niedziela, 9 lutego 2014

Luźne dywagacje na temat wynajmu mieszkań 83

Kilkukrotnie już na tym blogu poruszaliśmy tematykę wynajmu mieszkań. We wpisach:

Czy opłaca się inwestować w mieszkania na wynajem?

oraz

Czy wynajmując mieszkanie napychamy kieszeń właścicielowi?

przedstawiliśmy sprawę w aspekcie czysto finansowym z punktu widzenia zarówno potencjalnego właściciela takiego mieszkania jaki i z punktu widzenia jego potencjalnego klienta. W dużym skrócie wyszło nam, że rozsądnie (czyli nieco inaczej, niż zwykli to czynić wszelkiej maści pośrednicy) policzona rentowność "inwestycji" w mieszkanie na wynajem oscyluje w tej chwili w granicach 3-3.5%. Cała zabawa rozbija się więc tak naprawdę o zmiany cen samych mieszkań, które w ostatnich latach były dużo większe niż zysk z wynajmowania mieszkania. Przykład policzony dla 2 ostatnich lat pokazywał, że kupno mieszkania pod wynajem generowało stratę (licząc ze zmianą wartości mieszkania). 
Z punktu widzenia najemcy, spadek cen, mimo że procentowo nie był duży, z nawiązką rekompensował koszty poniesione w ciągu 2 lat wynajmowania mieszkania. Dodatkowo, same tylko odsetki od kredytu na typowe mieszkanie w Warszawie były (czasem znacznie) wyższe niż kwota płacona właścicielowi. Ogólnie mamy więc wniosek, że wynajęcie mieszkania od kogoś to "cud, miód i orzeszki", a wynajęcie mieszkania komuś to sytuacja dokładnie odwrotna. 

Jednak jak to zwykle bywa, nic nie jest aż tak proste. 

Wynajem w Polsce nie jest łatwym rynkiem. I to zarówno dla właściciela, jak i dla jego klienta. Podstawowym problemem z punktu widzenia właściciela jest ustawa o ochronie lokatorów, która powoduje, że pozbycie się najemcy, który zalega z czynszem, albo wyrządza jakiekolwiek inne "szkody", może być w praktyce bardzo trudne (zwłaszcza, jeśli, nie daj Boże, najemcą będzie kobieta w ciąży). Konieczność zapewnienia lokalu zastępczego oraz skomplikowana i czasochłonna procedura eksmisji powoduje, że w praktyce nie da się tego procesu przeprowadzić w sposób całkowicie "legalny". Rozwiązaniem miał być najem okazjonalny, w ramach którego klient podpisuje poświadczony przez notariusza dokument, w którym (w skrócie) oświadcza, że dobrowolnie poddaje się eksmisji w przypadku naruszenia warunków umowy. Jednak nigdy nie spotkałem się z zastosowaniem tej opcji w praktyce - nie znaczy to, że nikt tak nie robi, jednak z pewnością nie jest to rozwiązanie popularne. Swego rodzaju panaceum jest za to pobieranie przez właściciela kaucji w momencie podpisywania umowy - po pierwsze zapewnia to pokrycie (przynajmniej części) ewentualnych szkód powstałych w trakcie trwania umowy, a po drugie motywuje klienta do przestrzegania jej warunków oraz do (jako takiego) dbania o mieszkanie (w końcu trochę szkoda stracić kwotę odpowiadającą z reguły wysokości 1-miesięcznej opłaty za mieszkanie). 
Z punktu widzenia osoby poszukującej mieszkania problemów jest nieco więcej. Po pierwsze, wspomniana przed chwilą kaucja. Przy powszechnie stosowanej strategii płatności z góry za dany miesiąc powoduje to, że w momencie wynajęcia mieszkania trzeba z reguły zapłacić równowartość dwóch miesięcznych opłat (w przypadku mieszkania 2-pokojowego w Warszawie może to być nawet 4 tys. złotych). Po drugie, samo znalezienie mieszkania nie jest wcale takie proste. O ile ofert w przeróżnych portalach jest sporo, o tyle znalezienie interesującej oferty bezpośredniej może być swego rodzaju wyzwaniem. Na każdym kroku można zetknąć się z przeróżnymi agencjami pośredniczącymi, których ja osobiście bardzo nie lubię i oferty agencyjne omijam szerokim łukiem. W końcu usługa polegająca na zamieszczeniu ogłoszenia w internecie, czasem nawet bez wcześniejszej wizyty w danym mieszkaniu, nie jest w mojej ocenie warta miesięcznej opłaty za takie mieszkanie (agencje zwykły pobierać kwoty w wysokości 50% miesięcznej opłaty zarówno od właściciela, jak i od najemcy). W ogóle wydaje mi się, że bardzo często agencje traktowane są jako zło konieczne właśnie ze względu na absurdalną wysokość opłat, usługi (jeśli w ogóle można je tak nazwać) na niskim poziomie oraz swoją "agresywność" (z braku lepszego słowa). Wystarczy umieścić ogłoszenie w internecie, a już tego samego dnia może ono zostać skopiowane przez przeróżne agencje, czasem nawet bez zgody właściciela, co powoduje, że jego bezpośrednie ogłoszenie znika w natłoku tych agencyjnych. Raz nawet "niechcący" omal nie skorzystałem z usług takiej agencji - mieszkanie, które znalazłem, widniało w kategorii ogłoszeń bezpośrednich i aż do momentu ostatecznego umówienia się na wizytę, pani nie zechciała zdradzić, że jest pośrednikiem (widocznie biedna wstydziła się swojej profesji). Na spotkanie jednak poszliśmy, bo ta akurat agencja (co ostatnio zdarza się jakby coraz częściej) nie pobierała prowizji od najemcy - przybyliśmy na czas, właściciela jeszcze nie było, więc poprosiliśmy panią pośrednik o jakiś krótki opis mieszkania (w końcu co będziemy tak stali pod klatką i patrzyli w niebo?). Pani wtedy stwierdziła, że nie może nic nam na temat mieszkania opowiedzieć, bo jeszcze tam nie była (właściciela też nie widziała, a zdjęcia mieszkania "pożyczyła" z jego pierwotnego ogłoszenia). W ogóle strasznie mnie drażni, kiedy oferty agencyjne zamieszcza się w kategorii ogłoszeń bezpośrednich - skoro obecność pośrednika w całym tym procesie stanowi tak dużą wartość (przynajmniej tak sugerowałyby ceny za "usługi"), to dlaczego pośrednicy oszukują w ten sposób potencjalnych klientów? W dobie ogłoszeń internetowych i dużej mobilności społeczeństwa większa część działalności agencji pośrednictwa (za wyjątkiem sytuacji, w których właściciel nie chce/nie może samemu zająć się tematem) wydaje się być całkowicie zbędna. Zwłaszcza przy aktualnym poziomie cen i jakości obsługi.
Zakładając, że jako najemcy znajdziemy już swoje wymarzone mieszkanie, czeka na nas kilka kolejnych problemów. Jeśli przeprowadzamy się z jednego mieszkania do drugiego, to cały proces może okazać się dosyć trudny do zsynchronizowania w czasie oraz może stanowić kłopot logistyczny (zwłaszcza, jeśli ktoś posiada własne meble). Często w umowach przyjmuje się co najmniej miesięczny okres wypowiedzenia, co powoduje, że nowego mieszkania należałoby zacząć szukać w praktyce już na 2 miesiące przed opuszczeniem poprzedniego. Znalezienie oferty, w której właściciel zechce zaczekać na nas miesiąc po wyprowadzce poprzednich najemców, wcale nie musi być proste.

Do tego dochodzą problemy nieco bardziej fundamentalne. W Polsce wynajem mieszkania od kogoś traktuje się najczęściej także jako zło konieczne. Powodów jest kilka. Po pierwsze, dość powszechne jest przekonanie, że właściciel mieszkania może nam utrudniać życie (np. poprzez niezapowiedziane wizyty), a my nie możemy nawet wbić mitycznego gwoździe w ścianę ;) Po drugie, w narodzie żywy jest kult posiadania mieszkania na własność (nawet, jeśli ta własność jest w praktyce własnością banku). Z tego powodu zdarza się, że wynajmowanie mieszkania zamiast "kupna na kredyt" jest piętnowane społecznie (często nawet przez własną rodzinę, nie wspominając już o współpracownikach), a najemcy nazywani są "gołodupcami" itd. (zwłaszcza przez "posiadaczy" kredytu ;) Po trzecie, mimo iż uważa się, że rynek wynajmu jest teraz rynkiem klienta, to znalezienie atrakcyjnego mieszkania, którego cena nie byłaby zaporowa, przy jednoczesnym uniknięciu "współpracy" z pośrednikami "trzymającymi" większość ogłoszeń, nie jest łatwe nawet w Warszawie - domyślam się, że w innych miastach, ze względu na mniejszą ofertę, jest z tym jeszcze trudniej. Wreszcie po czwarte (chyba najważniejsze) podstawowym problemem jest cena. Cena, mimo że najczęściej niższa niż rata kredytu za porównywalne mieszkanie, jest średnio rzecz biorąc wysoka (dokładnie tak, jak w mojej ocenie wysokie są ceny kupna). Wynajęcie mieszkania w pojedynkę (nawet kawalerki, jeśli można tego typu konstrukcję nazwać w ogóle mieszkaniem) dla przeciętnie zarabiającego Polaka jest praktycznie niemożliwe. Stąd też dość powszechna strategia wynajmowania pojedynczych pokoi lub organizowanie "grup koleżeńskich", wynajmujących wspólnie większe mieszkanie.

