bloga? Ups, niewiedziałem.
"Chcesz mi powiedzieć, że to że od początku odkładałem środki na wcześniejszą spłatę to fart?"
UsuńNie chodzi mi o to. Chodzi mi o wejście w zakup mieszkania, oraz spekulację na CHF. Być może jakbyś wszedł później to byś nie kupił mieszkania ale jakbyś kupił to najprawdopodobniej miałbyś kredyt do tej pory. Chodzi mi o to, że nie powinieneś pouczać innych bo to, że spekulacja Ci się udała wynika tylko z momentu wejścia w tą spekulację, który był dla Ciebie raczej losowy tak jak u innych zakredytowanych w CHF.
A co do nadmiernej konsumpcji i nie odkładnia pieniędzy to oczywiście się zgadzam. Ostatnio na innym blogu czytałem o raporcie w którym ok 50% ankietowanych przyznało, że nie miało by 900 zł na niespodziewane wydatki, a tym samym tylko 10% zadeklarowało, że nie stać ich na własny samochód :)
Więc Twoje zdanie na temat zakredytowanych pod korek, którzy nawet telewizor za 1000 zł mają na kredyt popieram w 100%.
"I bycie bardzo bogatym człowiekiem wyklucza czytanie tego bloga? Ups, niewiedziałem."
Tu trochę się nie zrozumieliśmy. Chodzi mi o to, że gdybyś wiedział, że CHF najpierw stanieje do 2 zł a później zdrożeje do 4 to raczej siedziałbyś teraz na Bahama i pił drinka z parasolką a nie zajmował sobie głowę ceną mieszkań w jakimś za przeproszeniem zadupiu Europy.
W każdym bądź razie gratuluje samodyscypliny i braku smyczy od banku :)
Pozdrawiam!
A ja nie rozumiem, jakie cuda umożliwiają branie kredytu na 35 lat, spłatę po 3 latach 2/3 (czyli odpowiednika 23 lat rat ) , gdzie rata to 1/3 płacy brutto , co daje jakieś 50% netto. Albo czary, albo nagle zacząłeś zarabiać 3x więcej. Obie sytuacje dalekie od przeciętnej.
UsuńOdnośnie wykresu NBP, czy Autor nie uważa, że jednak wykres przedstawia to samo, tylko zysk dewelopera został sprytnie rozbity na skum. zysk dew. brut + vat + zysk budowlany?
OdpowiedzUsuńRaczej trudno uznawać VAT jako zysk dewelopera, poza tym na pierwszym wykresie jest również pozycja "zysk wykonawcy".
UsuńRzeczywiście tabelki są niespójne. Może czytelnicy bloga wystąpią z pytaniem o tę niespójność do autorów raportu? NBP to instytucja państwowa i nie może pytań - zwłaszcza dobrze zadanych - zignorować :-)
zaskoczę cię niektóre instytucje państwowe zasłaniają sie awarią skrzynki mailowej
UsuńNa pierwszym wykresie VATu nie było wcale, może został pominięty, a może jednak gdzieś wliczony.
UsuńA zysk wykonawcy na pierwszym wykresie to cieniutki paseczek, a na drugim całkiem pokaźny fragment słupka.
Moim zdaniem to taki zabieg zaciemniający fakty, a nie koniecznie jawna manipulacja danymi.
O wszystkim w życiu decyduje właściwy czas i miejsce. Znam takich co kupili mieszkanie przed boomem. Chodzili zadowoleni głosząc wszem i wobec jaki to oni mają cudowny nos inwestycyjny. Zwykły fart. Pech chciał, że wtedy miałem 21 lat i 0 na koncie :).
OdpowiedzUsuńCo zrobić teraz...któż to wie? Można się domyślać, wyciągać wnioski, a i tak jest niewiadoma przyszłości. Może lepiej się nie przejmować i żyć z dnia na dzień.
Czy autor przewiduje jakąś analizę raportów właśnie NBP, ale przede wszystko Amrona w najbliższym czasie? btw. świetny blog
OdpowiedzUsuńPrzewiduje ;) Taki będzie temat kolejnego wpisu.
UsuńPonieważ jestem szczęśliwym posiadaczem mieszkania i "szczęśliwym" posiadaczem kredytu muszę dodać jedną rzecz o której autor nie wspomniał. Jest to bankowy tytuł egzekucyjny, który pozwala bankom na wszczęcie postępowania komorniczego w ciągu miesiąca. W zasadzie jedyne co musi zrobić bank to udać się do sądu, który stwierdza że bank ma prawo do odzyskania swoich pieniędzy i nadaje mu klauzulę wykonalności.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji wspomnę o innych ciekawostkach którymi banki obwarowują kredyty.
Na przykład, standardowa jest marża 2.5%, zmniejszana dzięki dodatkowym opcją które weźmiemy od banku, takim jak:
- konto z wymagalną wpłatą minimalną (przelew wynagrodzenia) - bank zarabia na prowadzeniu konta
- karta kredytowa
- ubezpieczenie na życie
- ubezpieczenie od utraty pracy
- ubezpieczenie nieruchomości
- ubezpieczenie niskiego wkładu własnego
- pakiet inwestycyjny (tu zdarza się że trzeba płacić kasę przez 10 lat, a konto zlikwidować dopiero po 15)
W moim wypadku udało mi się dać ubrać tylko w konto, kartę (dość często z niej korzystam) i pakiet inwestycyjny. Inwestować muszę przez 5 lat i po 10 latach mogę wycofać całość środków bez opłat likwidacyjnych, na szczęście obniżenie marży, a tym samym zmniejszenie raty prawie mi rekompensuje składkę.
Sam wybrałeś taki kredyt czy korzystałeś z pomocy "niezależnego" sprzedawcy kredytów? W tym miesiącu podpisałem umowę kredytową. Marża 1,85%, prowizja 0.
Usuń- Konto z wymaganą wpłatą - i tak posiadałem przed zaciągnięciem kredytu. Opłaty 0 zł, wszystkie bankomaty w Polsce 0 zł, przelewy internetowe 0 zł
- Karta kredytowa - nie posiadam i nie musiałem korzystać z tej opcji
- Ubezpieczenia na życie - nie posiadam i nie muszę posiadać
- Ubezpieczenie od utraty pracy - zawarte na dwa lata, później mogę wypowiedzieć i tak zrobię bo to żadna ochrona
- Ubezpieczenie nieruchomości - to raczej normalna sprawa, pobrano 16 zł składki miesięcznej, a w ciągu kilku dni sam sobie ubezpieczę bo mogę to zrobić z 50% zniżką, cesja na bank i wypowiem ubezpieczenie dołączone do kredytu, zgodnie z zasadami
Ubezpieczenie niskiego wkładu własnego - nie dotyczy
- Pakiet inwestycyjny - nawet nie próbowali mi tego wcisnąć w banku. Pewien pośrednik z polecenia chciał mi coś takiego wcisnąć i nasza współpraca się zakończyła.
Najlepiej unikać wszelkiej maści pośredników i samemu pochodzić po bankach bo można wynegocjować dużo lepsze warunki.
Kredyt wybierałem sam, brałem go kilka miesięcy temu i Twoja marża jest złodziejska. Min. dlatego wybrałem inwestycję w fundusze bo po jakimś czasie coś z tego powinno zostać. A jak pisałem obniżka marży kompensowała prawie w 100% miesięczną składkę. Dodatkowo "inwestować" muszę przez 5 lat, a szczerze wątpię bym w tym czasie dostał lepsze warunki kredytowe. Prowizję także miałem 0%, za konto muszę płacić, ale także mam przelewy i wypłaty z bankomatów za darmo.
UsuńZdaję sobie sprawę że nie są to idealne warunki, mój znajomy ma stary kredyt złotówkowy z marżą 0.8, ja mam o połowę wyższą, ale niestety żeby mieć naprawdę niską marżę trzeba w banku udowodnić że wcale nie potrzebujesz tego kredytu.
Wiem, że w szczycie boomu marże można było wyrwać poniżej 1% ale i tak uważam, że nie jest źle. W innym banku przy marży 1,5% i obowiązkowej karcie kredytowej do spłaty miał bym i tak więcej. Lepszych ofert nie znalazłem, a przynajmniej nie bez dodatkowych obciążeń typu fundusz inwestycyjny czy inne badziewie. W obecnej chwili wychodzi na to, że spłacę 33% więcej niż pożyczyłem, chyba, że będę spłacał szybciej niż wstępnie założyliśmy to spłacę jeszcze mniej.
Usuńkryzys na rynku mieszkaniówki w mediach: http://tvn24bis.pl/informacje,187/kryzys-na-rynku-kredytow-mieszkaniowych-ubiegly-rok-najgorszy-od-2005-roku,401904.html
OdpowiedzUsuńcoś się do jednak przebija
odnośnie cen i projekcji cen, duże zmiany nastąpią gdy przyciśnie kryzys, na razie po zajumanie kasy z ofe będą pieniądze na igrzyska dla ludu, wyborcza kiełbasę etc. Kiedy to się skończy sytuacja zacznie robi sie ciekawa gdy kasy zacznie brakowac, podatkow z pi i cit za bardzo nie da się podniesc, tak samo akcyzy gdyż wplywy niewiele wzrosną a mogę wręcz spaśc ze wzgledu na ucieczke firm ludzi za garnice czy szarej strefy. Zreeszta wydatki na zus z budzetu, rosnaca ilosc emerytow i kolejne programy pomocowe czy mieszkaniowki badz na zakup auta (na razie tylko pomysly) to są grube miliardy. Wtedy do akcji wkroczy podatek katastralny bo zaden inny nie da tak duzych wplywów. Osobiscie uwazam ze rozgladanie sie za mieszkaniem warto bedzie zaczac za 2, a raczej 3 lata. Pamietajmy jeszcze ze czeka nas odwleczony kryzys przez drukowanie kasy, przez co powinien byc silniejszy.
Witam autora blogu, to mój pierwszy koment, raczej nie będzie ich wiele ;) bo wolę czytać.
OdpowiedzUsuńJestem kolejnym, który czytając tego bloga może nie tyle zrezygnował, co odłożył w czasie decyzję o kredycie mieszkaniowym. Dla mnie podstawowymi argumentami przemawiającymi za powściągliwością są: 1. Demografia -odczułem jej potęgę w przypadku studiów, ja musiałem się napocić by dostać się do średnio przyzwoitej uczelni, a roczniki po mnie przychodziły jak po swoje, co mniejsze szkółki są zamykane po tym jak próbowały łapać studentów znikąd 2. Brak możliwości przewidzenia przyszłości przez najbliższe lata. Nawet gdybym był w miarę ustawiony typu stała dobra praca to nie wiadomo co będzie za 5 lat... Mam 25 lat i już w moim krótkim życiu przechodziłem wiele zmian także na gorsze, w dobrej firmie sprawy mogą się wywrócić w rok. 3. Brak rodziny, dzieci mi nie płaczą, a z dziewczyną mogę zmieścić się także w wynajętej kawalerce. Będąc samemu można nawet dorzucać się rodzicom do rachunków i oszczędzać, albo korzystać z życia (fura, wakacje i podryw ;)). Brak "przywiązania do ziemi" to też zaleta choćby w przypadku pracy.
Akurat gospodarcze wskaźniki są dla mnie mało przewidywalne i nieprzejrzyste wystarczy jakieś "tupnięcie" i po zawodach, szachownica wywrócona. Nie ma cudów, biorąc kredyt niechby i na 20 lat przejdziemy przez ten czas przez przynajmniej 2 kryzysy i 2 boomy ;). Dla tego jeszcze czeka mnie pewna edukacja ekonomiczna, której niestety ja jak i inni ze szkoły nie wynieśli...
Czytając ten blog jak i inne często niezależne publikację zaczynam zauważać też pewną logikę finansjery: zaczynają promować np fundusze inwestycyjne akcyjne a wyceny akcji są wysokie? Ani chybi będzie recesja i spadki :) Tak to jest w sprzedaży, proponuje się klientowi różową koszulę, by za rok wykreować białe i biedny konsument "musi" sięgnąć do kieszeni :). A pamięć ludzka co do takich wydarzeń i procesów bywa krótka a co za tym idzie sprawność planowania też kuleje, bo te dwie umiejętności są ze sobą powiązane.