W tej chwili ceny wyglądają mniej więcej tak:


Polecam pominąć pierwszą kolumnę, bo dane w niej to jakaś abstrakcja (średnia cena dla Warszawy jest wyższa od średniej ceny mieszkań 60-90 mkw., co jest nieco podejrzane ;)
W kolejnych kolumnach odjąłbym jakieś 15% (dla Warszawy, dla pozostałych miast pewnie podobnie) - to pozwoliłoby uzyskać realny obraz tego rynku.
Patrząc na ceny wynajmu w kontekście cen kupna widać, że im większe mieszkanie, tym mniejsza korzyść z wynajmowania go zamiast kupna (na kredyt). Jednak dopiero w przypadku dużych mieszkań (>80m2), których cena kupna w przeliczeniu na m2 jest zauważalnie niższa niż dla mniejszych, odsetki od kredytu (przy historycznie najniższych stopach procentowych w PLN) równoważą się z kosztem wynajęcia takiego mieszkania. Wynika to oczywiście z natury rządowych programów "pomocowych", w których (w pewnym uproszczeniu) dopłatom podlegały/podlegają mieszkania do 75m2 (w praktyce tylko te do 50m2), co powoduje, że na razie to właśnie mniejsze mieszkania skuteczniej opierają się (nieuchronnym?) spadkom cen.

W momencie historycznie niskich stóp procentowych mamy więc sporo artykułów na temat tego, że kupno (na kredyt) opłaca się bardziej niż wynajem. Z reguły nie wspomina się w nich o tym, że stopy procentowe pójdą w górę, a ceny wynajmu raczej w górę nie pójdą (o czym za chwilę). Do tego zwykle przyjmuje się takie dane o cenach, aby one uzasadniały postawioną tezę (chociaż w sumie na tym blogu też tak robimy ;)
Z ciekawszych produkcji na ten temat widziałem ostatnią taką:

Rata kredytu w MDM niższa niż wynajem mieszkania

Czytamy tam, że:

"Osoba, która zdecyduje się zaciągnąć kredyt w ramach programu Mieszkanie dla Młodych zapłaci nawet kilkaset złotych miesięcznie mniej od osoby, która mieszkanie najmie. Koszt najmu w dużych miastach jest średnio większy o 200 – 300 zł."

Normalnie bomba... nic, tylko rzucić w cholerę ten wynajem i pożyczyć mieszkanie od banku, ze wsparciem reszty podatników. Problem tylko w tym, że owe 200-300 złotych wyszło w wyniku przyjęcia co najmniej podejrzanych założeń. W artykule mamy więc przykład 50m2 mieszkania w Warszawie, w cenie 5860 PLN/m2, co daje ratę kredytu (na 25 lat) w wysokości 1350 PLN. Przyjęto czynsz dla wspólnoty 7 PLN/m2 oraz wynajem mieszkania po stawce średniej, czyli 40 PLN/m2. No i tu się zaczynają schody. Po pierwsze, kupione mieszkanie pochodzi z rynku pierwotnego, bo taka już natura MdM - nie jest więc wykończone (konia z rzędem temu, kto znajdzie w Warszawie wykończone mieszkanie w limicie MdM). Po drugie, czynsz do wspólnoty... za mieszkanie, w którym ja mieszkam, właściciel ponosi opłaty w wysokości 14 PLN/m2 (jest w tym ogrzewanie, woda i inne śmieci). 7 PLN/m2 wydaje się być więc stawką bardzo życzeniową. Wreszcie po trzecie, do obliczenia kosztów wynajmu przyjęto średnią stawkę ofertową... a wypadałoby przyjąć taką, która odpowiada lokalizacji kupowanego mieszkania (ze względu na limit cenowy, ta lokalizacja raczej nie jest zbyt korzystna ;) Mając to wszystko na uwadze widać, że autor potrafił tak dobrać dane, żeby wyszło to, co trzeba. A że przy okazji wyszło zupełnie bez sensu, to widocznie nie był problem ;)

Nim podejmiemy decyzję o kupnie, kredycie lub wynajmie na podstawie artykułów "ekspertów", warto wszystko dobrze policzyć. Ponieważ decyzja jest raczej z gatunku tych długofalowych, to warto spojrzeć także w przeszłość oraz spróbować zajrzeć do przyszłości. Wielokrotnie na tym blogu zajmowaliśmy się tematyką cen kupna, wysokością rat kredytów, stopami procentowymi itd., więc tym razem przyjrzymy się nieco historycznym zmianom cen wynajmu i, jak zwykle, trafnie przewidzimy przyszłość w tym temacie ;)

Pod koniec 2008 roku, kiedy na poważnie rozkręcił się światowy kryzys finansowy (albo, jak kto woli, rozkręcili go wielcy bankierzy z pewnej rodziny na R ;) w opinii naszych ulubionych ekspertów zapanowało przekonanie, że z racji znacznego ograniczenia akcji kredytowej (zwłaszcza w CHF), nastąpi nagły wzrost zainteresowania wynajmem mieszkań, co spowoduje wzrost cen. Już wtedy pukaliśmy się w głowę, czytając takie brednie - o ile znaczne ograniczenie liczby udzielanych kredytów było nieuniknione, o tyle wzrost zainteresowania wynajmem (zwłaszcza przy ówczesnych cenach i to jeszcze w momencie nadchodzącego poważnego kryzysu) wydawał się pomysłem zupełnie nietrafionym. Podstawowym założeniem było to, że skoro ludzie nie otrzymają kredytu, to będą musieli mieszkanie wynajmować. I właśnie to założenie jest zupełnie bez sensu. Jeśli ludzie nie dostaną kredytu, to mają kilka opcji. 
Po pierwsze (i najbardziej oczywiste) mogą dalej mieszkać tam, gdzie mieszkają obecnie (wszak bezdomni raczej szans na kredyt nigdy nie mieli, nawet w USA ;) Eksperci zdawali się więc zapominać, że (prawie) każdy jednak gdzieś mieszka. Pewnie prawie każdy też chciałby mieszkać "lepiej", ale samo chcenie nie implikuje jeszcze żadnego ruchu na rynku. 
Po drugie, przy znacznie zmniejszonej akcji kredytowej, sprzedaż mieszkań musiała siąść. I ten problem nie dotyczył przecież tylko rynku pierwotnego. Na znacznie większym rynku wtórnym sytuacja była dokładnie taka sama - po zakończeniu szaleństwa frankowego bardzo trudno było sprzedać mieszkanie. Większość właścicieli niechętnie obniżała ceny (zwłaszcza, jeśli miała kredyt w CHF), więc można było się spodziewać, że spora część z nich (w oczekiwaniu na powrót koniunktury ;) postanowi swoje niesprzedawalne mieszkania wynająć (tu znowu pierwsze skrzypce mieli zagrać "inwestorzy" z kredytami frankowymi). W związku z tym wszystkim przewidywaliśmy zupełnie przeciwnie niż eksperci - z racji ograniczenia akcji kredytowej i problemów ze sprzedażą, wzrośnie liczba ofert mieszkań na wynajem i spadną jego ceny. Spodziewaliśmy się, że w sytuacji rozkręcającego się kryzysu, który nie zachęcał do jakiejkolwiek rozrzutności, tylko nieliczni, którzy jeszcze mieszkań nie wynajmują (czyli mają jakąś alternatywę, chociażby w mieszkaniu z rodzicami), na to się właśnie wtedy zdecydują. Dodatkowo, naszym sojusznikiem jak zawsze była demografia.

Stało się dokładnie to, co wydawało się być najbardziej logiczne. Szybko zaczęła rosnąć liczba mieszkań na wynajem, co spowodowało spadek cen. Podobnie było zresztą dla rynku kupna/sprzedaży, jednak ten akurat rynek jest dużo mniej dynamiczny niż rynek najmu i mniej podatny na zmianę wielkości oferty (za to dużo bardziej podatny na zmianę wysokości stóp procentowych).
Zmiany oferty mieszkań na wynajem (domiporta.pl) wyglądały mniej więcej tak:





Widzimy, że na początku roku 2008 ofert z mieszkaniami na wynajem było około 16.5 tys., tymczasem na początku 2009 roku, po kilku miesiącach kryzysu, było to już prawie 24 tys. Ponieważ w podobnym stosunku wzrosła także liczba ofert sprzedaży, więc mieszkania na wynajem nadal stanowiły mniej więcej 16% ofert sprzedaży.
Z czasem jednak ta relacja uległa zmianie i liczba ofert najmu rosła w stosunku do liczby ofert sprzedaży. Aktualnie, na portalu domiporta.pl, z którego pochodzą powyższe tabelki, mamy prawie 203 tys. ofert najmu i 726 tys. ofert sprzedaży - stosunek wynosi więc w tej chwili 28% (wartości 203/726 tys. to liczba wszystkich ogłoszeń - w tabelach wyżej dane mogą być jakoś bardziej sensownie policzone, jednak nie przeszkadza to w porównaniu procentowych relacji).
Wszystko to zgadza się z powszechnym przekonaniem, że w tej chwili, zarówno na rynku kupna, jak i na rynku wynajmu, mamy do czynienia z rynkiem klienta.
Pamiętam, jak się przeprowadzałem w drugiej połowie 2008 roku - opuszczane przeze mnie mieszkanie (2 pokoje, wielka płyta, 36m2) nawiedzały wręcz tabuny chętnych, którzy od zaraz oferowali za coś takiego 2.000 złotych miesięcznie :) Przecierałem tylko oczy ze zdumienia... a właścicielka zacierała ręce ;) To był szczyt mieszkaniowego szaleństwa, który w tym kraju raczej już nigdy nie powróci.

Zgodnie z planem, wzrost liczby ofert w kolejnych latach spowodował spadki cen wynajmu. Widać to na poniższych obrazkach.












(dane za rok 2012)



Widzimy, że ceny od swoich szczytów spadły mniej więcej o 20% - praktycznie tyle samo, co ceny sprzedaży. Zawsze byłem zwolennikiem teorii, że ceny najmu podążają za cenami kupna - ponieważ najem i kupno mieszkania (na kredyt) to poniekąd produkty równoważne, to nie może na dłuższą metę dojść do silnego rozjechania się cen na obu tych rynkach. Z racji tego, że rynek najmu jest dużo bardziej dynamiczny, największe spadki mieliśmy na początku kryzysu, a spadki cen sprzedaży rozciągnęły się w dłuższym czasie.

Jeśli zastanowić się nad przyszłością, należy mieć na uwadze 3 kwestie. 

Po pierwsze, jak wspomniałem wyżej, ceny najmu zawsze będą skorelowane z cenami kupna. Dla rynku najmu ma więc zastosowanie wszystko, co napisano na tym blogu na temat zachowania się cen (sprzedaży) mieszkań w przyszłości.

Po drugie, demografia (a wraz z nią liczba studentów), która bardzo szybko oddziałuje na rynek najmu. Przypomnę więc 2 kluczowe wykresy, przytaczane już na tym blogu:





Liczba osób w wieku odpowiednim do wynajęcia mieszkania będzie bardzo szybko spadała. Spodziewam się też, że wraz z utrzymującymi się trudnościami w sprzedaży (zwłaszcza na rynku wtórnym) liczba ofert najmu będzie nadal rosła. Spowoduje to dalsze spadki cen w tym segmencie.

Po trzecie, Fundusz mieszkań na wynajem oraz rozszerzenie ustawy o najmie okazjonalnym na firmy. Oba te czynniki powinny w niedługim czasie wpłynąć na dalszy wzrost liczby ofert wynajmu mieszkań. Sam Fundusz ma mieć 20 tys. takich mieszkań w ciągu 4-5 lat. Jeśli do tego dołączą inni inwestorzy, budujący mieszkania przeznaczone na wynajem, oferta wzrośnie jeszcze bardziej. Z racji kosztów nie wierzę za to, że jakikolwiek (z wyjątkiem oczywiście państwowego ;) fundusz inwestycyjny zdecyduje się na kupno mieszkań od dewelopera i ich późniejsze wynajmowanie - aby taki interes miał sens, mieszkania należy zbudować z pominięciem marży dewelopera.
Mimo narzucającego się wrażenia przekrętu w całym tym pomyśle o wynajmie mieszkań przez państwo, trochę mu jednak kibicuję. O ile nie wierzę w to, że fundusz zaoferuje stawki zauważalnie niższe niż rynkowe (w teorii oczywiście tak będzie, tylko za rynkowe przyjmie się jakieś absurdalne średnie ofertowe), o tyle mam nadzieję, że całe to zamieszanie spowoduje wzrost jakości na rynku najmu. Wszak w tej chwili przypomina on wolną amerykankę - sporo ogłoszeń, z których znaczna część jest zupełnie z kosmosu, wszędzie (mniej lub bardziej ukryci) pośrednicy, dużo potencjalnych problemów "prawnych" zarówno dla wynajmującego, jak i dla najemcy, no i ostatecznie ciężko w tym wszystkim znaleźć fajne mieszkanie :) 
Obecność tak dużego gracza, jakim będzie Fundusz mieszkań na wynajem, powinna spowodować poprawę standardów na rynku, które mogą się na nim utrzymać nawet wtedy, kiedy ów fundusz ogłosi oczekiwane przez nas bankructwo.

Podsumowując dzisiejszy wpis... wynajem mieszkania, mimo że najczęściej tańszy niż spłacanie kredytu hipotecznego oraz posiadający sporo niezaprzeczalnych zalet (mobilność, niezależność, brak poważnych zobowiązań), niesie ze sobą szereg niedogodności. Wysokie koszty (zwłaszcza w odniesieniu do średniego wynagrodzenia), wszechobecni pośrednicy-pasożyci, brak jakichkolwiek standardów na rynku i nadal zaskakująco trudne znalezienie wartościowej oferty to tylko niektóre z nich. 
Na pocieszenie pozostaje fakt, że z roku na rok oferta się powiększa, a ceny powoli spadają. Kiedy do gry wejdzie Fundusz mieszkań na wynajem, to wraz z pogarszającą się demografią proces ten powinien jeszcze przyspieszyć.
Kto wie... być może doczekamy czasów, w których wynajem mieszkania będzie alternatywą dla kupna nawet na całe życie (na wzór niemiecki).

83 komentarze:

  1. Kupić na wynajem - źle. Wynajmować od kogoś - źle. Jedyne co dobrze to czekać na spadki, o ile ktoś ma czas.

    OdpowiedzUsuń
  2. Potrzeba dachu nad glowa jest jak kazda inna podstawowa, np. jedzenie mozesz sam sobie ugotowac, mozesz kupic posilek w barze czy restauracji ale nie da sie nie zjesc, trzeba sobie przekalkulowac co komu sie oplaca bardziej i wybrac ktoras z opcji, bo nie ma innego wyjscia, a czy na dana chwile jedzenie jest drozsze czy tansze nie ma znaczenia, zjesc trzeba cos

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry artykuł, wszystko się zgadza. Omijajcie agencje, pijawy !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje się że autor blogu niedługo kupi mieszkanie w programie MDM. Bo to naprawdę dobry program. Oferta mieszkań powoli rośnie. Deweloperzy niebawem zaczną wrzucać oferty ze średniej półki. Biorąc pod uwagę realną cenę za metr po dopłacie, to jest dobra oferta. Oczywiście dla kogoś kto chce kupić mieszkanie, a nie dla kogoś kto chce całe życie wynajmować i pisać jaki to niedorozwinięty rynek najmu mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwie Ci się, że wyjeżdżasz tu z czymś takim. To nie interia czy onet i nie czytają tego ludzie, którzy o nieruchomościach nie mają pojęcia. Więc przekieruj swoje wypociny na portale gdzie może osiągniesz jakiś skutek. Bo coś mi się wydaje, że naganiasz...

      Usuń
    2. Skoro realna cena mieszkania po dopłacie w Wawie wynosi 5300 za metr to o ile nie jest to Białołęka a np. Wilanów, Praga Południe, Bielany, to to jest dobra cena. Mediana wynagrodzeń brutto w Wawie to 6000 zł.
      Koszt raty kredytu + czynsz na takie mieszkanie jest mniej więcej równy kosztowi najmu. Skoro więc chcemy mieć gdzie mieszkać a nie spekulować i budować wolność finansową to to jest dobra oferta w tym momencie.
      Nie rozumiem oburzenia! Chyba że się nie mieścisz w kryteriach programu... ale cóż jest to program który ma poprawić dolę osób w wieku reprodukcyjnym.

      Usuń
    3. @Anonimowy10 lutego 2014 10:01

      Podasz linka do wyliczeń gdzie mediana zarobków w Wawie to 6000 ?
      Z biologią sobie chyba nie radzisz za bardzo: mężczyzna może płodzić dzieci do późnej starości, kobieta przechodzi menopauzę ok. 45 roku życia, więc osoby powyżej 35 roku życia jak najbardziej kwalifikowałyby się do "wieku reprodukcyjnego" jak to "ładnie" określiłeś.

      SzuMie

      Usuń
    4. Przykro mi ale w Warszawie naprawdę się tak zarabia:)
      http://kariera.forbes.pl/place-w-polsce-w-warszawie-zarabia-sie-zdecydowanie-najwiecej,artykuly,166387,1,1.html

      faceci nie rodzą. a kobiety rodzą praktycznie do 35 roku życia. Ten program jest dobry. Pogódź się z tym.

      Usuń
    5. Badanie, o którym mowa nie jest szczególnie rzetelne (internetowa sonda): http://lukaszpiechowiak.blogbank.pl/2014/02/04/ogolnopolskie-oklamywanie-w-sprawie-wynagrodzen/ .
      Do tego jest to kwota brutto, wg. pierwszego lepszego kalkulatora ( http://www.infor.pl/kalkulatory/brutto_netto.html ) daje to ~ 4250zł netto (czyli za kwotę netto można kupić 0,8 mieszkania). Trzeba je wykończyć (+ ~1000/m^2), a lokale łapiące się do programu znajdziemy oczywiście na Filtrach, Solcu, Powiślu, Mokotowie, Ochocie i Saskiej Kępie - http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,15416848,Chcesz_kupic_mieszkanie_z_rzadowa_doplata__Zobacz_.html

      Usuń
    6. No wiesz nikt nie mówi że trzeba od razu mieszkać w Bristolu. Program ma zaspokajać potrzeby mieszkaniowe a nie fundować pałace. Myślę że za cenę 5300 za metr nie można oczekiwać niczego więcej niż dzielnic peryferyjnych, jednak na pewno więcej niż Białołęki. Są deweloperzy którzy oferują w tych cenach mieszkania w wymienionych przeze mnie wyżej lokalizacjach. Co do wynagodzeń: może i badania są przekłamane. Jednak nie znam nikogo kto dwa lata po studiach w Warszawie zarabiałby mniej niż 5000. W innych badaniach widziałem 5000 jako średnią warszawską. To są potencjalni klienci do których adresowany jest program. I uważam że dla nich to jest dobry deal, o ile chcą założyć rodzinę. Właśnie taka miała być rola programu i spełnia on swoją funkcję. Biorąc ten poziom cen pod uwagę, i to że będzie coraz więcej mieszkań w programie, pojawiają się najlepsze od kilkunastu lat warunki do zakupu mieszkania. Co nie znaczy że za rok, dwa nie będą jeszcze lepsze ;)

      Usuń
    7. @Anonimowy11 lutego 2014 03:16

      I tu się mylisz, za tę cenę należy oczekiwać więcej niż coś na peryferiach, wyobraź sobie że ja kupiłem niewiele drożej mieszkanie wykończone, w budynku oddanym po 2000 roku, w odległości 6 km drogą (w linii prostej bliżej) od skrzyżowania Jerozolimskie/JP2.
      Wszyscy którzy sprowadzili się do Warszawy po 2007 roku myślą że wysokie ceny to w tym mieście standard, a prawda jest taka że na początku 2005 roku mieszkania na Kabatach blisko metra były sprzedawana po 3500 i to była naprawdę wysoka cena. Pod koniec 2005 roku 3500 to była normalna cena na Pradze Południe, w 2006 w tej cenie nie dało się już kupić rudery na Białołęce.