Pozdrawiam
Arni
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Kiepska-sprzedaz-hipotek-kupujemy-za-gotowke-3068246.html
OdpowiedzUsuńTeza o zakupach gotówkowych nie podparta żadnymi danymi. Autor stwierdza, że jest mniej zakupów na kredyt więc pewnie więcej kupuje za gotówkę. Wyniki deweloperów można wytłumaczyć zamieraniem na rynku wtórnym. Prywatni sprzedawcy są mniej skłonni do urealnienia cen swoich klitek więc wiszą w ogłoszeniach. Deweloperzy powoli są skłonni dorzucać garaże i komórki lokatorskie gratis tak by z ceny metra kwadratowego mieszkania schodzić wolniej niż tego wymaga rynek.
UsuńRaport NBP zdaje sie potwierdzac zakupy gotowkowe (szcunkowo 57% mieszkan z rynku pierwotnego) http://nbp.pl/publikacje/rynek_nieruchomosci/ceny_mieszkan_12_2013.pdf (strona 14), chyba ze zle ten raport odczytuje... Z drugiej strony fajnie byloby miec tez dane dotyczace ilosci osob, ktore sprzedaly nieruchomosc w celu kupienia nastepnej (albo doplacajac albo zachowujac nadwyzke ze sprzedazy). Sa takie analizy prowadzone?
Usuń"Szacunkowo"... :) Powiedz mi jaki chcesz wynik uzyskać to ja tak podstawię dane do oszacowania żeby wyszło na Twoje ;)
UsuńCo autor (oraz czytelnicy) sądzą o takich kalkulatorach kredytowych? Np jak tenhttp://www.bankier.pl/finanse/kredyty/mieszkaniowe/ odnoszę wrażenie że wszystko wychodzi tam dośc optymistycznie, porównanie wynajmu i kupna mieszkania wychodzi mi na korzyść kupna....
OdpowiedzUsuńW PKO BP, możesz mieć marżę 1.3% pod warunkiem:
Usuń- posiadania minimum 10% wkładu własnego,
- ubezpieczenie kosztuje 3.25% tego co pożyczasz, a ubezpieczenie jest dość słabe (w przypadku gdy bierzesz kredyt z drugą osobą to w przypadku utraty pracy ubezpieczyciel wypłaca połowę wysokości raty, max przez pół roku)
- konto płatne miesięcznie około 20 PLN (dla 2 osób)
- karta kredytowa
- wkład własny poniżej 80% skutkuje podwyżką marży o 0.25%
- musisz zapłacić za wycenę nieruchomości (w Warszawie około 450 PLN)
- musisz ubezpieczyć mieszkanie
To jest właśnie problem z kalkulatorami że mówią prawdę ale niecałą prawdę.
Nie mówią nic o dodatkowych kosztach zakupu mieszkania, takich jak notariusz, księgi wieczyste, jeśli to mieszkanie z rynku wtórnego trzeba pamiętać o 2% PCC (tu ciekawostka, jeśli urząd skarbowy uzna cenę kupna sprzedaży za zbyt niską może ją zanegować i wyliczyć własną).
Marży 1.3 % nie zobaczysz na pewno będzie bliżej 2%
Usuń- trzeba przeczytać w OWU kiedy takie ub. działa, a raczej nie zadziała ZA często :)
"(tu ciekawostka, jeśli urząd skarbowy uzna cenę kupna sprzedaży za zbyt niską może ją zanegować i wyliczyć własną)"
notariusz o tym mówi zawsze, ale nigdy w praktyce nie słyszałem, żeby z powodu tego ktoś miał problem
@badzero
UsuńZnajomi niedawno (listopad) wzięli kredyt w tym banku i dostali 1.3 przy czym mieli wkład własny na poziomie minimum 10% (nie wiem ile dokładnie), OWU ubezpieczenia czytałem i w zasadzie nie ma możliwości żeby ubezpieczyciel wypłacił choćby tyle ile zapłaciło się za ubezpieczenie.
Ja biorąc kredyt miałem pełną świadomość dodatkowych kosztów, w weekend rozmawiałem na ten temat z bratem i był w szoku ile trzeba mieć pieniędzy żeby sfinalizować transakcję.
Ludzie się mniej zadłużają, to faktycznie bardzo, bardzo źle. Teraz po prostu przychodzą bez przerwy różni goście, każdy wyciąga 400 tys. z kieszeni gotówką i kupuje skromne mieszkanko. Tak teraz niby wygląda rynek :) Przez całe poprzednie lata goście udawali, że nie mają tych czterech stówek, ale przecież "teraz jest najlepszy moment na zakup mieszkania" :)
OdpowiedzUsuńcytat z bankiera:
"Słabe wyniki sprzedaży kredytów hipotecznych mogłyby sugerować, że na rynku mieszkaniowym w końcówce zeszłego roku panował zastój."
ależ kto by śmiał zgłaszać taką bezczelną sugestię :)
"Zdaniem analityków spora część zakupów miała charakter inwestycyjny - klienci wycofywali wkłady z nisko oprocentowanych lokat, licząc na wyższe zyski z wynajmu."
klasyczna mantra sprzedawców :)
„Żeby udzielić kredytu nie trzeba w ogóle żadnych pieniędzy (w dużym uproszczeniu). Wystarczy podpisana umowa i na naszym koncie przybywa x-set tysięcy złotych (w międzyczasie nikomu na żadnym innym koncie tych pieniędzy nie ubywa). Dochodzi do magicznej "kreacji pieniądza".”
OdpowiedzUsuńYyyyy jest to mocno rozpowszechniona teoria i jest mocno nie prawdziwa jak się jej dokładnie przyjrzeć. Proszę zwrócić uwagę, że jak kupię mieszkanie na kredyt to na rachunku developera pojawia się „magicznie” równowartość mojego kredytu. Jeżeli developer położy to na lokatę to bank zarabia wyłącznie na spread’zie! Kredytuje mnie nie bank - a developer! Bank pobiera sobie wyłącznie prowizję za ryzyko jakiego się podejmuje udzielając mi kredytu.
Polecam dłuższą dyskusję w temacie tu:
http://hansklos.blogspot.com/2014/01/tani-system-bankowy.html
Bo od nowa 100 raz mi się już nie chce tego samego wałkować.
A jak deweloper nie położy pieniędzy na lokatę, tylko wyda na pensje dla swoich pracowników i opłaci kooperantów, a ci wszystko wydadzą na konsumpcje, to skąd bank miał pieniądze na udzielenie kredytu?
UsuńBliżej mi w poglądach o kredytach do autora blogu. Stąd dziwi mnie jeszcze jedno - ilość kredytów wielokrotnie przewyższa ilość oszczędności i kapitałów banków. No to skąd bank miał pieniądze na kredyt?
Na koniec czytałem Twoje wypowiedzi w podlinkowaneju dyskusji i jakoś mnie one nie za bardzo przekonały, bo one nie udzielają odpowiedzi na powyższe pytania. Ale może masz racje w tym, że nie ma sensu 100x wałkować tego tematu, bo można w nim znaleźć nie to co potrzeba, a potrzeba nam wszystkim więcej optymizmu.
Napisałem "w dużym uproszczeniu"... bo generalnie się z Panem zgadzam. Aby udzielić kredytu, trzeba mieć depozyt (pomniejszony o stopę rezerw obowiązkowych), więc mamy tu swego rodzaju spread pomiędzy oprocentowaniem depozytu, a oprocentowaniem kredytu. Nie zmienia to jednak faktu, że bank zarabia na pieniądzach, które nie należą do niego, a jego działalność powoduje wzrost ilości pieniędzy w puli, przez co cały system jest z definicji inflacyjny. I to mi się nie podoba. Dodatkowo ludzie są przekonani, że w banku mają pieniądze... a mają tak naprawdę tylko czyjś dług, który to dług może być warty zero, jeśli tylko pożyczkobiorca odmówi spłaty.
UsuńBank nie ma wcale większych uprawnień do emisji pieniądza od autora blogu :)
UsuńNawet zaryzykował bym twierdzenie, że ma mniejsze :)
Proszę przyjrzeć się takiemu „magicznemu” wehikułowi o nazwie WEKSEL. Działa nawet lepiej w temacie kreacji pieniądza niż kredyt bankowy! Ma tylko jedną wadę :) większe „counterparty risk”, przez co kredyt bankowy wyparł ten rozproszony system całkowicie z rynku.
ależ dzisiaj naganiają. Jak nie "wzrosty", to "stabilizacja". Ech te eufemizmy :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.bankier.pl/wiadomosc/Stabilizacja-cen-na-rynku-mieszkan-z-drugiej-reki-3068441.html
zdaniem szamanów, przepraszam, "ekspertów": "mamy już za sobą trwające od kilku lat spadki cen mieszkań na rynku wtórnym"
Zaiste piękne podsumowanie :)
OdpowiedzUsuńRynkowi nieruchomości przyglądam się od jakiś 2 lat i obserwuję spadki, szczególnie na rynku wtórnym. Były jakieś niewielkie wzrosty po skończeniu RNS, ale później znowu zaczęło spadać. Niestety wiele osób decydowało się brać kredyt pod korek pod koniec 2013 roku, stąd sytuacja była lekko zachwiana.
Bo mieszkanie, to inwestycja... Tiaaaa :)
OdpowiedzUsuń"Don't treat your home like a cash cow" - http://www.cnbc.com/id/101404567
Jest już nowy raport AMRON – SARFIN za IV kwartał 2013r.
UsuńCo sądzicie o danych tam zawartych. Ogólnie wstęp Pana dra Jacka Furgi jest raczej pesymistyczny /albo inaczej realny/, a zakończenie Pana prof. Łaszka raczej optymistyczne, bez oparcia się na konkretnych argumentach.
Moje spostrzeżenia są następujące:
Dane z raportu:
1. Udzielono najmniejszej liczby kredytów od 2009r. - pomimo najlepszych warunków kredytowych i najniższych cen od 2009r. - co widać po przedstawionym indeksie dostępności mieszkaniowej.
2. Deweloperzy sprzedali najwięcej mieszkań od 2007r. - wzrósł ogólnie udział mieszkań z rynku pierwotnego w transakcjach sprzedaży – str. 22 raportu skróconego /przynajmniej dla Warszawy/.
3. Wzrosła liczba kredytów o LTV powyżej 80% - czyli wpływ rekomendacji S
4. Delikatnie „wzrosły ceny transakcyjne” mieszkań
Jakie wnioski wyciągnąć:
Po pierwsze raport mówi o kredytach mieszkaniowych – ja nie znalazłem tu informacji, czy są to również kredyty na budowę domu. Być może widnieje ta informacja w wersji płatnej raportu.
ad.1 Liczba kredytów będzie spadać nadal, a co za tym idzie nadal będzie spadać liczba transakcji. Rekomendacja S w tym i następnym roku bardzo ograniczy liczbę kupujących na kredyt – szczególnie na rynku wtórnym. We wskazanym raporcie jasno widać, że w IV kwartale mocno wzrosła liczba kredytów z LTV powyżej 80 %. Brali więc ten kredyt ludzie, którzy obawiali się wkładu własnego na poziomie 5% wartości mieszkania. Od następnego roku będzie to już 10% - a przez jeden rok nikt raczej nie odłoży na 5% wkładu własnego. Ci co nie mają na wkład własny dzisiaj, jeśli będą chcieli kupić mieszkanie być może zdecydują się na rynek pierwotny i MDM – jeśli odpowiadają kryteriom programu. Na rynku wtórnym będą działały więc same negatywne czynniki:
wypalony popyt z IV kwartału 2013r. - ze strony ludzi, którzy załapali się na kredyt na 100% LTV
obowiązkowy wkład własny na poziomie 5% i kolejne 5% w następnym roku
MDM na rynku pierwotnym
wizja wzrostu stóp procentowych – być może równoważona wzrostem gospodarczym, o którym pisze prof. Łaszek
ad.2.Skoro deweloperzy sprzedali najwięcej mieszkań od 2007r., a stosunek sprzedanych mieszkań na rynku pierwotnym i wtórnym zmienił się, ale nie znacząco /przynajmniej dla Warszawy str. 22 raportu/ to znaczy, że również na rynku wtórnym sprzedało się sporo mieszkań. Jednak jak zauważono w pkt. 1 udzielono w tym roku najmniej kredytów od 2009r., nie wspominając już o roku 2007r. Wnioski są następujące.
Albo większość kredytów mieszkaniowych została przeznaczona na zakup mieszkań /a przestaliśmy budować domy – tak jak napisałem wcześniej nie wiem, czy użyte w raporcie pojęcie kredytu mieszkaniowego odnosi się jedynie do kredytów hipotecznych udzielonych tylko na zakup mieszkania, czy też na budowę domów jednorodzinnych/ albo bardzo dużo transakcji było finalizowanych za gotówkę. Jeżeli prawdą jest, że było bardzo dużo transakcji gotówkowych to również jest to zła informacja na przyszłość. Nie wiem jaka to była skala, ale wiem jedno, że zasoby gotówkowe wyczerpują się szybko, szczególnie jeśli kupujemy za nie mieszkania i minie kilka ładnych lat /o ile ceny mieszkań nie spadną na pysk/ zanim pojawi się nowy popyt gotówkowy.
Rzeczywistość z raportu AMRON wyłania się następująca: sprzedano w tym roku dużo mieszkań, ale popyt był generowany przez dwie specyficzne grupy klientów – klientów gotówkowych, którzy tak jak nagle się pojawili, tak też nagle znikną i to na dłuższy czas i klientów, którzy rzucali się na kredyty z uwagi na to, że od 2014r. mogliby kredytów już nie dostać. Dla rynku nieruchomości zaś najważniejszy jest stabilny popyt od klientów, których stać na kredyt pomimo zmieniających się warunków – a tych klientów okazuje się było jak na lekarstwo. Kolejny raport odsłoni realia z tego kwartału i pokaże jaki będzie udział rynku wtórnego w liczbie transakcji, bowiem ten rynek, nie będzie mógł liczyć na program MDM, ograniczy go rekomendacja S, jeśli pojawią się klienci gotówkowi, to oni skłonni są raczej kupować na rynku pierwotnym.
c.d.n.
ad.3. Oznacza to, że w niniejszym roku zostanie udzielona jeszcze mniejsza liczba kredytów oraz wszelkie negatywne konsekwencje opisane w pkt.2
Usuńad.4. Zakładam, że wskaźnik wzrostu cen transakcyjnych nie oznacza wzrostu cen mieszkań w przeciągu roku 2013 w przeliczeniu ceny za m2 konkretnego mieszkania o konkretnym standardzie.
Należy zauważyć, że brane były tutaj pod uwagę ceny średnie – nie jest to wskaźnik wzrostu cen w ujęciu hedonicznym /tak jak pokazuje to czasami NBP/. Skoro wzrosła liczba sprzedanych mieszkań na rynku pierwotnym do liczby sprzedanych mieszkań z rynku wtórnego to wzrosła również średnia arytmetyczna cena m2 mieszkania, bowiem ceny mieszkań na rynku pierwotnym są wyższe. Dodatkowo skoro wzrosła liczba transakcji gotówkowych, to również oznacza raczej, że sprzedawały się mieszkania droższe, a nie te najtańsze.
Żeby móc uczciwie powiedzieć, że wzrosły ceny transakcyjne, to trzeba by sprawdzić za jaką cenę sprzedawało się rok temu modelowe mieszkanie o pow. 50 m2 w takiej samej lokalizacji i w przybliżonym standardzie w konkretnym mieście, a z jaką cenę takie mieszkanie sprzedaje się dzisiaj. Takie porównanie ma sens – inne porównanie to tylko liczenie „średniej”.
Wniosek wyłania się jeden - raczej dobry rok dla deweloperów, trudno będzie na rynku wtórnym
Usuń"Jeżeli developer położy to na lokatę to bank zarabia wyłącznie na spread’zie! Kredytuje mnie nie bank - a developer! Bank pobiera sobie wyłącznie prowizję za ryzyko jakiego się podejmuje udzielając mi kredytu."
OdpowiedzUsuńWspaniale zalozenie, ze developer kazdy grosz *przychodu* z mieszkania wpakuje na lokate. Dodatkowo ryzko banku jest zadne, bo jak klient nie splaca to sie mu zabiera mieszkanie + daje komornika. O ryzyku banku mozemy mowic w USA gdzie oddanie kluczy oznacza koniec przygody z kredytem.
demografia już za chwilę zrobi z rynkiem nieruchomości porządek z OFE już zrobiła
OdpowiedzUsuńhttp://wyborcza.biz/biznes/1,100896,12882224,Koniec_swiata_deweloperow__W_Polsce_bedzie____za_duzo.html
UsuńOni o tym doskonale wiedzą ;)
W imię utrzymywania marży na wciąż wyspekulowanym poziomie więksi gracze mogą (przy udziale polityków) spróbować ograniczyć podaż, oczywiście nie chodzi o ich moce przerobowe, ale o koszenie mniejszej konkurencji, dzięki temu spadający dramatycznie stosunek mieszkań do ilości osób rzeczywiście ich potrzebujących, będzie można w pewien sposób kontrolować
W tzw. "między czasie", widząc jak atmosfera wokół rynku zagęszcza się, wciąż mam obawy, że "gwoździem programu" zostanie wkrótce MdM, od połowy roku lub pod koniec stopy % zaczną być podnoszone - podniesiony zostanie przelicznik w programie MdM, ..."i od nowa Polska Ludowa"
A naganiacze z tych instytucji
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,15501442,_Doradca__doradzil_tak__ze_kredyt_urosl_dwukrotnie_.html?biznes=lublin#BoxBizTxt
spłodzą kolejne x-tysięcy publikacji, jak to Państwo uruchamia rezerwy w programie MdM dla ratowania młodych (głupich) od bezdomności...niestety
Jak podniosą limity MDM to rynek pierwotny skorzysta, ale wtórny straci podwójnie i będzie wtedy rozjazd cenowy pomiędzy tymi rynkami. Sprzedawałoby się coraz więcej mieszkań z rynku pierwotnego. Co ciekawe z zakupem nowego mieszkania byłoby jak z zakupem nowego samochodu - zaraz po wyjeździe z salonu jego wartość mocno spada:)
UsuńPo wielomiesięcznym zastoju do blogowania wrócił też Wielgo
Usuńhttp://mieszkaniowy.blox.pl/2014/02/Czy-mieszkania-zaczely-drozec.html
"Redaktor" dostał teraz w ręce silne oręże w postaci ostatnich publikacji NBP, a więc w teorii nikt nie ma prawa już zarzucać mu stronniczości i naganiania, przy czym trzeba odnotować, że emocje są tonowane:
"A jednak nie odważę się stwierdzić, że mamy już do czynienia z trendem wzrostowym cen. Z pewnością niektórzy deweloperzy nieco je podnieśli w najbardziej chodliwych inwestycjach. Bardziej jestem jednak skłonny przyznać rację tym, którzy uważają, że ubiegłoroczny wzrost średniej cen, który odnotował też bankowy System Analiz i Monitorowania Rynku Obrotu Nieruchomościami (AMRON), jest przede wszystkim efektem zmiany struktury kupowanych mieszkań."
Niestety doczytałem się też tego:
"W dodatku w kolejnych kwartałach prawdopodobny jest wzrost limitu cen w „MdM”. Może o tym świadczyć ogłoszona właśnie przez GUS przeszło 6-proc. podwyżka „ceny 1 metra kwadratowego powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego oddanego do użytkowania” w IV kw. 2013 r. (z 3975 do 4228 zł). Wzrost kosztów budowy najpewniej znajdzie odzwierciedlenie we wskaźnikach ogłaszanych przez wojewodów na użytek rządowego programu."
Limity dopłat w poszczególnych miastach rozłożone są różnie, albo powyżej średniej rynkowej, albo poniżej, co determinuje kroki deweloperów, którzy chcą dostosować ofertę do programu.
Ale jak widać, już zaistniała przesłanka ku temu, aby limity w MdM podnieść samą wartością odtworzeniową, bez majstrowania (jeszcze) z przelicznikiem (1,1)
Jeśli podniosą limity MDM i to mocno - to przesunie się mocno popyt z rynku wtórnego na pierwotny. Bo limit MDM załatwia wkład własny, a za rok to już 10%. Jeśli zaś będą się sprzedawały głównie nowe mieszkania to mieszkania z rynku wtórnego muszą mocno potanieć, żeby zachęcić kupujących do wyłożenia sporej gotówki od ręki. Większy limit MDM to większe dopłaty i ludzie to łykną. A ja uważam, że mieszkania na rynku wtórnym również nie są złe i nie miałbym nic przeciwko temu żeby potaniały.
Usuńten kredyt to koszmar.
OdpowiedzUsuńhttp://www.bankier.pl/wiadomosc/To-byla-ciekawa-dekada-na-warszawskim-rynku-nowych-mieszkan-2274089.html
OdpowiedzUsuńśmieszne jest to określenie ze jak ceny byly niskie to byl rynek bessy. To niesamowite jak wmówiono ludziom ze kupno mieszkania to inwestycja, tak się kreuje świadomość mas.
Usuńhttp://www.ekonomia.rp.pl/artykul/705501,1090065-Marze-kredytow-beda-rosly.html
OdpowiedzUsuńKolejny ekspert tłumaczy, że trzeba brać bo taniej nie będzie ;)
I do tego ten kwiatek:
"Niestety banki nie mają ochoty udzielać kredytów hipotecznych na większą skalę; żeby się to zmieniło, to marże muszą wzrosnąć do oczekiwanego przez nich poziomu".
Czyli to jednak akcja kredytowa leży bo TO BANKI NIE SĄ ZAINTERESOWANE udzielaniem kredytów, bo marże za niskie.
A przepraszam, kto ustala marże? KNF? MFW? Bank?
No chyba bank, to na co banki czekały tyle czasu i niską marżą powstrzymywały siebie i konsumentów od udzielania/brania kredytów?
Marże wzrosną to i akcja kredytowa nareszcie ruszy, ufff.... czyli kryzys mija ;)
Wtóruje mu ekspert open Fajans:
"Zauważyła, że banki zbudowały już duży portfel kredytów mieszkaniowych i nie są tak otwarte na nowych klientów, jak w poprzednich latach." Banki już nie chcą udzielać kredytów, teraz będą żyły z opłat za prowadzenie konta i przelewy.
I znowu dobra wiadomość dla tych, którzy będą chcieli kupić w przyszłości - droższe kredyty = mniejsza liczba udzielonych kredytów = spadające ceny mieszkań, przynajmniej na rynku wtórnym = mniejszy kredyt do zaciągnięcia na zakup mieszkania
OdpowiedzUsuńprzy okazji, ponieważ mam swoje hobby przytoczę co zrobił rok temu pewien australijczyk kiedy znalazł samorodek złota o wadze 5,5 kg
OdpowiedzUsuńhttp://deser.pl/deser/1,111858,13255917,Znalazl_samorodek_zlota_o_masie_5_5_kg_za_pomoca_wykrywacza.html
i opinia jego znajomego ze skupu złota:
To dobry człowiek. Pierwsze co zrobił, to powiedział o samorodku swojej żonie.
Za pieniądze z jego sprzedaży zamierza spłacić kredyt na dom i zapłacić zaległe rachunki. Wreszcie uwolnią się od tego ciężaru.
Polacy przeczytajcie jeszcze raz 2 ostatnie zdania. Kredyt jest kula u nogi i lepiej go sobie darowac dla nedznych metrow.
Dopóki będą chętni na deficytowy towar dopóty cenki nie będą spadały.
OdpowiedzUsuńOstatnia szansa na tani kredycik w tym i przyszłym roku później będzie tylko drożej i kto nie kupi przegra życie-takie teksty wypowiadają moi znajomi. Jest jeszcze ogromna liczba osób mogących a przede wszystkim chcących wziąć kredyt bo przecież to najtańszy pieniądz na rynku.
Skoro innym się udało to i im też się uda spłacić :-)
tez mam takich znajomych ale to parenascie % bo reszta ma juz kredyty na karku nikt nie ma swojego od rodzicow za free i to powinno cieszyc. Nigdy nie robi sie tego co stado chyba, ze jest to poczatek czegos nowego a to nie jest zadna nowosc. Boom juz byl i sie zbyl.
UsuńMieszkanie już dawno nie jest towarem deficytowym. Mamy postępującą nadpodaż. Emigracja i zmiany demograficzne będą tylko dalej powiększać liczbę pustostanów.