      Usuń
    8. Ja np wole Prage poludnie od Kabat. Dla mnie 5300 w tej lokslizacji jest ok.

      Usuń
  5. W zasadzie to ze wszystkim się zgadzam. Piękna analiza sytuacji na polskim rynku nieruchomości. Do tej pory bardzo byłem i jestem zadowolony z wynajmu. Teraz jednak zaczynam myśleć innymi kategoriami. Na horyzoncie jest dziecko, dużo gratów do ewentualnego przenoszenia i podejście do tematu najmu się zmienia.

    Na demografię nie ma i nie będzie mocnych. To mnie trochę martwi w odniesieniu do planu kupna czegoś na kredyt (ze spłatą do 10 lat). W nowej sytuacji życiowej, z obliczeń wychodzi mi, że koszt wynajmu = kosztowi kupna. Także ewentualny zysk będzie zależał od przyszłej ceny mieszkań. A ta raczej będzie spadać.

    OdpowiedzUsuń
  6. http://samcik.blox.pl/2014/02/Bez-laski-w-Lasku-wziela-460000-zl-kredytu-a-musi.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, biedni ci ludzie - mieli noz na gardle i brali po 500 tys kredytu.
      nie rozumiem jak mozna twierdzic ze ktos kogos oszukal, skoro samemu sie podpisalo taka umowe.
      i teraz najlepsze - cala wina to banku, bo chce pieniadze wg. umowy i te przebzydle banki maja tytul egzekucyjny i nie zawahaja sie go uzyc zeby odebrac swoja wlasnosc...
      do pozyczania to ludzie pierwsi, to wywiazywania sie z umow ostatni.

      poza tym ,takie prawo ustalili nam nasi (p)osłowie, wybierani od 25 lat te same mordy.
      trezba bylo interesowac sie co sie w kraju dzieje, jakie prawo jest ustalane.
      teraz juz za pozno, mleko sie rozlalo, po dupie dostal jak zwykle najslabszy - i szybko to sie nie zmieni.

      Usuń
    2. Zanim osądzimy proponuje jeszcze przyjrzeć się dziwnym zbiegiem wielu okoliczności:

      a) w okresie udzielenia największej ilości kredytów w CHF:

      - rekordowo niski Libor (a była afera ze spekulacjami tego)
      - rekorodowo niski kurs CHF/PLN
      - rekorodowy skok cen m2 mieszkań w Polsce
      - rekordowa intensywność kampanii marketingowych banków na kredyty w CHF
      - rekorodowo niska marża banków do kredytów w CHF
      - rekordowa ilość chętnych na zakup własnego M (wyże demograficzne na rynku pracy )
      - rekorodwe wyniki gospodarki w Polsce i panujący optimizm

      b) po powyższym okresie:

      - rekordowy skok - wzrost kursu CHF/PLN w rekordowo krótkim czasie patrząc na co najmniej 15 lat historii notowań kursu CHF/PLN

      Usuń
    3. rekordowo niski libor razem z boomem na kredyty + wyzem demograficznym spowodowaly wlasnie banke cenowa mieszkan.
      widzac rekordowo niski chf/pln tylko idiota (a zakladam ze w bankach nie ma idiotow) nie reklamowal by takiego produktu :)
      z tym ze ten rekordowo niski kurs chf/pln powinien dac do myslenia kredytobiorcom walutowym... ale jak widac kredytobiorcy nie przejmowali sie wtedy za bardzo, przeciez kupili "wlasnie" mieszkanie/dom za 500tys i nie mieli czasu myslec rozsadnie.
      gospodarka rozkwitla - co tu duzo mowic, jak sie w gospodarke wpakuje tyle pieniadza z kredytu to nie ma opcji zeby nie bylo super wynikow... ale kazdy kredyt sie kiedys konczy i po okresie boomu nastepuje zalamanie, bo pieniadz przestaje plynac, konsumpcja siada - bo trzeba splacac to na co sie wzielo kredyt i ma sie mniej pieniedzy na inne wydatki.

      wzrost kursu chf/pln to raczej wynik kryzysu finansowego i tego, ze inwestorzy upatrzyli sobie we franku zamiennik zlota (pewna inwestycja)

      banki po prostu sprytnie wykorzystaly okazje, tylko pogratulowac spawnie przeprowadzonej akcji...

      Usuń
    4. kredyciarze mają do wszystkich żal zamiast do siebie, to tak jakby kupić sobie auto w czasie taniej benzyny a później psioczyć że benzyna podrożała dwukrotnie i nikt ich nie uprzedził że może podrożeć lub wykorzystał wiedze że wielu ma auto to podrożymy benzyne. Jakbyś miał bar i by klienci walili drzwiami i oknami to nie podniósł byś cen ? odpowiedz sobie sam

      Usuń
    5. widziałeś kiedyś że benzyna podrożała dwukrotnie w ciągu 2 miesięcy? I jak się cena benzyny zmienia przy nagłych wahaniach ceny baryłki ropy? Jak już coś porównujesz to sprawdź najpierw czy to jest w takich samych kryteriach?
      Takie właśnie porównania to szczyt manipulacji niby podobny mechanizm, bardziej czytelny a jak rozbieżny w uwarunkowaniach do porównywanego. Dokładnie tak właśnie działaj ci "eksperci ekonomiczni" w mediach i w kontaktach z klientem.
      Trudno się dziwić że kredyciarze się tak ubrali w kredyty jak całe przedsięwzięcie realizowane było na granicy manipulacji.
      Ale przecież sami sobi winni, jak tak kobieta która zachęciła gwałciciela wychodzą w krótkiej spódnicy - czyż nie?

      Usuń
    6. hehe no to poleciales z metafora.
      bardziej celna byla by
      "kobieta w krotkiej spodniczce, latajaca obok bandy zboczencow wychodzacych z wiezienia, zagadujaca do nic - stala sie ofiara gwalciciela" :)
      ludzie pchali sie drzwiami i oknami do bankow, brali kredyty na maks zdolnosci kredytowej... dla mnie to jest idiotyzm - o ile w pln mozna jeszcze jakos przezyc bo wahania stop nie sa takie czeste, to w walucie nie wiem o czym ci ludzie mysleli.

      Usuń
    7. nie oszukujmy się, narzeka tyko ten co we franku wziął bo na złotówkowy nie miał zdolności, czyli po prostu nie było go stać na zakup (a że kurs spadł i stopy niskie to na chwile nabył zdolność)
      Tego co było stać z dużym zapasem i wziął franka by zmniejszyć koszt kredytu to jedynie może narzekać że chciał oszukać system ale system oszukał jego i narzeka tylko dlatego że jest bezczelny i udaje że nie wiedział (a przecież wiedział skoro wybrał franka żeby było taniej)
      Jakbyś robił dzieciaka a urodziłyby się trojaczki to co? też pretensje do państwa że nie powiedzili w szkole i teraz nie stać

      Usuń
    8. piszecie tu jakby dominująca grupa frankowiczów miała problem spłaty. Aktualnie rata kredytu CHF jest jeszcze niższa niż złotówkowego dla początkowej wartości kredytu. Ja rozumiem że problem jest taki że zastanawiający jest tak nagły duży skok CHF i tak niska jego wartość w momencie udzielania i gdzie był nadzór z odpowiednia kampanią informacyjna, a nawet działaniami prewencyjnymi. Przecież przeciętny Kowalski nie miał i nie ma dostępu w odpowiednim czasie do odpowiednich informacji takich jakie maja właściciele banków czy KNF.
      I może wobec zaistniałej z CHF sytuacji, ktoś mi wytłumaczy zasadność określania banków jako instytucji zaufania publicznego?

      A jeśli ktoś uważa, że nie są taką instytucją to niech mi odpowie dlaczego jako jedyne mają tak uprzywilejowana pozycję względem innych do usług związanych z dyspozycją pieniądza oraz możliwością jego kreacji (system rezerwy cząstkowej) - czyli jakby właśnie taką instytucją zaufania publicznego były?

      Usuń
    9. w banku nie chcieli mi dać kredytu to wziąłem w providencie i się okazało że jest drożej niż w banku, reklame providenta widziałem w TVP czy mogę teraz nie płacić abonamentu RTV przez rok?

      Usuń
    10. równie dobrze mogłeś wziąć w lombardzie który jest tej samej kategorii co provident instytucją tj. parabankową.
      Brak tu spec ustawy i instytutcji nadzoru oraz regulatora czy instytucji typu ZBP. Choćby z tych przyczyn należy oceniać jak bardziej ryzykowną we wspópracy. Nikt nie przedstawia parabanków jako instytucji zaufania publicznego.
      Argumentacja z RTV to już absurd i szyderstwo z poważnych problemów gospodarczo społecznych jakie od dłuższego czasu występują w Polsce. Wystarczy zaczerpnąć wiedzę jak to jest rozwiązane w innych krajach typu Austria, Norwegia czy Japonia i następuje totalne oświecenia. I absolutnie nie ma tu znaczenia bogactwo kraju, wręcz przeciwnie najistotniejszy jest tu szacunek ustawodawców, rządzących i instytucji publicznych wobec każdego obywatela.
      I tego wszystkim życzę.