Usuńdo marka:
OdpowiedzUsuńjaką kulą u nogi co ty gadasz skoro część odsetkowa raty jest niższa niż odstępne za wynajem to co się bardziej opłaca?
skup sie i przeczytaj co wyrazil znajomy tego znalazcy i teraz przeloz to na nasze warunki. To juz australijczycy wiedza co zle a polacy dalej swoje.
UsuńAutor juz przeliczal kredyty, odsetki i prowonywal do odstepnego. Co sie czepiasz? masz nowe rachunki tych parametrow to je przedstaw a nie wyskakujesz jak filip z konopii i naganiasz w okresie najnizszych stop. Moze poczytaj jeszcze raz bloga. Naganiactwo kwitnie. Ledwo czlowiek napisze a tu juz madrale. Pokaz na liczbach jak masz cos odkrywczego w tej matematyce a jak nie masz to bzdur nie pisz.
znajomy mówił po przeczytaniu jednego z tych postów na tym blogu, że nie może pisać ktoś z branży bo dla niego to strzał w kolano. Chyba ten anonim z HB albo opena :) też jestem ciekaw jakie liczby poda w symulacji, że kredyt się opłaca. Na blogach grasują już seryjni wypychacze niechodliwego towaru:)
OdpowiedzUsuńŚmieszni to są ci mądrale dla których cena mieszkania jest zawsze za wysoko ale krytykują tych którzy wzieli kredyt. Kredyt jest dla ludzi ale trzeba go brać z głową. Jeżeli bierzesz kredyt żeby poprawić sobie standard życia to to jest głupota, jak bierzesz kredyt żeby zwiększyć sobie przychody to można postawić pytanie o sensowność transakcji.
OdpowiedzUsuńno przepraszam cie bardzo, ale te wysokie ceny to jest skutek brania kredytow przez wszystkich...
Usuńto jest nienormalne zeby w kraju gdzie ludzie tak malo zarabiaja ceny byly tak wysokie - a to wszystko przez kredyt rozdawany na lewo i prawo.
chyba mam prawo byc wkurzony na ludzi, ktorzy wywindowali tak ceny.
U mnie sytuacja wygląda tak że mam środki na kupno mieszkania i jeszcze by trochę zostało ale od kilku lat wynajmuję i tak dobrze się czuję mając w zasięgu ręki płynną gotówkę, obracanie pieniędzmi i spadające ceny powodują że przepłacanie za wynajem w stosunku do czynszu którym bym płacił za swoje mieszkanie się zeruje. Wg mnie ceny wynajmu powinny być niewiele wyższe (max do 2 razy) niż czynsz za "własne" mieszkanie i to by było rewelacyjnym rozwiązaniem. Mam nadzieję że nadmiar pustych mieszkań doprowadzi do tego że ceny spadną a inwestorzy w mieszkania (szczególnie amatorzy wynajmu posiadający 1-2 mieszkania) bedą się cieszyć jeśli komukolwiek wynajmą i cokolwiek na tym zarobią zamiast ponosić koszty czynszu.
OdpowiedzUsuńCo o tym koledzy sądzicie? Może robię źle wynajmując zamiast kupić?
Wychodzę z tego samego założenia. Mam trochę odłożone, ale jak sobie pomyślę, że miałbym kupić mieszkanie, wydać wszystko i związać się z nieruchomością to mi mija ochota. Zawsze mógłbym je wynająć, ale nie chce mi się męczyć z najemcami. Poza tym ja nie czuję, że muszę mieć mieszkanie. I tak do grobu go nie wezmę..., a dzieci niech się same zatroszczą o siebie. Wydaje mi się, że to kwestia charakteru, może i innych czynników. Na wynajętym czuje się dobrze. Każdy kredyt na pewno by mnie stresował.
UsuńNieruchomości będą taniały, fundamenty na to wskazują, tak myślę. A jak będzie to się okaże.
Ja robię tak samo jak powyżej. Za każdym razem siadam i sobie to przeliczam i mając kasę naprawdę nie opłaca mi się kupić mieszkania no chyba że we Wiedniu lub jakimś innym fajnym miejscu.
OdpowiedzUsuńDecyzję o zakupie mieszkania podjęłam w 2012 roku w październiku, zamierzałam rok oszczędzać i wziąć kredyt. To było dawno temu, kiedy tak planowałam.. aktualnie chcę zaoszczędzić jeszcze więcej, wziąć kredyt ale niski i na lepszych warunkach za jakieś 2 lata.
OdpowiedzUsuńObserwując sytuację na rynku moim zdaniem nie ma większych szans na wzrost cen mieszkań, są za to szanse na spadek a mniejsza dostępność kredytów działa na moją korzyść, ponieważ wkład własny posiadam. Czekam aż w końcu stopy procentowe pójdą w górę bo na lokatach można mało zarobić.
To co się stało w naszym kraju kilka lat temu z cenami mieszkań to chora sytuacja, na którą wszyscy pozwoliliśmy. Gdyby nie było popytu to ceny nie szybowałyby w górę nadal. Rozumiem sytuację tych wszystkich ludzi z wyżu, którzy nie widzieli dla siebie innej szansy (ja też jestem tą osobą z wyżu) i musieli coś mieć.. jednak teraz swoją biernością i czekaniem możemy wiele zdziałać i nie warto się śpieszyć jeśli można sobie pozwolić na czekanie.
Wynajmuję i płacę 500zł za pokój w okolicach Warszawy i wiem, że nie tracę ponieważ jest to równowartość czynszu, który i tak trzeba zapłacić. Żyje mi się dobrze, spokojnie, mam pracę i nie boje się, że ją stracę. Moje poczucie własnej wartości wygląda inaczej wiedząc, że mam sporo pieniędzy na lokatach i żadnych zobowiązań. Nie pracuję ,,za wszelką cenę", nie boję się o jutro.
Do autora : czy w przyszłości nie miałbyś ochoty zrobić takiego porównania - jak wygląda sytuacja finansowa danej osoby, która kupuje mieszkanie na kredyt na 30 lat w porównaniu do osoby, która bierze taki sam kredyt 5 lat później oszczędzając te pieniądze, które spłacałaby przez 5 lat jako kredyt? Wiem, że trzeba tutaj poruszyć wiele ,,zmiennych", ale moim zdaniem mimo wszystko różnica oszczędności będzie bardzo duża.
Sam wcześniej myslalem ze ze mna cos jest nie tak, wszyscy z kredytem, ze nie wypada nie miec. Nawet czasem pytaja na rozmowach o prace czy ma sie kredyt i rodzine, tak wiadomo wtedy ze taka osoba będzie dobrym murzynkiem. Oczywiscie to jest dobre jak ma sie gdzie mieszkać na spolke czy u rodzicow. Moze inni sie smieja ale sam w duchu śmieje sie z nich bo z kasa na koncie to ja jestem nie zalezny, to ja moge sobie zrobic rok wolnego jesli bym chcial. Poziom stresu niższy i większe możliwości jak sie ryzykuje. Z reszta pamiętajmy ze demograficznie zostały ostatki ludzi do kupna, cześć wyjechała i nie wroci reszt a w kredycie albo za małe zarobki.
UsuńOczywiście sa minusy ale czemu mam sie godzic na dzikie warunki?
Lepiej zyc na spółkę i poczekać niz wejść w kredyt na zmienną stopę. Najbardziej dziwi mnie zachowanie KNF przez te lata ale fakt ta instytucja jest tylko po to aby banki nie zrobily sobie kuku a nie ludzie...
Tak, jednak czasem mi się wydaje, że Warszawa i okolice to odrębny temat, ponieważ sporo przyjezdnych (dawnych studentów) zostało tu, nadal wynajmuje i pracuje, myśli o kredycie kiedyś tam a nowi studenci (którzy też już pewnie zostaną) przyjeżdżają i wynajmują również. Jest ich mniej niż kiedyś ale nadal są.
UsuńWydaje mi się, że Warszawa cały czas będzie się rozrastała i tutaj spadek cen mieszkań będzie odczuwalny w najmniejszym stopniu.
Zgadzam się, że pracodawcy patrzą inaczej na ludzi z kredytem - są pewni takiego pracownika, a wiedząc, że np. ma żonę i małe dziecko oprócz kredytu to już hulaj dusza..
A tak poza tym to myślę, że własne mieszkanie to takie niespełnione marzenie nie jednej osoby, a kiedy już je się weźmie na ten kredyt i trochę pomieszka.. to już nie ma tego WOW tylko jest rzeczywistość, znalezienie sobie nowego marzenia, bo mieszkanie już jest a do czegoś trzeba dążyć...i tu jest problem bo nie ma się na nic pieniędzy jeśli zaciągnęło się kredyt "mimo wszystko". Tak więc ja sobie trochę poczekam jeszcze :)
Bańki spekulacyjne pękają z tym większym hukiem, im większe urosły. Porównaj sobie wykres dla całej Japonii z wykresem dla największych miast.
Usuńhttp://seattlebubble.com/blog/wp-content/uploads/2008/10/japanes-and-us-housing-bubbles.png
Teoria o Warszawie, w której zawsze będzie magiczny popyt, jest interesująca, ale oderwana od rzeczywistości. Jedyną szansą na wzrost zainteresowania mieszkaniami w wyludniającej się Polsce jest masowy powrót Polaków z WIelkiej Brytanii, gdy ta ugnie się pod ciężarem swojego zadłużenia. Nie wykluczam tego, ale uważam za niezbyt prawdopodobne.
Mieszkanie w wynajętym ma dodatkową zaletę, o której tutaj nikt nie wspomniał. Nie wiem jak u Was, ale ja mieszkając w wynajętym nie mam ochoty gromadzić wszelkiej maści gratów i zbędnych rzeczy. Nie kupuję mnóstwa niepotrzebnych ubrań, gadżetów itp. Jestem w stanie z dnia na dzień spakować się do swojej Astry II :). To oczywiście powoduje oszczędność czasu i pieniędzy. Takie trochę ascetyczne życie, ale jak kto lubi :)
OdpowiedzUsuńJa mam wprost przeciwne odczucia w tym temacie. Nie chodzi może o gromadzenie ciuchów i gadżetów, bo tego nie robię, ale w każdym z wynajmowanych mieszkań czegoś brakuje, tak więc mam już np własny odkurzacz, deskę do prasowania, suszarkę, mikrofalówkę, nie mówiąc o mniejszych sprzętach kuchennych jak czajnik, garnki czy toster, kiedyś nawet miałem własną lodówkę. Do tego trochę własnych mebli, bo na wyposażeniu było za mało jak dla mnie. Tych rzeczy zbiera się dużo i każda przeprowadzka jest coraz cięższa. Pewnie można szukać zawsze mieszkania full wyposażonego i nie musieć kupować nic swojego, ale ja wolę sobie kupić powiedzmy odkurzacz za 200 zł niż wynajmować mieszkanie droższe o 100 zł miesięcznie.
UsuńSam sobie odpowiedziales, lepiej kupic ten odkurzacz i po dwoch latach wyrzucic niz przeplacac za wynajem czy też dzwigać go bez sensu
UsuńOdpowiedź na pytanie: Dlaczego mass media beznamiętnie napędzały latami bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości w Polsce
OdpowiedzUsuń[dzisiaj mowa o Bankier.pl]
Jakkolwiek, padają często na Blogu linki z Bankier.pl (i w pewnym sensie robimy reklamę portalowi - co jak już podkreślałem wielokrotnie osobiście nie jest moją intencją), tak głównie latami były i są to przede wszystkim przedruki wypocin naganiaczy.
Cóż, wiemy, że w mediach, kto płaci może opublikować co chce; własne opinie pracowników (analityków) portalu Bankier.pl (np.Krzysztof Kolany) pojawiają się bardzo rzadko, ale zawsze są w zupełnej opozycji do ogólnego trendu.
Portal, żeby utrzymać się na rynku, musi polegać na artykułach sponsorowanych, a jak się okazuje Bankier.pl od lat był / jest nierentowny i stąd na nim tyle "niezależnych analiz" od wielu lat.
http://www.dobreprogramy.pl/Grupa-Allegro-chce-sie-pozbyc-Wykopu-i-Bankiera-przerobi-Tablice,News,52581.html
Oczywiście w ten sposób działa szereg innych portali, ale warto je przeglądać, w myśl zasady "trzeba poznać swojego wroga"
http://www.ekonomia.rp.pl/artykul/707218,1090392-Na-poludniu-Europy-ceny-nieruchomosci-spadaja.html
OdpowiedzUsuń"W bardzo złej sytuacji są właściciele nieruchomości w Hiszpanii, a w złej - w Grecji, Portugalii, Włoszech i Chorwacji. Spadki cen sięgnęły tam nawet 60 proc. od hossy."
Czy ktoś ma jakiekolwiek argumenty za tym, czemu w PL miałoby być inaczej?
Tam nadpodaż jest dużo większa niż u nas. Dodatkowo chodzi tu głównie pewnie o domy wakacyjne. Dodatkowo ceny tych nieruchomości były astronomiczne - dużo wyższe niż w Polsce - pewnie też ceny były dużo wyższe w stosunku do wynagrodzeń niż są dzisiaj u nas. Na rynku nieruchomości wakacyjnych spadki mogą być dużo bardziej gwałtowne bo nie służą one zaspokajaniu pierwszych potrzeb mieszkaniowych. Tam bańka była jeszcze większa, bo trwała dłużej o kilka lat, kredyty były tanie, bo udzielane w Euro.
UsuńCo nie zmienia faktu, że u nas jest również miejsce na spadki, ale nie o 60%. Warto porównywać różne rynki, ale należy racjonalnie wyciągać wnioski inaczej to jest naciąganie tyle, że w drugą stronę. Takie porównanie jest tyle warte jak stwierdzenie kilka lat temu, że ceny w Warszawie dogonią Madryt.
UsuńTak jak napisałem wyżej, osobiście widzę takie zagrożenia urealniania cen mieszkań:
UsuńNa krótką metę, rezultat może przynieść "ratowanie" przed presją korekty cen na rynku pierwotnym - podniesienie limitów w MdM, czy to wartości odtworzeniowej, czy też zmiana przelicznika 1,1 na wyższy. (udało się w RnS, może udać się w MdM)
Trudno powiedzieć jak w takiej sytuacji zachowa się rynek wtórny (wciąż odcięty od dotacji), i na ile może on zmienić postrzeganie cen rynku pierwotnego.
Równolegle, mogą zostać wprowadzane instrumenty (nie wiem jakie, na pewno coś czego jeszcze nie było), które mogą ograniczać podaż (reakcja na demografię)c
Coś jak w tej sytuacji, gdy teraz deweloperzy muszą założyć mieszkaniowy rachunek powierniczy - można wprowadzić (absolutnie abstrakcyjną na dzień dzisiejszy) zasadę, że bank uruchomi mieszkaniowy rachunek powierniczy tylko podmiotom, które mają zdeponowane (zaszalejmy) ~20mln zł na koncie danego banku (na to mogą pozwolić sobie najwięksi); w ten sposób kosimy mniejszą konkurencję, która zostanie odcięta od środków do prowadzenia działalności.
Odnośnie ostatnich zmian nt. obowiązkowego wkładu własnego przy kredycie hipotecznym, banki w tej kwestii zaczynają wykonywać ruchy, na które jak już to historia pokazała KNF zareaguje za ~5lat :(
http://forsal.pl/artykuly/780696,kredyty-na-100-proc-wciaz-mozliwe-banki-hipoteczne-powalcza-o-klientow.html
Właściwie to ja w całości się z Tobą zgadzam k-dek, tylko, co to jest ta krótka meta?. Polemicznie podkręcę własne zdanie. Uważam, że nie ma większych szans na duże spadki a już na pewno nie w tej skali (60%) i nie w tej dekadzie. Z prostej przyczyny. Skoro rynek mieszkaniowy kredytem stoi należy go oceniać z perspektywy banku. A z tej perspektywy kredyt hipoteczny to żyła złota.
UsuńZ której strony by nie spojrzeć bank jest kryty. Bankowy tytuł egzekucyjny, zabezpieczenie na całym majątku, wciskanie dodatkowych ubezpieczeń, kont, usług, duperel i za wszystko kaska z dwóch stron, bo i deweloper potrzebuje swoje na budowę.
Bank, jeśli nie złapie jakiejś ciężkiej grypy w postaci braku płynności jest nie do ruszenia. Żadne zalecenia i rekomendacje KNF-u nic nie zmienią. Wiem, wiem ludzie jarają się tą 5% coroczną podwyżką wkładu własnego licząc na to, że z każdym rokiem będzie coraz trudniej o kredyt. Moim zdaniem płonne nadzieje. Jeden wybieg podałeś w linku. Ale przecież całkiem nieźle funkcjonuje obejście w postaci wyceny bankowej. Rzeczoznawca robi operat pod klienta banku i …cud klient golas nie miał wkładu i już ma.
W ten sposób bank kontroluje też samego dewelopera. Wymusza utrzymywanie marż na stałym poziomie, bo wyżyłowane ceny nie dają dostępu do MDM-u a i rzeczoznawca na zlecenie banku może przecież pojechać z wyceną w drugą stronę. Miałeś 10 % wkładu własnego w gotówce to po operacie masz 0. Do widzenia. Nie ma kredytu. Do rozstrzygnięcia pozostaje jedynie jak potraktować gotówkę klienta: czy była to darowizna na rzecz dewelopera czy może jednak pożyczka? Może urząd skarbowy powinien się w tej kwestii wypowiedzieć wskazując odpowiednia stawkę podatku?
Kolejna sprawa to siła medialna. Każda najdrobniejsza próba walki z bankiem jest przesądzona. Prosty przykład: frankowicze zakładają stowarzyszenie i próbują się bronić. Mrówka (powiedzmy czerwona) staje naprzeciwko słonia. Bardzo to piękne, romantyczne i takie polskie. Jednak zanim jeszcze słoń pomyśli by machnąć ogonem inny gatunek mrówek (czarne?) rzuca się na czerwone. Z takich doświadczeń tworzy się późniejsze społeczeństwo antyobywatelskich monadycznych mrówek. Zerowy kapitał społeczny czyli kompostownik egoizmu. Po krótkiej walce czarne wygrywają. Brawo czarne, wszyscy są z was dumni. Słoń mówi, że w nagrodę zrobi teraz dużą kupę i pozwoli wam wybrać największą pestkę dyni, którą się wczoraj objadł. Oczywiście za dodatkową opłatą. Tylko, co będzie z czarnymi jak słoń zrobi im drugą Turcję? Pewnie czerwone w odwecie pokażą im faka.
Wracając do banków, będą tylko rosły w siłę. Piszesz o narzędziach do kontroli podaży. Ale, po co wymyślać coś, co już jest. Myślę, że niedoceniasz nowej ustawy. Ja widzę w niej olbrzymi potencjał. OK., deweloperzy w większości działają bez rachunku. Za rok jednak banki dostaną nową miotłę. Wszyscy mali won. Masz na koncie budowę 1 – 2 bloczków - won, zrobiłeś kilka segmentów chcesz teraz na bloczek – won. Cały ten budowlany drobiazg albo dostanie rachunek powierniczy w banku albo nie. Dobra wola Pana Banku. Zawsze można im powiedzieć, że za duże ryzyko. Jak w ofercie będzie za dużo towaru to jedynym wyjściem będzie budowa za własną kasę. Czyli powyżej segmentu czy bloczku nie podskoczą, bo, za co? Najgorzej może być w grupie średniaków. Tu w grę wchodzą już poważne pieniądze a ryzyka po stronie średniaków będą olbrzymie.
Powtórzę, nie widzę szans na spore spadki, choć bardzo bym sobie ich życzył. Demografia owszem, zadziała, ale nie w tej dekadzie. Mniejsza liczba klientów i mniej inwestycji. Tak jak piszesz zostaną tylko duzi deweloperzy. I zostaną ceny. Jedyny warunek – temat płynności nie wróci. Jeśli wróci, ceny mieszkań zejdą na dalszy plan.
c.d.n.
c.d.
UsuńNa najważniejsze pytanie jak żyć, czyli kiedy kupić odpowiadam nie wiem. Sam szukałbym okazji na rynku wtórnym. Jak ktoś słusznie zauważył nowe mieszkania będą jak nowe auta. Ale ważniejsze, że rynek pierwotny jedzie teraz na zielonym i to budzi moją nieufność. Takie nadmierne preferowanie tylko jednej strony powoduję, że kupując czułbym jakby ktoś próbował mi coś wcisnąć. Ci, którzy czekają na okazję z rynku pierwotnego mogą się nie doczekać.
Myśląc o przyszłości rynku w Polsce lubię wracać do wpisu Białka na jego blogu. Wpis zabawny i straszny. Zainteresowanym polecam.
http://wojciechbialek.blox.pl/2013/07/WIG-w-drugiej-Grecji.html
Bardzo chętnie wysłucham też argumentów za możliwym szybkim załamaniem. Jeśli ktoś może coś więcej na ten temat. Może czegoś nie widzę?
Na koniec kilka słów do pewnej grupy również na tym forum, która wprowadza mnie w podły nastrój.
To forum działa trochę jak grupa wsparcia. W sprawie najbliższej przyszłości większość dyskutantów ma podobne zdanie, bo jeszcze rok, dwa, trzy. I wszyscy Źli zostaną ukarani, Wy ich ukażecie, Dobro powróci i wreszcie kupicie. Psychologicznie jest to zrozumiałe i nawet potrzebne, ale uważajcie, bo może być z tego tylko frustracja. Frustracja jak wiadomo zmienia się w agresję, którą możecie skierować np. na autora tego bloga. Teraz oczywiście wszyscy go kochacie, ale jeśli za rok, dwa, trzy, nic się nie zmieni?
Nie jesteście w stanie nic zrobić, bo nie umiecie się zorganizować. Nie wiecie jak i w kogo uderzyć. Nie umiecie zawalczyć o swoje. A jak ktoś z was próbuje to go mieszacie z błotem, rzucacie mu, że debil, że cwaniak, że wziął kredyt we frankach i nakręcił ceny. To jest WASZ obłęd! Współczuję. Wam i sobie. Jeśli sam nic nie robisz to przynajmniej powstrzymaj się przed słowną napaścią. Pomyśl, co tobą kieruje i komu to służy. Jeśli uważasz, że stoi za tym dobro pluj, jeśli jednak masz choćby cień wątpliwości zastanów się czy warto. Czy w tym pluciu nie oplujesz siebie.
fajny wpis.
Usuńmasz racje, polaki nie potrafia sie w zadnej sprawie zjednoczyc, nie tylko w sprawie bankow i kredytow.
z tego powodu ten kraj wyglada tak jak wyglada - masa prawa tworzonego przeciwko obywatelowi, 0 odpowiedzialnosci kogokolwiek za losy kraju (w szczegolnosci politycy i urzednicy za nic nie odpowiadaja)
zdaje sobie sprawe, ze w sumie kazdemu, oprocz kupujacych, zalezy na utrzymaniu cen, albo wzrostach.
dlatego tak szybko one nie spadna, i ja nie bede mial pretensji do nikogo... mi wystarcza male systematyczne spadki - a takie w moim odczuciu sa mozliwe.
wole wynajmowac niz zakladac kierat na 30 lat, nie wiadomo czy w ciagu paru lat panstwo nie zbankrutuje, zakoszone pieniadze z ofe starcza na 2-3 lata. przywiazywac sie do upadlego, rozkradzionego kraju, z tragiczna demografia i bezdusznymi urzedasami - nie ma co :)
piszesz ze naszym wrogiem sa banki... moze i sa, ale dla mnie to my sami jestesmy sobie wrogami bo nie potrafimy zrobic porzadku ze wlasnym kraju.
moim skromnym zdaniem powinnismy dazyc do wchloniecia przez np. niemcy (lepsze niz ruscy;-).
w tym kraju nigdy nie bedzie lepiej, a po kolejnym rozbiorze moze moje dzieci mialy by szanse na lepsze zycie... ale to tak offtopowo.
co do frankowcow - to moim zdaniem i tak powinni splacac. spekulowali na kursie, no i sie nie udalo. w normalnym kraju oddali by klucze do banku i byli by na 0, problem bylby banku. ale tu mamy polandie z tytulem egzekucyjnym, gdzie ludzie maja wzystko gdzies, dopuki nie jest za pozno i ich samych nie zacznie dotyczyc :)
czy to wina bankow ? moim zdaniem czesciowo tak, ale w rownej mierze to nasza wina... przecietny polak na niczym waznym w normalnym zyciu sie nie zna. wie duzo z historii, geografii... a podstawowej wiedzy z: ekonomii, swoich praw w stosunku do roznych instytucji itp. nie ma.
spojrzmy prawdzie w oczy, wzsytko w tym kraju lezy i kwiczy, wiekszosc rzeczy nie dziala. wiekszosc polakow to ekonomiczni i spoleczni idioci, a takich najlatwiej ubrac w 30 letni kredyt.
powiedz sobie szczerze, jakbys mial zarobic grube miliardy na bandzie idiotow - to czy nie zrobil bys tego ?
smutne lecz jakże prawdziwe
Usuńw blogu WB w poście, który podlinkowałeś w komentarzach ktoś podlinkował teze korelacji bańki na rynku nieruchomości ze wskażnikiem Inverse Depenency Ratio. Polecam policzyć dla Polski.