      Usuń
  7. "Nie słuchajmy więc coraz głośniejszych znowu naganiaczy kredytowych, że to ostatnia okazja. Oni wezmą pieniądze za pośrednictwo, a z kredytem zostaniemy my." - onet, Jacek Łaszek

    http://m.biznes.pl/ozywienie-na-rynku-mieszkan-ceny-wzrosna,5602827,1,2,news.html

    Pozdrawiam
    K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wywód prof.Łaszka (którego byłem dużym fanem) odbieram tak jakby z jednej strony miał narzucone:

      "Musisz pisać, że koniunktura na rynek nieruchomości wraca, a ceny mieszkań bezdyskusyjnie będą rosnąć (jak dopowiesz, że kiedyś tam znowu spadną, to nic, ale teraz już mają tylko rosnąć)"
      - czyli straszymy podwyżkami cen niezdecydowanych / zachęcamy ynwestorów spekulacyjnych

      ...a z drugiej strony, przemyca swój dawny przekaz, jako to jest źle dla przeciętnego człowieka, jak ceny mieszkań rosną gwałtownie, a bogacą się tylko hieny, które żyją z marż, prowizji i spekulacji.

      Z jednej strony przytacza zaklęcia REASa - pieska deweloperów, ale z drugiej strony pokazuje realny koszt wyprodukowania 1m2 mieszkania według SEKOCENBUD
      - i każdy rozsądny odczyta dane z tabelek w sobie prawidłowy sposób.

      Dodatkowo na koniec przestrzega przed braniem kredytu ponad siły...

      albo przesłanie zakamuflowane jak w MIŚu, albo innej SEKSMISJI i przeszło cenzurę :),
      albo mi już na rozum siadło :D

      Usuń
    2. Bo patrzy Pan przez pryzmat swojej wiedzy. Na podstawie przytaczanych argumentów na tym blogu można wywnioskować, że ceny nie powinny rosnąc - ale ile osób czyta ten blog, ile osób przyjmuje taką argumentację ??? Niewiele. Zatem wniosek prof. Łaszka, że ceny mogą wzrosnąć jest prawidłowy - on po prostu stwierdza, że przy niskich stopach procentowych i malejącej podaży chwilowo ceny mogą wzrosnąć - bo przy medialnej nagonce /przecież pisze o kredytowych naganiaczach/ ludzie znowu będą chcieli kupować jak im się stworzy taką możliwość, nawet jeśli nie będzie ich na to stać. Przed tym profesor ostrzega w końcówce artykułu. Profesor nie stwierdził, że istnieją fundamentalne podstawy do wzrostu cen mieszkań - po prostu stwierdził, że ceny być może chwilowo mogą wzrosnąć z uwagi na politykę NBP. I to jest moim zdaniem prawda.

      Usuń
    3. Lepiejj byłoby pewnie napisać, że ceny powinny spadać i tu podać szereg argumentów za. Prof. Łaszek zaś stwierdza fakty jak jest i jak będzie, a nie jak powinno być.

      Usuń
    4. Z obserwacji i doświadczenia wiem ze to co piszą w tych portalach ma się nijak do rzeczywistości. Najlepszym przykładem są artykuły z serii "Mieszkania taniej już nie będą kupować i brać kredyty".

      Usuń
  8. Przykład z "życia wzięty" w temacie WYNAJMOWAĆ czy KUPOWAĆ. Mieszkanie moich znajomych w dużym mieście w Polsce pow. 50m2 cena w 2007r. ok. 300 000 (kredyt w złotówkach 30 lat - 360rat) - oprocentowanie ok.6% średnia rata ok. 1800zł. Teraz cena tego mieszkania wynosi 255.000zł ( oferty potencjalnych Nabywców:) spadek wartości przy założeniu sprzedaży ze stratą to 45.000zł kwoty podstawowej. Wynajęcie takiego mieszkania to ok. 1000zł - przy założeniu długoterminowym (można się dogadać z Właścicielem, on też jest człowiekiem i czasem woli mieć spokojnych najemców niż okazjonalnie więcej zarobić ). Biorąc kredyt na takie mieszkanie w 2007 roku w tym momencie jest spłacone ok. 31.000zł kwoty podstawowej. Zatem mimo, że płacili regularnie regularnie to na tą chwile i tak są 14.000zł "na minusie" (45k-31k=14k), ale to nie wszystko bo różnica pomiędzy cena najmu, którą można było wynegocjować, a wysokością raty pozwoliła by im na zaoszczędzenie dodatkowo 67200zł. Podsumowując łącznie byliby do przodu ok. 81.200zł (14k+67k=82k). Dodatkowo chowając swoje dziecko w "wynajmowanym" mieszkaniu nie musieliby tak bardzo czuwać nad sprzętem i meblami, które po 7 latach wyglądają jak wyglądają. Konkluzja - WYNAJEM JEST DOBRY pod warunkiem, że nadwyżki się odkłada, a nie przejada na nową brykę, albo wakacje czy inne rzeczy. Teraz mając zaoszczędzone pieniądze mogliby kupić mieszkanie mając pokaźny wkład własny, albo pomęczyć się jeszcze trochę odkładając, żeby rata była niższa niż kwota odstępnego (1000zł) i dzięki temu mogliby bez zawieruchy kupić mieszkanie dla siebie i przyszłych pokoleń:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie musieliby wziąć kredyt na 190 tyś zł /mając wkład własny na poziomie blisko 65 tyś/ i to raczej na przyzwoitych warunkach z uwagi na w/w wkład własny. Skoro zaś kupili na górce za 300 tyś i spłacili 31 tyś kapitału to zostało im blisko 270 tyś kredytu. Porównanie porażające. Obecnie najem pewnie już się tak nie opłaca z uwagi na niskie stopy procentowe, ale pewnie jeszcze warto "przeczekać" te niskie stopy mając na uwadze powyższy "zysk" i sprzyjające okoliczności na przyszłość - tj. spadki cen najmu, być może spadki cen mieszkań, wzrost stóp procentowych /wyższe odsetki od lokat/.

      Usuń
    2. Tylko problem w tym, że łatwo robić takie wyliczenia dla okresu przeszłego, w którym wiemy, że cena mieszkań spadła. Oczywiście wtedy najem wychodzi nieopłacalny, ale tak samo nieopłacalny był zakup mieszkania w 2007 roku.
      Czy tak samo nieopłacalny byłby zakup mieszkania na wynajem w tej chwili? Myśle, że większość się zgodzi, że nie, gdyż wartość mieszkań już raczej tak nie spadnie jak spadła w ostatnich 6 latach.
      To tak jak osoba w 2007 udowadniałaby, że teraz warto kupić mieszkanie, gdyż osoby, które kupiły je w 2003 roku ładnie zarobiły.

      Usuń
    3. jak nie masz co zrobić z gotówką i na pewno jej nie bedziesz potrzebował przez najbliższe XX lat to kupno na wynajem jest rozwiązaniem, nie mniej jednak na rynku wynajmu już jest nadpodaż.
      Każdy miesiąc pustostanu oprócz braku zysku generuje strate w postaci opłat, czynszu itp. Teoretycznie można zakładać "opuszcze cene za wynajem to mi się znajdą chętni" ale uwaga kazdy kto ma mieszkanie tak myśli.
      Czy ceny mieszkań nie będą spadać? Myślę jednak że będą, mieszkań przybywa a nie ubywa, ludzi jednak ubywa, wielu w wieku najlepszym na kupno (25-35) zakupiło, następnie kupili ci ze zdolnością naciągniętą na skraj swoich możliwości (dzięki taniemu franciszkowi, czy też niskim stopom), teraz pojawiają się kolejni kupujący ale tylko pod warunkiem że ceny spadają.
      Dodatkowo dochodzą wcześniejsze dywagacje: jeśli mieszkań na wynajem będzie nadmiar i ich ceny sporo spadną to znów nie każdemu będzie się kalkulowało kupić mieszkanie tylko będzie wolał wynajmować.
      Celowa inwestycja w mieszkanie ma sens tylko za gotówkę i tylko w centrum dużego miasta w innym wypadku prędzej czy później odbije się czkawką, do tego należy pamiętać że budynek się starzeje

      Usuń
  9. Mnie zastanawiają ludzie , którzy postanowili oprzeć swoją "wolność finansową" w oparciu o mieszkania na wynajem kupowane w kredycie.Wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni (pomimo , że ceny mieszkań spadły od chwili kupna , czynsze też).Pan Muturi guru tego ruchu ma chyba jakiś cudowny dar kupowania tanich mieszkań , albo hipnotyzowania swoich "wyznawców" ,bo wszyscy jak do tej pory zarabiają (albo jest cenzura na blogu).Ba widzą nawet przyszłość w różowych kolorach tzn. mieszkania będą drożeć w dłuższej perspektywie.Wizjonerzy czy szarlatani?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poczytaj jego blog, napisał że osobiście zna tylko dwie osoby które osiągneły wolność finansową...
      Akurat dobrze się wstrzelił w dawnych czasach, udało mu się kupić za dobre pieniądze i tak mu się szczęśliwie ułożyło, ludzie się dają wciągnąć w ten piękny biznes niczym perpetum moblie...
      Niestety niby recepta jest prosta ale, wszyscy wiemy jak np. sklepy biedronka funkcjonują, ale jakoś nikt nie powiela tego schematu, gdyby to było takie proste to na pewno rynek by to wykorzystał, a prawda jest taka że sieć ta wstrzeliła się w rynek w odpowiednim momencie, tak jak tani frank wstrzelił się w wyż demograficzny i boom na nieruchomości