Usuńodpowiedź jest prosta, szybkie załamanie będzie polegało na tym że drastycznie spadnie popyt (demografia + podwyżka stóp procentowych + coraz większy wymagany wkład własny + rosnące bezrobocie + niebawem krach na giełdach + podwyższanie podatków (może i kataster się pojawi))
UsuńMieszkań brakowało bo przede wyszystkim bo był dodatni przyrost naturalny, teraz oprócz tego duża emigracja, niebawem czar pryśnie i mieszkania tak jak auta będą dostępne dla każdego, zróżnicownie będzie polegało jednie na standardzie.
Wiele lat temu auto było obiektem porządania, teraz auto może mieć każdy, a obiektem porządania są te luksusowe...
tak więc klity M3 na 35m2 z przechodnimi pokojami i ślepą kuchnią nie będą schodziły jak ciepłe bułeczki, a czynsz za nie trzeba będzie płacić...
odpowiedź jest prosta, szybkie załamanie będzie polegało na tym że drastycznie spadnie popyt (demografia + podwyżka stóp procentowych + coraz większy wymagany wkład własny + rosnące bezrobocie + niebawem krach na giełdach + podwyższanie podatków (może i kataster się pojawi))
UsuńMieszkań brakowało bo przede wyszystkim bo był dodatni przyrost naturalny, teraz oprócz tego duża emigracja, niebawem czar pryśnie i mieszkania tak jak auta będą dostępne dla każdego, zróżnicownie będzie polegało jednie na standardzie.
Wiele lat temu auto było obiektem porządania, teraz auto może mieć każdy, a obiektem porządania są te luksusowe...
tak więc klity M3 na 35m2 z przechodnimi pokojami i ślepą kuchnią nie będą schodziły jak ciepłe bułeczki, a czynsz za nie trzeba będzie płacić...
nie będzie podwyżki stóp procentowych w najbliższym czasie ponieważ oznaczałoby to bankructwo wielu państw (wyższe koszty obsługi długu). skromnym zdaniem bardziej prawdopodobny jest następujący scenariusz: kilka lat stagnacji a później wejście Polski do stery euro oraz spadek % a co za tym idzie ooglny wzrost cen nieruchomości
UsuńMArcin
wg IDR jak polska przyjmie EURO (szacowany 2019) to będzie już pozamiatane. Tak więc wzrost może bedzie ale o inflacje ew. wskażnik wynagrodzeń. Zreszta sami popatrzcie: http://www.pl.image-share.com/ijpg-267-201.html dane GUS
Usuń"To forum działa trochę jak grupa wsparcia. W sprawie najbliższej przyszłości większość dyskutantów ma podobne zdanie, bo jeszcze rok, dwa, trzy. I wszyscy Źli zostaną ukarani, Wy ich ukażecie, Dobro powróci i wreszcie kupicie. Psychologicznie jest to zrozumiałe i nawet potrzebne, ale uważajcie, bo może być z tego tylko frustracja. Frustracja jak wiadomo zmienia się w agresję, którą możecie skierować np. na autora tego bloga. Teraz oczywiście wszyscy go kochacie, ale jeśli za rok, dwa, trzy, nic się nie zmieni?
UsuńNie jesteście w stanie nic zrobić, bo nie umiecie się zorganizować. Nie wiecie jak i w kogo uderzyć. Nie umiecie zawalczyć o swoje. A jak ktoś z was próbuje to go mieszacie z błotem, rzucacie mu, że debil, że cwaniak, że wziął kredyt we frankach i nakręcił ceny. To jest WASZ obłęd! Współczuję. Wam i sobie. Jeśli sam nic nie robisz to przynajmniej powstrzymaj się przed słowną napaścią. Pomyśl, co tobą kieruje i komu to służy. Jeśli uważasz, że stoi za tym dobro pluj, jeśli jednak masz choćby cień wątpliwości zastanów się czy warto. Czy w tym pluciu nie oplujesz siebie."
tak, to forum działa trochę jak grupa wsparcia - chyba jak większość for internetowych, każdy lubi się podbudować i utwierdzić w tym, że nie tylko on ma takie zdanie. Nie pojmuje tematu w kategoriach dobro i zło i że było źle, będzie dobrze dzięki mnie bo czekam z zakupem. Jeśli sytuacja nagle z niewytłumaczalnych powodów się odwróci i nie będzie taniej tylko drożej to do nikogo nie będę miała pretensji bo to co robię to mój wybór.
Czy umiejętność zorganizowania się to wzięcie kredytu? Bo nie rozumiem tego. Czy możemy zrobić coś więcej niż powstrzymać popyt nie decydując się na zakup mieszkania?
Fajne słowa, mądrze napisane ale myślę, że treść trochę przesadzona.
http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/bankowosc/kolejka-po-kredyty-zmniejszyla-sie/
OdpowiedzUsuńBo wesoło musi być :)
OdpowiedzUsuńKoleś buja się ze sprzedażą swojego mieszkania już miesiąc. Stosował przez ten czas różne triki np. wyliczył czas do najbliższego sklepu na 30sek. (nie wiem czy z kibla czy z balkonu ;)) itd. Ostatnio wpadł na genialny pomysł i wymyślił promocje czwartkowe. Tydzień temu kto chciał kupić do czwartku miał cenę 367tys. zł, nikt nie kupił. W tym tygodniu cena była już za 368tys. zł i podejrzewam, że zgodnie z tą logiką będzie rosła. Zakup oczywiście za gotówkę :).
http://www.gumtree.pl/cp-domy-i-mieszkania-sprzedam-i-kupie/ochota/2-pokoje-piwnica-agd-meble-loggia-miejsce-parkingowe-570604261
http://www.ekonomia.rp.pl/artykul/709844,1090645-Puste-domy-stoja-w-calej-Europie.html
OdpowiedzUsuńczytaliście?
MArcin
A więc krach na nieruchomościach w skali UE tuż, tuż - 2 lata.
UsuńW jednym z komentarzy wspomniano o korelacji między Inversed Dependency Ratio a bańkami na rynkach nieruchomości. Byłem ciekaw jak to faktycznie wygląda, dla ciekawych wykresy można zobaczyć tutaj: http://www.distressedvolatility.com/2013/06/real-house-prices-vs-inverse-dependency-ratios.html
OdpowiedzUsuńMam pytanko. Czy ktoś z czytelników a być może sam autor ma dostęp do przykładowego raportu RAPORT AMRON - SARFiN w wersji rozszerzonej. Podobno znajduje się tam więcej ciekawych informacji takich jak liczby transakcji i ceny transakcyjne poszczególnych nieruchomości. Było by to dodatkowe źródło informacji.
OdpowiedzUsuńRosja własnie podniosla stopy procentowe również + ukraina.
OdpowiedzUsuńDzieje się i ma się dziać. To nie są czasy na zakupy. Popytajcie ludzi w ukrainie czy dostają pensje i jak to rzutuje na stosunki. Kuszą jak mogą aby ładować się w kredyty a tu takie akcje zaczynają się dziać.
dokładnie od kilku dni mam podobne przemyśłenia dotyczące obecnej sytuacji międzynarodowej w odniesieniu do zakupu mieszkania. Jak te wydarzenia mogą rzutować na zakup bądź rezygnację z tego pomysłu
UsuńPozdrawiam
Karol
Obstawiam, że zwiększy się ilość zakupów gotówkowych.
Usuńczy gotówkowych czy nie gotówkowych to jest jedna kwestia
Usuńale moją nadrzędną dywagacją jest pytanie czy w ogólnym rozrachunku nie spadnie sprzedaż właśnie z tej pobudki, czyli niepewnej/niestabilnej (jak zwał tak zwał) sytuacji międzynarodowej
czy stopy procentowe w związku z tym co obserwujemy za granicą nie poszybują wyżej niżli wcześniej zakładaliśmy?
Pzdr
Karol
Nieszczęsne (abstrahując od wydarzeń na UKR) stopy procentowe, których wzrost dla chcących
Usuńkupić mieszkanie nie powinien być kłopotem z co najmniej trzech powodów.
1. Wzrost stóp procentowych spowoduje obniżkę marży - koszt kredytu w tym ujęciu będzie niższy.
2. Zmniejszy się dostępność kredytu - zmaleje ta magiczna zdolność kredytowa. Wyższa stopa = wyższa rata = mniejsza zdolność.
3. Podwyższenie stóp w dłużej perspektywie spowoduje wzrost raty kredytu. Stąd mogą pojawić się problemy ze spłatą w gospodarstwach "dopiętych na ostatni guzik", a to może zwiększyć podaż mieszkań od komornika.
Odnośnie wydarzeń za naszą wschodnią granicą naszła mnie myśl - Nic tak nie obniża cen mieszkań, jak wojna.
zdolnosc kredytowa to jest po prostu smiechu warta.
Usuńskoro zdolnosc zalezy od aktualnych stop procentowych to po co w ogole ona jest brana pod uwage.
powinno sie zmienic sposob wyliczania, albo zaostrzyc kryteria kredytowe, zeby banda idiotow nie zrobila sobie kuku biorac kredyty kiedy stopy sa niskie.
jednego roku nie stac ich na kredyt, a w nastepnym magicznie juz ich stac... chociaz w ich statusie spolecznym nic sie nie zmienilo.
to jest paranoja.
Łukaszu, co do pkt od 1 do 3, jak dla mnie wszytsko jasn i klarowne.
UsuńNIemniej mi właśnie o poruszaną przez Ciebie w ostatnim zdaniu kwestię:
"NIc tak nie obniża cen mieszkań, jak wojna"
Ciekawe jakie to ma przełożenie, ale tak liczbowo :)
Co mnie najbardziej interesuje, to jakie będą konsekwencję dla Nas Polaków, blokady ekonomicznej Rosji jeśli taka w ogóle nastąpi.
Myśle, że już handlujący trzodą chlewną odczuwają kryzys na UKR w stopniu znaczacym.
Ciekawe jak dalej losy się potoczą.
Myślę, że niedługo Wdomachzbetonu również nam swoje przemyślenia podrzuci.
Pzdr
Karol
http://www.zerohedge.com/sites/default/files/images/user3303/imageroot/2014/20140302_phoencall.png
OdpowiedzUsuńi w tle polandia. Tak jajcarze z usa nas widzą.
Zaklinanie rzeczywistości. Pracuję przy transakcjach związanych z nieruchomościami w Warszawie. Z tego co obserwuję to w roku 2013 i 2014 70% zakupów mieszkań jest za gotówkę. Skąd mają forsę, to nie wiem, ale kredyt obecnie to zdecydowana mniejszość.
OdpowiedzUsuńa tam 70% podobno 90% kolega mi mówił. Nie znam nikogo kto nawet obecnie bierze bez kredytu. Max połowa wkładu reszta kredyt. Nikt sposród paru osób jakie brały w 2013/2014 nie brały 100% gotówką w Warszawie.
UsuńCi co mają kasę kupują za gotówkę, ci co jej nie mają w kredycie (chyba, że nie chcą wzbudzać podejrzeń fiskusa).
OdpowiedzUsuńPoza tym, pytania: Jaka jest ogólna liczba zawieranych transakcji gotówkowych i kredytowych w sumie w 2013 i 2014? Po jakiej cenie są zawierane transakcje gotówkowe, a w jakiej kredytowane w całości bądź części? W jakim wieku są ludzie zawierający te transakcje?