      Usuń
  10. W tej chwilii wynajem faktycznie wydaje się opłacalny, wyliczenia NBP wydają mi się co prawda przesadzone (wg nich wynajem jest 2.5x bardziej opłacalny niż obligacje 5-letnie), mimo wszystko fakt, że koszt wynajmu jest zbliżony do raty kredytu oczywiście przemawia za kredytem (w teorii możemy mieć mieszkanie, które spłaca się bez nakładów z naszej strony).
    Stawki czynszu póki co są zresztą nominalnie w miare stabilne (wg NBP), nastąpił co prawda pewien spadek po pęknięciu bańki, ale nie był on tak znaczący (dla Warszawy około 10%) i od kilku lat średni koszt wynajmu niewiele się zmienia.
    Pytanie oczywiście jak sytuacja się zmieni w przyszłości? O ile nie spodziewałbym się znaczącego spadku wartości mieszkań, to ceny wynajmu mogą pójść w dół. W Polsce jednak większość osób jednak preferuje posiadanie mieksznia aniżeli wynajem, stąd wraz z wzrostem bazy mieszkaniowej i spadkiem populacji (który będzie szczególnie dotkliwy dla grupy wiekowej najbardziej zainteresowanej wynajmem), wkrótce może okazać się, że podaż mieszkań wynajmowanych przekroczy popyt, co może pociągnąć za sobą doktliwy spadek stawek wynajmu. A sądzę, że rynek wynajmu będzie szybciej reagował niż rynek kupna nieruchomości. Puste mieszkanie generuje w końcu całkiem spore strate, a obniżenie ceny wynajmu nie wydaje się tak dotkliwe dla właściciela jak w przypadku sprzedaży, gdyż będzie mógł on zawsze liczyć na podwyższenie stawki, jeśli poprawi się koniunktura.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przez wszystkie swoje "młode lata" wynajmowałem mieszkania. Nikomu tego nie życzę, to był koszmar. Wynająłem mieszkanie od banku za franki, wyszło mnie DUŻO taniej niż wcześniej wynajmowałem. Po jakimś czasie przeprowadziłem się, myślałem że będę miał problemy z wynajmem. Powiesiłęm ogłoszenie przy sklepie osiedlowym, w ciągu 10 minut (!!!!!!!!) dostałem 3 telefon. Następnego dnia miałem podpisaną umowę z najemcami. Spłacają mi kredyt+pokrywają podatek+jeszcze zostaje coś dla mnie. Dziękuję, do widzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się nie zgadza ta Twoja historia. Zwłaszcza to "Po jakimś czasie przeprowadziłem się", jak rozumiem przeprowadziłeś się do rodziców na kozetkę, bo nie było jak spłacać mieszkania banku?

      "Spłacają mi kredyt+pokrywają podatek+jeszcze zostaje coś dla mnie." - zdajesz się nie dostrzegać kosztów jakie mogą Cię czekać, tj. odświeżenie mieszkania, naprawa/wymiana sprzętu RTV/AGD, przestój w wynajmie - jedna z tych rzeczy może przejeść Twoje zyski raz dwa.

      Zgadzam się co do wynajmu, jeśli wynajmować to bez brania kredytu na ten cel, bo w przewidywalnej przyszłości ceny najmu będą spadać.
      Lokalizacja, najlepiej centrum/śródmieście dużych miast.

      Usuń
    2. Oj, oj, "do rodziców"))) nie zgadłeś. Przecież mówię, że na bankowym żyło się taniej niż na wynajmie, toć było mnie spokojnie stać. Miałem do wyboru kilku najemców (tez o tym napisałem), więc wybrałem najbardziej wg mnie gospodarnych i właśnie tak się stało: mieszkanie wygląda lepiej niż kiedy ja w nim mieszkałem. Przestojem się nie martwię (jeszcze raz przeczytaj mój wpis wyżej).
      Coś mi się zdaje, że zebraliście się w grupę wzajemnej adoracji, że poczekajmy, powynajmujmy, ceny spadną itp. I tylko szukacie dziury w całym. Opowiedziałem swój przykład żeby pokazać że nie koniecznie musi być tak jak wy to widzicie.
      Pamiętam jak parę lat temu już miał się wydarzyć Eurogeddon czy inny USAgeddon i wszystkich naganiano na złoto. Teraz nowy armageddon się szykuje? Pozdrawiam

      Usuń
    3. Jeszcze tylko dodam tak BTW, że stać mnie na spłacenie większości tego kredytu, po prostu nie chcę, nie opłaca mi się. I jeszcze na temat "Lokalizacja, najlepiej centrum/śródmieście dużych miast." - moje mieszkanie jest w małej mieścinie, 30 tys mieszkańców, duże bezrobocie (co prawda 40 km dalej duża aglomeracja).

      Usuń
    4. Jeśli możesz to podaj w liczbach jak sprawa wygląda. Mój ojciec, który kupił mieszkanie (za gotówkę, miasto 15tys.,dość prężne) i wynajmuje od 8 lat twierdzi, że zrobił na tym świetny interes. Jak go spytałem o liczby to już nie był taki pewny, ale dalej wierzył, że to interes życia. Z lokatorami też bywało różnie. Nawet liczby go nie przekonały, zawsze dopowiedział sobie swoją teorię by tylko pasowała do jego wersji. Przecież zawsze może się zdarzyć tak, że ktoś kupi coś okazyjnie i trafi mu się najemca na jakiś czas. Wtedy wszystkim rozpowiada jaki to interes zrobił. Należało by wyjść z inwestycji, zamknąć wszelkie kwestie finansowe i policzyć.
      Kolega kupił w kredycie, wynajmuje i prawie trafia w "0". Gdyby chciał w nim zamieszkać, musiałby zrobić remont (koszt). Wszystko zależy od sytuacji. Nie ma dwóch takich samych.

      Usuń
    5. do: "moje mieszkanie jest w małej mieścinie, 30 tys mieszkańców"
      rzuć jakieś kwoty, napisz jaka to miejscowość, żebyśmy widzieli że to się kupy trzyma, chyba że to tajemnica_

      Usuń
    6. Oczywiście, zgadzam się, wszystko zależy od sytuacji. Jak w przypadku wynajmu, tak i w przypadku kupna. Nigdzie powyżej nie powiedziałem że to świetny interes, liczb podawać nie będę. Jednak uważam, że:
      1) kupno i wynajem mają swoje plusy i minusy ( a wy tu przedstawiacie tylko plusy wynajmu i minusy kupna)
      2) jeśli macie dziecko, kupno będzie lepsze od wynajmu
      3) na wynajmie nie zbijecie kokosów, wynajmujący ma spłacać wasz kredyt
      Nie przyjmuję straszaków, że "coś się stanie i co wtedy z twoim wynajmem?" Zawsze może coś się stać. Możesz mieszkać na wynajmie i odkładać 10 lat kasę i stracić ją w parę miesięcy (hiperinfl) lub w jeden dzień (bank-rut).

      Usuń
    7. "do: "moje mieszkanie jest w małej mieścinie, 30 tys mieszkańców"
      rzuć jakieś kwoty, napisz jaka to miejscowość, żebyśmy widzieli że to się kupy trzyma, chyba że to tajemnica"
      Niestety nie chcę podawać żadnych danych. Jeśli nie wierzysz, możesz mnie uznać za naganiacza od któregoś z deweloperów i więcej nie czytać. Argumentów i pytań ad personam nie przyjmuję. Ja mówię o tym, że patrzycie na sprawę kupna-wynajmu zbyt jednoboko. To by było na tyle.

      Usuń
    8. Patrzymy tak jak przemawiają za tym dane które sami (z pomocą autora blogu) analizujemy, a później sami syntetyzujemy z tego wnioski - Ty za to nie podajesz nic co można by obiektywnie przeanalizować, a na dodatek Twoje opowieści kupy się nie trzymają. Piszesz, że wynajmujesz w małej miejscowości z dużym bezrobociem, dodając, że to koło dużej miejscowości. To też się kupy nie trzyma, bo jaki logicznie myślący najemca siedzi w mieścinie z dużym bezrobociem, zamiast przenieść się do dużego miasta, gdzie o pracę łatwiej?
      Ale dajmy Ci szansę, czyli z Twojego przykładu lepiej wziąć to mieszkanie do wynajęcia w mniejszej miejscowości? W sumie racja, w mniejszej miejscowości unikniemy konkurencji od rządowego programu mieszkań na wynajem,tylko z drugiej strony jak w większym mieście będzie taniej niż w mniejszym to małe miasta w ogóle zostaną puste, tak jak ma to miejsce na wschodzie Niemiec.

      Usuń
    9. a oni pokrywaja ci odstepne z odsetek i tak na tobie traca jak ja czyli nic - bardzo dobry uklad. Ja nikomu nie doplacam a mieszkania w tym kraju kupowac nie zamierzam majac gotowke. Dlaczego nie pisalem tutaj juz kiedys. Chcecie miec kolorowa przyszlosc kredytujcie sie i zalcie. Ja mam to z glowy i za free ale na free trzebabylo pare lat ciezko pracowac. Oplacilo sie przyszle lata - nie tylko polska bedzie sie zyc albo w polsce.

      Usuń
    10. Owszem są takie miejsca w Polsce gdzie wynajem jest drogi w stosunku do kupna. Moja kuzynka kupiła mieszkanie 3 pokojowe, niecałe 70 m2. W ramach RnS ma ratę niższą niż koszt wynajmu kawalerki w okolicy. Nawet doliczając opłaty administracyjne opłacało im się kupić mieszkanie na kredyt, zwłaszcza że kredyt to mniej niż 20% ich dochodów.
      A teraz inna sytuacja, za 1800 (bez prądu i kablówki, właściciel ponosił opłaty administracyjne w wysokości 612 PLN) wynajmowałem dwupokojowe mieszkanie z osobą kuchnią i garażem na Gocławiu. Nowy budynek, mieszkanie urządzone pod wynajem czyli dupy nie urywa ale wszystko co potrzebne było i dobrej jakości. Mniej niż rok temu, ceny ofertowe mieszkań tego typu w tej okolicy wynosiły 8500 za m2. Nawet przy obecnym niskim WIBOR i tak bardziej by się opłacało wtedy wynajmować niż kupić mieszkanie.

      Usuń
    11. Wiekszosc frankowcow kupowala metrmieszkania na gorce bo wsrod lemingow to bylo wtedy modne ,czyli placili za metr przecietnie 3000-50000frankow ,zas wplywny netto z takiego wynajmu to srednio ok 50-80 ch.f rocznie za metr ,wiec jak latwo wyliczyc wplywy z czynszu nie pokrywaja nawet oprocentowania kredytu ,zas spadek cen nieruhcmosci jest przecietnie KILKROTNIE! wyzszy od wplywow brutto z czynszu.Pozdraiam GUMIS

      Usuń
  12. http://prawo.rp.pl/artykul/793802,1085834-Uczelnie-wyzsze-w-likwidacji-znajdziemy-w-Internecie.html

    "W sieci będzie można znaleźć szkoły wyższe czy kierunki studiów w likwidacji.

    Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pracuje nad stroną internetową z wykazem uczelni zagrożonych likwidacją. Możliwość upublicznienia takich informacji przewiduje projekt nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, nad którym trwają już prace w Sejmie.[...] Sam pomysł stworzenia tzw. listy ostrzeżeń w dobie niżu demograficznego, gdy uczelnie będą upadały coraz częściej, nie jest zły."

    Nadchodzący niż, jak fala tsunami powoli zaczyna być widoczna. Fala jeszcze jest na wodzie, zanim dotrze do lądu i wywoła realne skutki jeszcze trochę czasu minie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  14. masówka na kupno w mediach

    http://www.bankier.pl/wiadomosc/Analitycy-bedzie-sie-oplacalo-zainwestowac-w-nieruchomosci-3057640.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałem wszystkie odsłony tego bloga i będę go czytał namiętnie dalej :-)
    Podziękowania dla autora i dla innych, którzy dostawiają swoją cegiełkę do naszej świadomości aby móc przeciwstawić się do okólnemu ogromowi pułapek finansowych.
    Ja dodaje swoją cegiełkę. Czuwaj :-)
    http://www.youtube.com/watch?v=sP4fn-zm_90

    OdpowiedzUsuń
  16. Kredyt odradzam wszystkim. Nikt nie jest w stanie przewidzieć czy przez 30 lat będzie miał zdrowie i pracę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Część ludzi wzięła kredyty na 30 lat z myślą, że spłacą je w 30 lat, ale.... Nie zapominajmy, że żyjemy w Polsce. Polska to taki cudowny kraj, gdzie pewnie za minimalną krajową, z małżonką i rodzicami można kupić mieszkanie. W grupie kredytobiorców są ludzie, którzy kupili mieszkanie na kredyt, jeszcze z dopłatą RnS bo z oczywistych powodów nie mogą wyskoczyć z dużej kasy tak natychmiast ;)). Jakiś tam koszt poniosą, ale zapewne się opłacało no i bezpieczniej.
    W przeciągu 30 lat zapewne umrą rodzice kredytobiorców i coś tam zawsze ze spadku się spłaci. Nie wrzucałbym kredytobiorców do jednego wora. Ludzie aż tak głupi nie są. Jakiś procent na pewno przeszacował inwestycje, wynikły nieprzewidziane okoliczności itd. Nie wierzę, w skrajną głupotę wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to na pewno, statystycznie wszyscy nie moga byc glupi.
      mnie interesuje jedna rzecz.
      np. w momencie brania kredytu mieszkanie np. bylo warte 300tys. ciekawi mnie ile po np. 15-20 latach splacania bedzie warte mieszkanie + ile bedzie kosztowac po tych 15-20 latach wynajem.
      bo jesli ma nas zmiesc demograficzne tsunami + poprzednie pokolenie ma nam zostawic sporo mieszkan... no to na przestrzeni 15-30 lat pole do spadkow jest duze.
      a kredytobiorca juz zawsze bedzie placil za wynajem tyle ile w bance nieruchomosci.

      Usuń
    2. Jeżeli zadziałają te wszystkie czynniki wspólnie to w tym przedziale czasowym ceny mieszkań nie powinny rosnąć. Mieszkanie będzie traktowane jak każde inne dobro. Jeśli będzie nadwyżka mieszkań to powinny tanieć. Natomiast czynników wpływających na cenę konkretnego mieszkania jest bardzo wiele: rynek pracy, lokalizacja, stan budynku, infrastruktura etc. Ja skłaniam się do twierdzenia, że będzie podobnie jak u naszych zachodnich sąsiadów.
      Koszt najmu jest głównie skorelowany z ceną mieszkania (inne czynniki też) to jest pewne. Kto wie co będzie za 15-20 lat...nie da się tego przewidzieć.
      Co do przyszłości pewne jest tylko to, że wszyscy czytający ten blog umrą :)

      Usuń
    3. glownie chodzilo mi o metropolie, w malych miastach z reguly na ma pracy.
      zastanawia mnie glownie np. to czy w przyszlosci moze tak sie zdazyc ze ci wszyscy kredyciarze beda placic np. 1300zl raty, a najem bedzie chodzil np. po 900-1000zl za podobne mieszkanie (ze wzgledu na nadpodaz).
      daje to 300-400 zl miesiecznie roznicy, na przestrzeni 15 lat to jest ok 60tys zl roznicy.

      Usuń
    4. "Mieszkanie będzie traktowane jak każde inne dobro" w pewnym sensie się nie zgodzę, ponieważ mieszkania za sprawą rosnących kosztów utrzymania (rosnące czynsze i inne para podatki (śmieciowy), podatek katastralny, nawet opłata audiowizualna ma być "od adresu") mogą stać się rodzajem gorącego kartofla, którego ludzie będą chcieli się pozbyć lub minimalizować straty wynajmem. Będzie przez to duża podaż i sprzedających i wynajmujących, to w porównaniu ze zmniejszającą się potrzebą rynku (demografia) tworzy miks dający tylko jeden kierunek dla cen mieszkań.
      Poza tym, jakie "każde inne dobro" ma walory użytkowe na 150 i więcej lat?

      Usuń
    5. Moim zdaniem, może tak się zdarzyć. Wystarczy nadpodaż mieszkań na wynajem.

      Pozwoliłem sobie uprościć sprawę. Oczywiście, ze wszystkich dostępnych dóbr mieszkania są specyficzne i na dzień dzisiejszy bardzo pożądane. Generują koszty, wiadomo. Miałem na myśli to, że jeśli ktoś potrzebuje mieszkania na "chwilę" w danym miejscu (nie kalkuluje mu się kupno) to wynajmie. Jeśli nie, to sobie kupi. Takie podejście można mieć do samochodów itp. Moim zdaniem nastąpi zmiana nastawienia co do posiadania nieruchomości.

      Usuń
    6. "Wystarczy nadpodaż mieszkań na wynajem." - ale to jest pewne, że taka nadpodaż wystąpi w perspektywie 4-8 lat. Dlaczego? Dlatego: - rządowy program mieszkań na wynajem, - spadający popyt (mniejsza liczba studentów, którzy to zawsze stanowili duży udział w wynajmie), - mieszkania fizycznie nie znikają z rynku (słyszeliście żeby coś gdzieś wyburzono?), - podaż mieszkań z rynku wtórnego (demografia sensu wymierania starszego pokolenia, w centrum miasta 350.000 w bloku moich dziadków ~70 mieszkań młode pary liczę na palcach jednej ręki, więc jeśli starsi umrą gro tych mieszkań trafi na rynek najmu, łudząc spadkobierców, że teraz to są rentierami ;) - mała fala emigracji (jak podają media w 2013 wyjechało około 500.000 osób, najczęściej w wieku produkcyjnym, które to osoby wraz ze studentami, stanowią pierwszą/drugą największą grupę wynajmujących). Może coś jeszcze, co nie przychodzi mi do głowy w tej chwili.
      Mnie właśnie zastanawia realny wskaźnik osób bez mieszkania do oddanych do użytku mieszkań, przy czym pamiętać należy że 1mln osób nie potrzebuje 1mln mieszkań, bo najczęściej w mieszkaniach mieszka 2+. Myślę że developerzy nie przemyśleli do końca problemu fizycznie ubywających osób potrzebujących dachu nad głową i chęcią zysku przeszacowali potrzeby. Może im też analitycy i specjaliści kreślili wykresy w tylko jednym, słusznym kierunku? ;)
      Najbliższe lata pokażą, że autor tego bloga to jeden z najtęższych umysłów analitycznych i życzę mu dobrze płatnej, zdalnej pracy polegającej na pisaniu artykułów dla mediów głównego nurtu, tylko kto za to zapłaci? Developer? Bank? Pośrednik finansowy? Hmm...przykro mi to mówić, ale z takimi poglądami - nie napędzającymi popytu/konsumpcji nikt nie będzie chciał tego publikować ;)

      Usuń
  18. Auto też był przedmiotem porządania, teraz każdy ma (lepsze lub gorsze) ale sporym kosztem jest jego utrzymanie.
    Z mieszkaniami będzie identycznie, czynsze, podatki i koszty utrzymania będą odczuwalne (kataster jest przesądzany pytanie tylko kiedy go wprowadzą).
    Tak jak teraz nie każdego stać na codzienne jeżdzenie benzyniakiem z 3,5l silnikiem tak samo utrzymanie mieszkań skoreluje się z dochodami
    KitKat

    OdpowiedzUsuń
  19. http://www.bankier.pl/wiadomosc/Deweloper-potrafi-Zakaz-budowy-domow-Zrobmy-hotel-przedluzonego-pobytu-3059882.html


    8 tyś za metr mega klity do 10 tys :)

    i jak bedzie japonizacja mieszkan to te nawet 30 metrowe klity nie beda mialy zbytu a co dopiero 70 i wiecej metrow :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce ? japonizacja ? chyba się szaleju najadł... pojedź sobie do Japonii i zobacz jak tam wielkie miasta są upakowane, w Tokio i innych dużych wielkich miastach buduje sie specjale wyspy na których powstają porty, koszty są gigantyczne, a u nas mamy 3 czy 4 porty i wszsytkie pobankrutowały i cały czas państwo musi w nie pompować pieniądze bo się " nie opłaca".... w polsce mamy kilka dużych miast które powierzchniowo są jeszcze liliputami w porównaniu do prawdziwych metropolii, a reszta Polski to same lasy i pola. W Japonii większość kraju jest terenem górzystym tam nic nie da się zbudować...tak więc u nas nie ma szans na tą tak zwaną japonizację mieszkań....