Moim zdaniem, "kredytowcy" powoli się wyczerpują. Zostali "gotówkowcy", którzy przecież zawsze byli, tylko kiedyś w mniejszości. Przecież część ludzi z wyżu lat 80-tych postanowiła nie brać kredytu tylko zbierać, zbierać i zbierać, no i teraz być może kupują, trochę dorzucają rodzice z wyżu lat 50-tych i zrobiło się więcej "gotówkowców".
Ja dodałbym jeszcze jedno pytanie :) dlaczego ludzie kupują mieszkania na rynku pierwotnym :) czy ktoś się zastanawia z czego i w jaki sposób jest to zbudowane.
OdpowiedzUsuńNie wiem gdzie mieszkasz, ale w Łodzi, mieszkania z rynku wtórnego z lat 80 wyglądają jak lepianki z glinki, ściany chyba wygładzane rękoma, szczególnie przy futrynach, takie falbany takie, jakby dzieci to lepiły. Nie wiem czy w latach 80 i wcześniej nie było narzędzi czy co, ale nie dziwię się ludziom, że wolą dołożyć trochę więcej i mieć nowe mieszkanie.
Usuńosobiscie mieszkam w mieszkaniu zbudowanym z cegly z lat 60tych i szczerze jakbym mial kupowac to wolalbym starszy budynek ze starej szkoly nie z plyty, i nie 12 pietrowy tylko max 5 pieter. Za 3 lata kiedy kupie bedzie sie wiecej takich pojawiac na rynku po starszych osobach oraz co waznieszje ceny sie urealnią. Nowe budownictwo niesteyt w wielu wypadkach ma tragiczna jakosc.
Usuńz lat 60. to zaraz będą miały właśnie 60 lat, więc zastanów się czy jednak mimo wszystko nie iść w nowy budynek...
Usuńmieszkam w tym budynku ponad 10 lat i nie wiele się zmienił, cegła to cegła. Wcześniej na al ujazdowskich mieszkałem w budynku z czasów przedwojennych, 3 metry wysokości, zimny ale z cegły wytrzymał wojnę i stał by nadal, gdyby 10 lat temu go nie zrównali z ziemią pod nowy budynek. Dlatego wolę stare budownictwo, tym bardziej że miałem okazje widzieć jak wyglądają mieszkania "nowego budownictwa" po 10 czy 5 latach. Cegła jest bardziej trwała, zresztą dawniej budowany prosto ale na lata, dziś buduje się aby zrobic 30-40% marży.
UsuńMieszkam na śląsku i tu można wybierać: mieszkałem już w wieżowcu, kiedyś w niskim bloku teraz znowu niski blok (płyta).
UsuńPodłogi równe, uskoków nie ma. Ja widzę ceny w innych miejscach to przyznam szczerze że mnie mrozi.
Tu, czyli w Zabrzu w dobrej dzielnicy kupiłem mieszkanie do remontu za 1900zł/m2 w Bytomiu można dostać w cenie 1500zł/m2
kamienice poniżej 1000/m2 remont, a za 2k/m2 już w bardzo przyzwoitym stanie.
Zawodowo zajmuje się kredytami już z 7 lat i ludziom się nie przegada parę razy nawet próbowałem, alee.... kończyło się zadłużeniem się przez innego pośrednika :) prawda jest taka, że ludzie kupują emocjami i jakoś to będzie. 99,9% klientów mówi, że MA ZAMIAR spłacić kredyt przed terminem.
Co do rynku pierwotnego mam kontakt z developerami i wiem za ile są budowane te mieszkania więc z tego powodu dziękuje :)
RnS to był NAJLEPSZY (pewnie będzie ich jeszcze kilka w przyszłości) program wsparcia rządowego, dlatego nie rozumiem takiej krytyki wobec niego.
Zakup rynek wtórny na 8 lat powodował ponad 50 % spadek kosztu kredytu.
Mieszkam w kamienicy która ma 80+ lat. Jeśli jest dobrze zachowana (stropy, stropy), to standard wysokości sufitów przebija oferowane apartamenty o wyższym standardzie". ROCZNY budynek w okolicy i elewacja zaczęła się kruszyć. Piszę to bez satysfakcji, bo za dychę będzie to straszyć..
UsuńInna kwestia, szkoda funkcji dawnych kamieniczików. Wspólnoty z brudem i syfem na/ wokół budynków nie bardzo sobie radzą- proste, odpowiedzialność grupowa.
Wiem, że portal z linku mało poważny, jednak bardzo fajna wypowiedź ze Związku Banków Polskich - jak oni martwią się o to by Polacy mieli gdzie mieszkać.
OdpowiedzUsuńhttp://www.bankier.pl/wiadomosc/Polakow-nie-stac-na-mieszkanie-Tu-musi-pomoc-rzad-3072933.html
"Państwo nie może się odżegnywać od tego i mówić, że mieszkalnictwo to jest problem tych, którzy szukają mieszkań. Bez pewnej inicjatywy ze strony rządu problem mieszkaniowy nie zostanie rozwiązany – mówi dr Jacek Furga, ze Związku Banków Polskich."
Ciekawe co ZBP rozumie pod określeniem "problem mieszkaniowy"? Za mało mieszkań? Za mała zdolność kredytowa młodych? Za mało chętnych na kredyty? Za duża rozbieżność cena/zarobki?
"problem mieszkaniowy" - to przymusowy powrót "branży" do marży ze sprzedaży mieszkań ~10%, zauważmy, że "branża" od 2004r. (wejście Polski do UE) rozpasła się do ogromnych rozmiarów, (deweloperzy i banksterzy + ich PZFD, ZBP; "doradcy", pośrednicy, agenci - sprzedawcy itd. - powstały instytucje, których w Polsce prawie, w ogóle nie było) więc powrót do realnych cen mieszkań, wynikających z fundamentów gospodarczych i poziomu zarobków w danym regionie, wiąże się ze skurczeniem "branży", tak jak rok temu
Usuńhttp://wyborcza.biz/biznes/1,100896,13582074,Zwolnienia_grupowe_w_Open_Finance__270_osob_straci.html
Witam,
OdpowiedzUsuńNa początku chciałem podziękować autorowi bloga za wspaniałe teksty, które pisze i które z chęcią się czyta. Blog jest naprawdę wspaniały.
Przechodząc do meritum chciałbym spytać czy istnieje możliwość wplecenia tematu "Co się stanie z moim kredytem hipotecznym w trakcie/po wojnie? Czy będę musiał go spłacać? Czy zostanie zawieszony?".
Hubert
jak ci czołg rozwali chate to kredyt i tak zostanie do spłacania...
Usuńno ale z drugiej strony jakby tak pierd.... w bazy danych danego banku przy okazji nie zachowalyby sie papierowe wersje cyrografow kredytowych... nie wiem gdzie jeszcze sa zapisane takie rzeczy, ale teoretycznie jest chyba mozliwe ze bank przestaje istniec totalnie i wraz z nim umiera kredyt?
UsuńBank jest zawsze wpisany w ksiedze wieczystej - czyli na papierze ktory poswiadcza wlasnosc. Wpis z ksiegi wieczystej moze byc usuniety przez notariusza. Jednak zaden notariusz nie usunie takiego wpisu bez kontaktu z bankiem.
UsuńTak wiec dopoki istnieje ksiega wieczysta (i Ty jako wlasciciel nieruchomosci) to informacja o kredycie tez istnieje.
wczoraj w barze gadałem z laską z Bytomia, która przez kilka lat pracowała w Warszawie. Miała przyzwoicie płatne zajęcie ale wróciła do siebie do Bytomia ze względu na kosmiczne ceny mieszkań w Wawie. Pracuje na lotnisku Pyrzowice, zarabia niewiele. W Wawie by się za to ledwo utrzymała. W Bytomiu kupiła mieszkanie 2-pok w wieżowcu za 60 tys. i ma spokój... a w dodatku lisko w góry, do Krakowa, Pragi, nad Adriatyk bliżej :D
OdpowiedzUsuńPopieram! To tez jest dowod, ze mozna kupic tanie mieszkania. Nieco optymizmu potrzeba na tym forum. Sadze ze wszyscy sa swiadomi, ze ceny maja przed soba duzy potencjal spadkowy, co nie zmienia faktu ze nalezy szukac, negocjowac, pytac, chodzic. Mozna juz teraz znalezc tanie mieszkania. Mowie tu oczywiscie o rynku wtornym. Tez nie rozumiem jak ludzie moga sie ladowac w pierwotny.
Usuń60k PLN za mieszkanie 2-pokojowe w miejscowosci w ktorej ma sie rodzine/znajomych/prace to moim zdaniem bardzo dobra cena.
Kolejny artykuł o wpływie demografii na przyszłość rynku nieruchomości. Jeden z niewielu w gąszczu naganiaczy.
OdpowiedzUsuńhttp://biznes.interia.pl/nieruchomosci/news/emigracyjna-reaktywacja-czyli-zolte-swiatlo-nie-tylko-dla,1997422,4206
czytam tak ten art i powiem wam tak szczerze że coraz bardziej zastanawiam sie co zrobic, zarabiam ok kase w wawie wiec moglbym dozbierac i gdzies za 2 czy 3 lata kupic mieszkanie ALE tak długoterminowo nie wiem jak to będzie. Co ciekawe coraz bardziej widzę aktywnosc zachodnich firm rekrutujacych nie tylko wobec mnie ale i moich znajomych. Jestem prgramista, specjalista i powiem ze sumy jakie nam proponują sa naprawdę zachęcajace. Szczerze człowiek zaczyna sie zastanawiac, mimo ze tutaj zle nie zarabia. Niestety o ile na poczatku uciekali studenci, generalnie mlodzi ludzie z nie najlpeszymi perspektywami w tym kraju to teraz rozpoczyna się drenaż z specjalistów i to powoli widac. Jedyne co moze uratowac jeszcze moja branze to otwieranie sie lokalnych centrów outsurcingowych w pl zachodnich firm. Sa to jednak wyjatki bo w wiekszosci wola miec na miejscu pracowników. Przykre jest to ze gdyby panstwo, branza finansowa oraz hb i of nei byli tak chciwi to ludzi bybylo stac na konsumpcje, mieli by wiekszy dochod do rozdysponowania, pewnie byloby ich stac na drugie dziecko. A tak mamy górę długu do splacenia i ludzi którzy sa nabici w kredyt czesto o zmiennej kwocie (chf, zmienna stopa) i jeszcze odpowiadaja calym swoim majatkiem.
Usuńhmmm... czyli do "demograficznego tsunami" które nadciąga w perspektywie 20- 25 lat dojdzie/ dochodzi kolejna fala emigracji Polaków o największej sile, sile do pracy i sile nabywczej, bo przecież to ci 20-40 latkowie najwięcej konsumują nakręcając gospodarkę, w tym to właśnie ten przedział wiekowy ma największe potrzeby mieszkaniowe. Mimo to jestem zdania że ten rok nie przyniesie większych zmian w cenach mieszkań. Jest takie porzekadło: zanim gruby schudnie.... ;) Ten rok to będzie zaklinanie rzeczywistości przez banki/dev, następny rok to cięcie kosztów, zwłaszcza na "niezależnych doradcach", następny rok siedzenie z zaciśniętymi pośladkami i czekanie na klienta - czwarty rok (2018r.) może przynieść już normalniejsze ceny (zsumowany spadek rzędu 20% od cen 2014r.). Ale to tylko MOJE zaklinanie rzeczywistości i jeśli nie pojawi się kolejny program interwencyjny rządu może tak będzie. Specem nie jestem. Aha, jeszcze jedno co usłyszałem od kolegi który pracuje w Urzędzie Miasta w wydziele podatków od gruntów i nieruchomości, podatek katastralny to pewnik, będzie na pewno bo Unia tego wymaga. Więc nie 'czy będzie" jest pytaniem, ale "kiedy będzie" i w "jakiej wysokości" - na te pytania nie potrafił odpowiedzieć.