      Usuń
    2. może chodziło o japonizację sensu spadku cen nieruchomości

      Usuń
    3. Lukasz Kardas14 lutego 2014 03:59

      może chodziło o japonizację sensu spadku cen nieruchomości

      oczywiscie, ze tak bo rozmawiamy o mieszkaniowce a nie wielkosci japonii i ich miast.
      Radze popatrzec z drugiej strony na wielkosci metrazy mieszkan w japonii. Zatem i spadek cen i spadek wielkosci nabywanych metrazy. Nikt nie bedzie patrzec niebawem na metraze wieksze jak 50 m. Spokojnie rynek musi to przetrawic.

      Wojtku niczego sie nie najadlem nastepnym razem podejdz do tematu lagodniejsz bez emocji i jak juz nie dalem ci wprost odpowiedzi to madz speytniejszy i opisz 2 sceanriusze algorytmu za tak i nie a nie atakuj wprost.

      Usuń
    4. sory za literowke za szybko pisze

      Wojtku niczego sie nie najadlem nastepnym razem podejdz do tematu lagodniejsz bez emocji i jak juz nie dalem ci wprost odpowiedzi to badz sprytniejszy i opisz 2 scenariusze algorytmu za tak i nie a nie atakuj wprost.

      Usuń
  20. http://dwagrosze.com/2007/12/herengracht-i-duga-perspektywa.html

    OdpowiedzUsuń
  21. http://independenttrader.pl/189,kredytowanie_mieszkania_na_wynajem.html

    OdpowiedzUsuń
  22. Lekko nie na temat, ale ładna mapka z cenami mieszkań, szkoda ją pominąć :D

    Generalnie mityczny 2006r., gdzie jak już wiemy spekulacja na cenie mieszkań w Polsce, była w pełnym galopie.

    Niezrozumiałe i nieprecyzyjne twierdzenie:
    "Przedstawiciele firm deweloperskich mówią, że na powrót do cen z roku 2006 nie ma szans..."

    No owszem, większość osób wyczekujących korekty cen mieszkań (ze szczytu 2009r.), raczej nie wierzy w spadek cen do identycznych wartości jak w 2006r., ...ale skoro pada takie stwierdzenie, to może "branża" obawia się i takiego scenariusza ? ;)

    Było już na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy kilka publikacji o tytule:
    "Ceny spadły do poziomu sprzed hossy na rynku mieszkaniowym - czyli 2006r. uwzględniając inflację"
    Jest tutaj przekłamanie, że 2006r., to ten który mamy uznawać, za punkt wyjścia i oczywiście zawierzyć nieomylnym naganiaczom, i zaprzestać wypatrywania dalszego urealniania cen :), ale samo dodanie inflacji jest jak najbardziej zrozumiałe - tego w linku powyżej nie ma...

    Ale,
    Pomimo tego, że ceny mieszkań podane na mapce, według mnie [lokalizacja Lublin] "skażone" są już w 2006r. wzrostem o ~18-20% (od 2004r. licząc), to - jak już kiedyś pisałem o tym - dorzucam ~3% inflacji rocznie do ceny z 2006r. z mapki i wychodzi mi cena na 2013r.:

    ~3700zł/m2 [Lublin] < ~4800zł/m2 [mapka 2013r.] - *Uwaga: Nie rozumiem o co chodzi z danymi dla Krakowa...

    Ceny wciąż przeszacowane o ~1000zł/m2 ?, owszem :D

    http://m.biznes.pl/ceny-mieszkan-coraz-nizsze,5461793,1,24,news.html

    Ciekawostka, że dla m.Lublina wartość odtworzeniowa 1m2 mieszkania w 2013r, to... ~3800zł/m2, czyli blisko tej "realnej"
    a do programu MdM "odrealniamy" tą wartość o +10% do poziomu ~4200zł/m2,
    gdzie deweloperka (ogólnopolska) zarzeka się dzisiaj, że do poziomu MdM nie zniży się, bo to już nierentowne!,
    a już jak schodzi z cen to zaledwie na kilka mieszkań w danej realizacji, wyłudzając drakońską cenę, za garaż/miejsce postojowe/lub inne.

    http://finanse.wp.pl/kat,1033795,title,Dotacja-w-zamian-za-garaz-klient-i-deweloper-w-zmowie,wid,16400358,wiadomosc.html?ticaid=112344

    Reasumując:
    Ceny mieszkań z 2006r. (jakkolwiek by nie postrzegać tej daty) nie wrócą, wiadomo...
    Ceny mieszkań dzisiaj - upraszczając - są o ~1000zł/m2 wciąż przeszacowane (posiłkując się wartościami z tabelki forsal.pl)

    ...a pytanie, kiedy dojdzie do takiej korekty...i czy mimo wszystko MdM nie namiesza bardziej jak "ktoś" nie zacznie majstrować z limitami poziomu dopłat (przekręt RnS II)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tyle pisania a główny link "sam się nie wklei" :D
      http://forsal.pl/artykuly/777759,tak-tanich-mieszkan-jak-w-2006-roku-juz-nie-bedzie-mapa-dnia.html

      Usuń
  23. Podrzucam link :)

    http://www.urbas.mpolska24.pl/5797/nadchodzi-epoka-wysokich-stop-procentowych

    OdpowiedzUsuń
  24. http://dom.trojmiasto.pl/UOKiK-skontrolowal-deweloperow-Zarzuty-sa-do-wszystkich-n76982.html

    A tu pełny, ogólnopolski raport:
    http://s-trojmiasto.pl/download/20140203_uokik_raport_konsument_na_rynku_deweloperskim.pdf

    OdpowiedzUsuń
  25. Takiego blogu poszukiwałem, wreszcie jest przeciwwaga do komentarzy i analiz, które moim zdaniem zaczarowują rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń
  26. Polecam serdecznie, ciekawe porównanie wynajmu i zakupu w komentarzach.
    http://creditslayer.blogspot.com/2013/02/wynajmowac-czy-sie-kredytowac-oto-jest_7.html

    OdpowiedzUsuń
  27. Czy potrzebujesz pilnie pożyczki? jesteś w długach? Czy potrzebujesz natychmiastowej pożyczki na finansowanie firmy ?, czy odmówiono przez bank, nie martw się więcej, nasze usługi są szybkie, łatwe i bezpieczne pożyczki obecnie w każdych okolicznościach. Pożyczyć do 2000 dolarów - 1,000.000 $ już dziś! Informacji, skontaktuj się z nami e-mail kredytu w tym: noramildred.loans@hotmail.com

    Uwaga: Można się spodziewać wstępną odpowiedź i finansowania w ciągu 24 godzin

    Pozdrawiam.
    Pani Nora

    OdpowiedzUsuń
  28. Czy jesteś w żadnych problemów finansowych? Czy potrzebujesz pożyczki na rozpoczęcie działalności gospodarczej lub zapłacić rachunki? Dajemy pożyczki dla osób, które potrzebują pomocy. Zgłoś się poprzez e-mail: elenanino07@gmail.com

    Dziękuję i Bóg błogosławi
    Panna. Elena

    OdpowiedzUsuń
  29. Czy potrzebujesz pilnie pieniędzy, aby opłacać rachunki i rozliczenia długów jeśli tak email: ramseydickson@outlook.com

    OdpowiedzUsuń
  30. Dobry dzień,

    Jesteśmy uzasadnionych i renomowanego pieniędzy kredytodawcy. Mamy pożyczać fundusze na zewnątrz do osób potrzebujących pomocy finansowej, dajemy pożyczki dla osób, które mają złe kredytowej lub potrzebują pieniędzy, aby zapłacić rachunki, do inwestowania na business.Have zostałeś szukasz kredytu? Nie trzeba się martwić, bo jesteś we właściwym miejscu i oferują pożyczki na niskim oprocentowaniu w wysokości 2%, więc jeśli jesteś w potrzebie pożyczki chcę Ci tylko poprzez kontakt Ten adres pocztowy: mobilfunding1999@gmail.com

    INFORMACJE Wniosek kredytowy potrzebne:

    1) imiona i nazwiska: ............
    2) Płeć: .................
    3) Wiek: ........................
    4) Kraj: .................
    5) Numer telefonu: ........
    6) Zawód: ..............
    7) Miesięczny dochód: ......
    8) Kwota kredytu potrzebne: .....
    9) Kredyt Czas trwania: ...............
    10) Cel pożyczki: ...........

    Dziękuję za współpracę

    Z poważaniem

    OdpowiedzUsuń
  31. DOBRY DZIEŃ
    Jestem Ray Keith, jestem z Texas State, 2746 61-te Port Arthur, TX TX 77640-0000
    JESTEM NA TEJ STRONIE podzielić się krótko JAK I pomógł i był w stanie uzyskać kredyt, że zostałem Licytowanie przez długi czas ..
    I złożyła wniosek o pożyczkę w "Halifax" I dostałem pożyczkę z nich. Przy niskim koszcie ubezpieczenia, i mam pożyczkę na poziomie 4,50%.
    SZUKASZ kredyt na każdy projekt? SKONTAKTUJ BOBBY MARK KREDYT DLA FIRM bezstresowe i szybką pożyczkę.
    Dziękuję i życzę powodzenia we wszystkich przedsięwzięciach.
    RAY KEITH JR (Facebook ID)

    Kontakt email: halifax_ivandepartment@yahoo.com

    OdpowiedzUsuń
  32. Zdarza się, że lokatorzy nie chcą opuścić mieszkania po zakończeniu wynajmu. Ważne jest, aby działać w sposób odpowiedzialny i zgodny z obowiązującymi przepisami. Zaleca się również zachowanie ostrożności i unikanie podejmowania działań, które mogą prowokować dzikich lokatorów do agresywnego zachowania.
    https://agencjatemida.pl/niechciani-lokatorzy-jak-usunac/

    OdpowiedzUsuń