OdpowiedzUsuńpodatek katastralny to pewnik od wielu lat, przypomnę tylko art na plus o budowie zintegrowanego systemu informacji o nieruchomościach: http://na-plus.blogspot.com/2013/02/podatek-katastralny-rusza-budowa-zsin.html
Usuńakurat tego że wymaga to unia to bym nie brał za pewnik. To jest częsty argument że UE każe a często to jest bs naszych urzędasów lubiących różne papierki. Oczywiście w tym wypadku nawet mfw zalecało nam ten podatek, po kradzieży kasy z ofe po 2 latach zostanie kolejna dziura i są to tak wielkie kwoty że tylko powszechny podatek w sporych kwotach będzie w stanie go zapchać. Pamiętajmy ze wpływy z podatków spadają a wraz z emigracją ten proces przyśpieszy. Na początku będzie ot mała wartość jak 0,2% a później pójdzie w 1% co przy wartości średnio 500tyś da 5tyś podatku. Bardzo ładna kwota i pomnóżmy to przez ilośc gospodarstw domowych.
Nie zapominajcie, że podatki mają też inne funkcje niż tylko zubożanie społeczeństwa (nie mam na myśli tego, że je lubię). Dla przykładu: Jest sobie działka, leży odłogiem. Miasto chce wykupić grunt żeby poprowadzić obwodnicę. Wycenia nieruchomość, ale klient się nie zgadza bo twierdzi, że jest warta 4x więcej. Ale podatek płaci jak od zwykłego pola rolnego, np. "kilka" złotych rocznie. A że go stać, może tak sobie płacić i blokować inwestycje. Tak więc skoro wycenia nier. tak jak chce, to niech płaci podatek od tego w takiej wysokości w jakiej wycenił. Podejrzewam, że zmięknie. Oczywiście może być kilka stawek podatku, uzależnionych od regionów itd.
UsuńPolska to dziki kraj. Jak znam życie wielu starszych ludzi nie będzie stać na zapłacenie podatku :(. Wynajem, który jest drogi, będzie jeszcze droższy. To oczywiście implikuje kolejne problemy. Moim zdaniem podatek może sobie być (w końcu i tak teraz płacimy), ale wprowadzony rozsądnie i z głową. Tak żeby spełnił swoją funkcję np. ewidencja nieruchomości. Jak znam życie to tylko skomplikuje życie, potrzebnych będzie kolejnych kilkuset urzędasów i stworzy kolejne problemy.
1% kataster? Buduję fabrykę namiotów :)
UsuńBardzo ciekawy artykuł. Tylko zastanawia mnie, jak się to będzie miało w odniesieniu do dużych miast, np. Wrocław. Wiele zagranicznych firm zaczyna otwierać swoje filie w takich miastach (patrz Wrocław), powstają ciągle nowe miejsca pracy, co poniekąd przekłada się na napływ ludzi do dużych miast. Wydaje mi się, że to może też być czynnik, który będzie hamował tempo spadku cen mieszkań w takich miastach. Oczywiście wolałbym żeby było inaczej...
OdpowiedzUsuńPS.
Pozwolę sobie wrzucić link do "ciekawego" artykułu o "apartamentach" we Wrocławiu :D:
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/51,95327,15566040.html?i=4&v=1&obxx=15566040
Pozdrawiam
taki mini apartament za wynajem kosztuje 2200 zł za miesiąc, nawet w wawie większą kawalerkę w niezłym standardzie za mniej niż 2 tys, nie mówiąc o normalnych 2 pokojowych mieszkaniach w tej cenie. I ta nazwa mini apartament z trendy aneksem kuchennym oraz malowniczą panoramą na city Wrocławia :)
Usuń> taki mini apartament za wynajem kosztuje 2200 zł za miesiąc
Usuńjeśli się znajdą jednostkowe przypadki które zaakceptują taką cenę, to naprawdę już ich problem :)
W Warszawie udało mi się wynająć małe mieszkanie, ale dwupokojowe na osiedlu Wileńskim 32m za 1550zł plus prąd. Mieszkanie w wysokim standardzie, w pełni wyposażone w nowy sprzęt. Ogłoszenie było na gumtree.
UsuńW temacie - natrafiłem dziś na ciekawy artykuł ... który stara się zanegować wnioski z tego postu :)
OdpowiedzUsuńW skrócie - marzę deweloperów są niewielkie, a biurokracja wszystko zjada :)
Zainteresowanych odsyłam do: http://wyborcza.biz/finanse/1,108340,15572890,Za_co_placimy_deweloperom__Czy_mieszkania_moga_byc.html
śmieszny artykuł śmiesznego redaktorka
Usuńhttp://mieszkaniowy.blox.pl/2014/03/Za-co-placimy-deweloperom.html
Usuń...to samo jest tutaj i można z "redaktorem" podyskutować...jest duża szansa, że osobiście odpisze.
Od kilku lat śledzę blog Wielgo, i były tam dość ostre merytoryczne dyskusje, gdzie Wielgo był co rusz zaganiany w "kozi róg", co doprowadziło do tego, że "redaktor" na wiele miesięcy blog sobie odpuścił. Tak jakby zleceniodawcy zrozumieli, że blog przynosi skutek odwrotny do zamierzonego i zamiast naganiać na zakup i łapać postępującą korektę cen mieszkań, wielu osobom otwiera oczy, na sytuację na rynku mieszkań :D
Podejrzewam, że teraz może być podobnie :D
"Tak jakby zleceniodawcy zrozumieli, że blog przynosi skutek odwrotny do zamierzonego i zamiast naganiać na zakup i łapać postępującą korektę cen mieszkań, wielu osobom otwiera oczy, na sytuację na rynku mieszkań :D"
UsuńTo jest w ogóle ciekawa sprawa. Komentatorzy na gazeta.pl od lat ośmieszają KAŻDY tekst Wielgi, komenty zwykle mają wysoki poziom merytoryczny i rozrywkowy, Agora mogłaby je wyłączyć, ale wtedy klikalność spadłaby im do zera - czyli Agora może sprzedawać deweloperom kryptoreklamę tylko dzięki wartościowemu kontentowi wyprodukowanemu przez czytelników. Z drugiej strony kryptoreklama może mieć wpływ tylko na tych, którzy nie zajrzą do komentarzy.
http://biznes.pl/magazyny/nieruchomosci/mieszkania-beda-tracic-na-wartosci,5607638,magazyn-detal.html
OdpowiedzUsuńi dodatkowo, kolejny mit "między bajki"
Usuńhttp://wyborcza.biz/finanse/1,108340,15581949,Bloki_z_wielkiej_plyty_trzymaja_sie_mocno___Postoja.html?biznes=lublin#BoxBizTxt
Mocny artykuł:
OdpowiedzUsuńhttp://forsal.pl/artykuly/782557,zycie-z-kredytem-we-frankach-czyli-jak-szwajcarska-waluta-pograzyla-polakow.html
Fragnent ku przestrodze:
"Anna (matka czwórki dzieci, województwo wielkopolskie): Problemy zaczęły się kilka lat temu. Mąż uparł się wybudować dom, choć byłam temu przeciwna. Wziął kredyt i prace ruszyły pełną parą. Po roku, w którym sprzedaliśmy mieszkanie – prezent od moich rodziców, przenieśliśmy się do wymarzonego domu mojego męża. Bardzo szybko okazało się, że nie jesteśmy w stanie spłacać ogromnych rat kredytu. Także dlatego, że nie pracowałam, bo zajmowałam się dziećmi, a mąż stracił stałą pracę. Koniec końców zostaliśmy zmuszeni sprzedać dom i przeprowadzić się do wynajętego mieszkania. Nasze zadłużenie to teraz około 250 tys. zł, ale to wcale nie musi być kwota ostateczna – mąż nie otwiera już listów z banków, ale i tak wiem, że grożą nam windykacje. Najgorsze jest jednak to, że on ciągle żyje iluzją, że niespodziewanie zarobi jakieś kolosalne pieniądze i wyjdziemy z długów. A do tego robi się coraz bardziej uciążliwy dla rodziny. Zwozi przeróżne rzeczy: gruz, skrawki styropianu, stare meble. Jak tylko próbuję mu coś powiedzieć, to się wścieka i pokrzykuje: To przez ciebie jesteśmy biedni, bo jesteś taka rozrzutna."
hehe, po prostu nasz wspanialy system edukacji wyprodukowal bande idiotow.
Usuńprzecietny polaczek zna stolice roznych panstw, wie gdzie leza, zna sie na historii, ale nie wiem podstawowych rzeczy potrzebnych do zycia:
- nie zna sie ani troche na ekonomii
- nie wie skad sie biora pieniadze w budzecie
- nie wie czego moze wymagac od instytucji panstwowych typu sądy, prokuratura, policja, zus...
- nie interesuje sie prawodastwem... do puki nie jest juz za pozno (np. BTE, ktory juz dawno powinien byc zlikwidowany - wtedy banki byly by ostrozniejsze przy dzielaniu kredytow bo ponosily by wieksze ryzyko)
itp. itd.
mamy spoleczenstwo idiotow to sie nie dziwcie, ze kazdy dyma je w roznych konfiguracjach.
ja sam majac firme chcialbym tanim kosztem wydymac 700tys ludzi i zarobic pare miliardow - dodatkowo sami sie pchali drzwiami i oknami :)
poza tym dopuki placili nizsze raty to nikt ich nie oszukiwal, frank podskoczyl i nagle wyszlo ze zostali oszukani :) smiech na sali. trzeba bylo na walucie nie spekulowac (szczegolnie jesli osiagala historyczne minima)
Jestem po sgh i szczerze powiem ze jeslichodi o ekonomię codzienna to jest tylko teoria a nie jakieś życiowa wiedza, co wiecej mam sporo znajomych którzy po tej uczelni i tak wzięli kredyty i to w frsnkach niektórzy to doradcy inwestycyjni :)
UsuńNagonka była z każdej strony a spadek cen będzie ale powolny dopiero demografia zadziała gdy wnuki zaczną sprzedawać wynajmować mieszkania dziadków. Na wkład własny banki znajda obejście i tak. Ja natomiast czekam, mam święty spokój i wole inwestować w siebie niż w ściany. Zgadzam sie ze nie powinno sie uliczkach frankowiczom. Podzielam zdanie prof Modzelewskiego ze zrobili zakład bukmacherski a nie inwestycje, mam nadzieje ze wygrają w sadach
http://www.wykop.pl/ramka/1898476/mieszkania-beda-tracic-na-wartosci/
OdpowiedzUsuńwykop bawi wykop uczy ;p
Nigdy nie pojme frankowcow kupujacych nieruchmosci na gorce,bo przeciez aksjomaty ekonomi mowia ,aby kupowac w bessie ,a jezeli bierzemy kredyt walutowy to tylko w walucie ktora w perspektywie wieloletniej moze sie oslabic jak np:$ ktory kosztowal w roku 1999 4,7 pln .Naiwni i nieduczeni frankowcy zrobili akurat na odwrot i teraz sie dziwie ,iz mieszkanie ktore kupili w sredniej cenie 4000-5000ch.f/m.kw dzis jest warte 1/3 tej sumy ,a przeciez to bylo przewidywalne od poczatku, wsytarczylo popatzrac na wieloletni kurs ch.f/pln ,aby zobaczyc iz frank ponizej 2 pln kosztowal nascie lat wczesniej (przy kilkrtonie nizszych pensjach) ,a srednia wiloeletnia cena metra domu/mieszkania oscylowala w ciagu ostnich KILKUDZIESICIU ! lat w okolicach 500-1000ch.f za metr.Poza tym fank jest jedna z nielicznych walut ulegjacych cialgej i wiloletniej aprecjacji w stosunku do innych walut ,wiec jest idealna waluta do inwestowania i najgorsza do brania kredytow dlugoterminowych ,a chwiloa i nagla aprecjacja zlotowki ktora miala miejsce w latach 2006-2008 wywolana byla glownie naszym wejsciem do Uni i koniecznoscia przewalutowania wielomiliardowych grantow z euro na zlotowki.Dzis sami frankowcy "dbaja" ,aby frank sie nie oslabil wypupujac go w kantrach ,aby zaosczedzic jakies grosiki na roznicy kursowej ,jest popyt na franka to i cena rosnie ,tylko jakos nie sa w stanie swoimi ograniczonymi umyslami tego pojac
OdpowiedzUsuńCzy potrzebujesz pomocy finansowej, Jeśli tak, skontaktuj się z nami za pośrednictwem leblancc890@gmail.com
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń