piątek, 26 września 2014

Czy (biednych) Polaków stać na mieszkanie? 45

Dostałem ostatnio od jednego z czytelników wpłatę zatytułowaną "Składka motywacyjna", więc wypadałoby w związku z tym coś napisać ;) A tak na poważnie, to bardzo chętnie pisałbym częściej, ale jak się ma rudą żonę, to zajmują człowieka inne sprawy ;)

W każdym razie... dziś będzie wpis populistyczny ;) O tym, że jest źle, że pewnie nie będzie lepiej, no i że to wszystko wina Tuska (który ewakuował się z grajdołu przy pierwszej nadarzającej się okazji). Ale do rzeczy...

Zbliża się powoli koniec roku, więc niedługo zobaczymy trochę więcej naganiania na kredyty mieszkaniowe (mylnie zwane hipotecznymi) - w końcu to ostatni moment, żeby zaciągnąć taki z LTV95% (a nawet, dzięki Mdm, zaciągnąć kredyt w praktyce bez wkładu własnego). Do tego znowu spadł WIBOR, więc poczytamy także o tym, że kredyt jest teraz wyjątkowo tani, co jest oczywistą nieprawdą (po pierwsze dlatego, że w perspektywie 30 lat obecne oprocentowanie nie ma specjalnego znaczenia i kredyt w żadnym razie nie jest ani tańszy ani droższy niż rok temu, a po drugie dlatego, że wraz ze spadkiem stopy procentowej rosną marże... więc kredyt jest teraz raczej droższy niż jeszcze niedawno). Nie zmienia to jednak faktu, że części osób zacznie się wydawać, że stać ich na mieszkanie/kredyt, na które przy wyższych stopach stać ich nie było - domyślam się, że takie myślenie jest możliwe tylko wtedy, kiedy człowiek nic nie wie o kredytach, a zwraca uwagę jedynie na reklamy podające wysokość miesięcznej raty, jednak (o dziwo) jest to myślenie całkiem popularne. Wtórują mu wszelkiej maści pośrednicy kredytowi, deweloperzy i inni naganiacze, o czym mogliśmy poczytać w artykule, który postaramy się dziś szerzej skomentować.

Dywagacje od Expander'a przypominają najlepsze czasy w stylu "kto nie kupił, przegrał życie". W artykule:

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Choc-latwiej-o-mieszkanie-kredyt-pochlania-1-3-dochodu-7218202.html

znajdziemy wiele "ciekawych" elementów. Expander policzył nam, jak wygląda dostępność mieszkania (albo raczej kredytu) dla osób zarabiających 80% przeciętnego wynagrodzenia. Sam temat nie jest zły - skoro tylko 1/3 Polaków zarabia średnią krajową lub więcej, to tych, którzy zarabiają do 80%, pewnie jest całkiem sporo. Okazuje się, że wg Expandera takich ludzi w roku 2008 w ogóle nie było stać na własne mieszkanie, a teraz mogą już zamieszkać na "swoim" (płacąc za tę przyjemność jedynie 1/3 swoich dochodów), więc trzeba to koniecznie zrobić ;) Już w pierwszym zdaniu czytamy tak:


"W październiku zapewne spadną stopy procentowe, zatem udział ten jeszcze może się zmniejszyć. Z zakupem nie powinni jednak zwlekać zbyt długo, ponieważ od stycznia istotnie wzrośnie obowiązkowy wkład własny."

Należy się więc spieszyć... chociaż Expander nie do końca wyjaśnia, dlaczego właściwie się spieszyć. Autorzy rozważają temat dostępności mieszkań w związku wysokością raty w relacji do dochodów, a jednocześnie twierdzą, że należy się spieszyć, bo... wymagany wkład własny wzrośnie (czyli klasyczne połączenie piernika z wiatrakiem). 
Symulacja Expandera zakłada, że małżonkowie zarabiają po 80% średniej pensji w sektorze przedsiębiorstw i pragną "kupić" mieszkanie z rynku wtórnego o powierzchni 50m2, z minimalnym wkładem własnym (5%). Nasi biedni (standardowi?) kredytobiorcy nie mają dzieci (i chyba nie planują, skoro chcą wydawać 1/3 swoich dochodów na jakąś "klitę" w bloku, która nie dość, że jest klitą, to po wzroście stóp procentowych zacznie pochłaniać znacznie większą część dochodów).
Wg Expandera w 2008 roku rata pochłaniałaby aż 65% dochodów naszej modelowej rodziny, bo mieszkania były droższe, a dochody mniejsze. I tu pojawia się pierwszy problem - Expander zakłada, że w 2008 roku kredytobiorcy zaciągaliby swój wymarzony kredyt w złotówkach (z oprocentowaniem 7.73%), tymczasem w 2008 roku mało kto tak robił (pamiętajmy, że wtedy rządziły kredyty frankowe, oprocentowane nawet w okolicach 4%). Na szczęście chłopaki nie zapomnieli o tym, że w 2008 roku można było zaciągnąć kredyt nawet na 50 lat, co teraz jest już niemożliwe.


Tak, czy inaczej, dalej czytamy, że:

"Sytuacja takiej rodziny wygląda obecnie znacznie lepiej. Stać ją już na kredyt. Dzięki spadkowi cen mieszkań i niższemu oprocentowaniu znacznie niższa jest rata zobowiązania."

Sytuacja rodziny znacznie się poprawiła - nadal właściwie nie stać jej na mieszkanie, za to stać ją już na kredyt (czyli postęp jest ;) Expander niestety nie wyjaśnia, co dokładnie znaczy, że "kogoś stać na kredyt", który to kredyt jest na zmienny procent, na bardzo długi czas. Niemniej, rata jest niższa, więc ewidentnie coś jest lepiej niż kiedyś ;)

"Obecnie [rata] wynosi 1 534 zł, podczas gdy w 2008 r. aż 2 323 zł. Ponadto ich dochody wzrosły o blisko 850 zł. Niestety na ratę kredytu muszą jednak przeznaczyć znaczną część swoich dochodów - nieco ponad jedną trzecią (34%). Powinno im jednak wystarczyć pieniędzy na życie, bowiem pozostanie do dyspozycji 2 913 zł."

Mamy więc chwilowo "niską" ratę, do tego przez kilka lat dochody naszej rodziny wzrosły o mniej więcej 1/4 (dobrze, że na początku przyjęto, że chodzi tu o sektor przedsiębiorstw, bo w sektorze publicznym, po zamrożeniu wzrostu płac w okolicach roku 2009, takie dochody mogłoby w tym czasie wzrosnąć nawet o 0).
Koszty życia wg Expandera chyba nie wzrosły, bo nic się o tym nie wspomina (doszło więc do cudu, w którym wzrost wynagrodzeń słabo zarabiających osób znacznie przekroczył inflację w tym samym czasie ;)
Jak widzimy, naszej rodzinie z roku na rok jest coraz lepiej, a będzie przecież jeszcze lepiej:

"W najbliższym czasie naszej przykładowej rodzinie może być jeszcze łatwiej kupić mieszkanie. Ceny nieruchomości utrzymują się bowiem na stabilnym poziomie. Najprawdopodobniej zostaną natomiast obniżone stopy procentowe, co sprawi, że kredyty będą jeszcze tańsze. Z naszych wyliczeń wynika, że przy założeniu, że wynagrodzenia i ceny mieszkań nie zmienią się, w ich kieszeni może co miesiąc zostawać nawet o 150 zł więcej niż obecnie."

Te 150 złotych, które mają zostać w kieszeni, to wynik obniżki stóp procentowych (o 0.5 p.p.), do którego już właściwie doszło (spadek WIBOR). Expander zakłada też, że ceny mieszkań pozostaną na stabilnym poziomie, co i tak jest postępem, bo jeszcze niedawno wszyscy zakładali, że ceny mogą przecież tylko rosnąć.

"Nie powinni jednak zwlekać z zakupem. Ich kredyt stanieje bowiem nawet jeśli zaciągną go już teraz. Tymczasem od przyszłego roku wzrośnie wymagany do uzyskania kredytu wkład własny. Obecnie należy posiadać 5% ceny mieszkania. Od przyszłego roku banki będę wymagać już przynajmniej 10% wkładu. W rezultacie jeśli nasza rodzina chciałby kupić mieszkanie w 2015 r. to będzie musiała zgromadzić dwukrotnie więcej oszczędności. Obecnie potrzebują niecałych 14 000 zł - od stycznia już prawie 28 000 zł."

Jak widać, koniecznie trzeba się spieszyć, bo od przyszłego roku wymagany wkład własny będzie wyższy. Do tego kredyt przecież i tak stanieje (cokolwiek to znaczy ;) W artykule mamy fajną tabelę, która przedstawia wszystkie te dywagacje w formie najlepiej przyswajalnej dla potencjalnych klientów (czyli jako wysokość miesięcznej raty ;) Pozwoliłem sobie dodać do niej na początku i na końcu kilka wierszy:


Expander skupił się na pokazaniu, co będzie, kiedy stopy procentowe spadną. Ja skupiłem się na pokazaniu, co będzie, kiedy stopy procentowe wzrosną. 
A oba te podejścia są praktycznie tak samo bezsensowne :)

Problem podstawowy polega na tym, że założenia o niezmienności dochodów naszej rodziny oraz o niezmienności ceny mieszkania są bardzo słabe. O ile można by przyjąć, że dochód netto będzie jakoś tam podążał za inflacją (pamiętajmy, że teraz mamy podobno "defalcję" ;) o tyle cena mieszkania za inflacją podążać nie będzie. Będzie raczej zupełnie przeciwnie - przy niskiej inflacji cena mieszkania niewiele się zmieni (w krótkim okresie) za to przy wyższej zmienić się może bardzo szybko i to wcale nie w kierunku wzrostu, tylko w kierunku szybkiego spadku (wyższa inflacja -> wyższe stopy -> wyższa rata -> mniej klientów -> niższe ceny). W takim układzie wszystkie te wyliczenia są bez sensu, bo z punktu widzenia naszych kredytobiorców być może w ogóle nie warto rozważać zaciągania teraz kredytu tylko warto poczekać na normalne ceny mieszkań. Zwłaszcza, że tak niskie stopy procentowe, jak mamy teraz, nie mogą trwać zbyt długo (pamiętajmy, że na całym świecie mamy zaniżone stopy procentowe już od 6 lat).
Do tego przyjrzyjmy się dokładniej badanemu przykładowi - 50-metrowe mieszkanie kosztuje 280 tys. zł, co oznacza załóżmy... Wrocław. Jeśli do tego dodamy standardowe opłaty ponoszone za tego rodzaju mieszkanie (500 złotych miesięcznie), to koszt naszego mieszkania przekracza już 2000 złotych miesięcznie (jeśli uwzględnić spłacany w tym kapitał, koszt spadnie do około 1650 zł). Obawiam się, że tego rodzaju mieszkanie można spokojnie we Wrocławiu wynająć taniej i to bez ryzyka, że po wzroście stóp procentowych rata wystrzeli w kosmos, a jednocześnie mieszkanie stanieje.
Poza tym... jeśli jeden z małżonków straci pracę, to co wtedy? Opłaty za mieszkanie pochłoną prawie 100% dochodów. No i dziecka też nie można mieć, bo po pierwsze, jakby nie było, posiadanie dziecka kosztuje, a po drugie powoduje "wyłączenie" z pracy na co najmniej rok jednego z małżonków (a co za tym idzie mniejsze lub większe zmniejszenie dochodów rodziny, zależnie od typu umowy, na jakiej nasi modelowi Polacy pracują).

Expander próbuje nas tu przekonać, że dwie osoby, które zarabiają 80% średniej pensji, stać na zakup/pożyczenie mieszkania o wartości 280 tys. zł. A tak absolutnie nie jest! Już samo zaciąganie kredytu na zmienny procent, na 25 lat, na 5-krotność rocznych dochodów jest absurdem. A zaciąganie takiego kredytu na mieszkanie, które (w naszej ocenie) będzie systematycznie traciło na wartości, jest już absurdem do kwadratu. Ryzykowanie "bankructwem" z powodu 50-metrowej klity w kraju, który istnieje tylko teoretycznie, to wręcz absurd do sześcianu ;)
Warto jeszcze zwrócić uwagę na pierwszy wiersz (rok 2004). Panowie z Expandera zdają się przeoczyć, że to był być może jedyny moment, w którym naszych kredytobiorców było (od biedy) stać na mieszkanie. Udział raty w dochodach był wysoki, ale i stopy były wysokie, więc nie było wielkiego ryzyka, że jakoś specjalnie wzrosną (zwłaszcza, że wtedy wchodziliśmy do euro kołchozu). Przy tym wszystkim mieszkania były zauważalnie tańsze niż teraz (chociaż względem dochodów wcale nie aż tak bardzo) i ktoś o dobrym przeglądzie rynku mógł przy sporej ilości odwagi taki kredyt zaciągać. 

W praktyce jednak widać, że Polaków zarabiających poniżej przeciętnej nigdy właściwie nie było stać na mieszkanie. Dorabianie do tego idei, że teraz, kiedy kredyt jest "tani", coś się w tym względzie zmieniło, jest karygodne. Prawdziwi specjaliści (a takimi chyba czują się pracownicy Expandera) powinni raczej przestrzegać biedniejszych klientów przed zaciąganiem tego rodzaju zobowiązań, a nie do nich namawiać. Kiedyś na topie były "tanie" kredyty we frankach i wszyscy wiedzą, jak się to skończyło. Teraz są "tanie" kredyty w złotówkach, a koniec będzie oczywiście taki sam (to tylko kwestia czasu).

Zdarzają się jednak nieco bardziej sensowne artykuły na temat tego, czy warto brać teraz kredyt:

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Czy-to-dobry-czas-na-kredyt-hipoteczny-7218396.html

Analiza nie jest może zbyt głęboka, ale porusza najważniejsze kwestie (może z wyjątkiem jakiejkolwiek wzmianki na temat przyszłych cen mieszkań):

"Stopy procentowe są obecnie na rekordowo niskim poziomie. Z punktu widzenia kredytobiorcy oznacza to dwie rzeczy – banki są w stanie pożyczyć klientom spełniającym warunki jakościowe znaczne kwoty, a raty naliczane od spłacanych zobowiązań są niższe niż kiedykolwiek.
Jeszcze 2 lata temu rodzina z dochodem na poziomie 6 tys. zł netto mogła liczyć na 20-letni kredyt na maksymalnie 520 tys. zł. W lecie tego roku niektóre banki przy zbliżonych założeniach proponowały niemal 600 tys. zł..

Stopy są nisko, więc teoretyczna zdolność kredytowa jest wysoka (co oczywiście jest absurdem, bo "prawdziwa" zdolność kredytowa, czyli zdolność nie do zaciągnięcia kredytu ze zmiennym oprocentowaniem, a do jego spłaty, nie zależy przecież od chwilowej wysokości stóp procentowych, tylko od ich wysokości w ciągu kolejnych 20, czy 30 lat). Mam nadzieję, że to, iż jakiś bank jest w stanie przy takich stopach pożyczyć klientowi 100-krotność jego aktualnych miesięcznych dochodów, to tylko chwyt reklamowy i w praktyce się to nie zdarza (bo taki kredyt, bez znacznego wzrostu dochodów klienta, jest niespłacalny).

W artykule mamy też wykres WIBOR 3M, pokazujący, że aktualny poziom stóp to raczej anomalia (szkoda, że skala domyślnie obejmuje tylko 5 lat, bo mini wykres pod spodem, za całą dostępną historię, byłby dla wielu dużo bardziej pouczający):



"W najbliższych miesiącach możemy się spodziewać kolejnych cięć stóp procentowych. Czeka nas najtańszy kredyt w historii. To dobra wiadomość dla planujących mieszkaniowe zakupy, ale warto pamiętać, że czas taniego pieniądza kiedyś się skończy.
Kredyt hipoteczny zaciągamy na kilkadziesiąt lat, a dzisiejsza wysokość raty nie powinna stanowić dla nas punktu odniesienia. Warto przeprowadzić „stress test” domowych finansów i sprawdzić, czy wzrost raty o jedną trzecią będzie do udźwignięcia."

Będą kolejne cięcia stóp, ale WIBOR już to zdyskontował (0.5 p.p.). Miło, że autorzy podkreślają, iż taka sytuacja jest przejściowa i trzeba się przygotować na późniejszy wzrost raty - jakiś czas temu tego typu wnioski można było spotkać tylko... na naszym blogu ;) 

"Z tego samego względu nie warto wykorzystać do cna możliwości stwarzanych przez napędzany niskimi stopami wzrost zdolności kredytowej. Duży kredyt dziś może nie boleć, ale za kilka lat poczujemy jego ciężar w postaci mocno rosnącej raty."

Kolejna dobra uwaga - to, że pani za biurkiem powie nam, że stać nas na taki a taki kredyt, niczego nie oznacza (poza tym, że stwarza jej to szansę na zgarnięcie wyższej prowizji niż w sytuacji, w której "stać nas" na niższy kredyt). 

"Przy okazji należy wspomnieć o jeszcze jednym elemencie kosztu kredytu – marży pobieranej przez bank. Kredytodawcy od dłuższego czasu podwyższają ten wskaźnik. Udzielane dziś zobowiązania są droższe niż np. 2 lata temu. Efekt ten maskuje jednak spadek drugiego składnika oprocentowania – stopy WIBOR."

Banki starają się wykorzystać spadek stóp procentowych i podnieść składnik kosztu kredytu, który je tak naprawdę najbardziej interesuje. W związku z tym, wraz z systematycznym spadkiem WIBOR mamy do czynienia z systematycznym wzrostem marży kredytowej (która pozostaje stała przez cały okres kredytowania). Skoro klient dzięki spadkowi sumarycznego oprocentowania i tak ma chwilowo "taniej", to dlaczego nie wyciągnąć od niego trochę więcej w postaci wyższej marży (dokładnie tak, jak w przypadku kredytów w Mdm)?

"Od początku 2015 roku minimalna wysokość wkładu własnego wyniesie 10 proc., a więc będzie dwukrotnie wyższa niż teraz. Co więcej, w kolejnych latach banki będą oczekiwać, że kredytobiorca będzie posiadał coraz większą część ceny nabywanego lokalu. Docelowo, w 2017 roku, będziemy musieli wylegitymować się 20-procentowym wkładem własnym lub wnieść 1/10 ceny i zapłacić za dodatkowe ubezpieczenie.
Ten czynnik może skłonić do pośpiechu, trzeba mieć jednak na uwadze, że już dziś osobom posiadającym minimalne oszczędności banki proponują gorsze warunki. Pożyczka od rodziny i zwiększenie wkładu własnego mogą okazać się bardzo opłacalne, gdy wziąć pod uwagę całkowity koszt kredytu."

Kolejna słuszna uwaga - im wyższy poziom LTV, tym wyższa marża (lub gorsze jakieś inne warunki kredytu). Jest to oczywiste, bo wyższe LTV oznacza dla banku wyższe ryzyko - w końcu łatwiej zlicytować mieszkanie komuś, kto jest winien bankowi 50% mieszkania, za ~50% jego ceny pierwotnej, niż zlicytować je za 95%. Dodatkowo klient, który miałby stracić wkład własny w wysokości 50%, będzie bardziej zmotywowany, żeby tego nie robić, a poza tym, z reguły taki klient jest zwyczajnie "bogatszy", więc potencjalnie dużo mniej problematyczny.

Jak widać, na temat atrakcyjności zaciągania kredytów w czasach rekordowo niskich stóp procentowych można poczytać bardzo skrajne wywody. Przykład Expandera pokazuje, że naganianie, przemilczenia faktów i tendencyjne skróty myślowe nadal są w modzie, jednak przykład drugiego z artykułów pokazuje, że, już nawet w mediach "głównego nurtu" można wreszcie poczytać coś sensownego.

My ze swej strony proponujemy jeszcze najnowszą odsłonę wykresu, który już kiedyś przytaczaliśmy:



Widzimy tu rozkład przypuszczeń członków FED na temat wysokości stóp procentowych w USA w kolejnych latach. Jeśli przypuszczenia osób, które decydują o stopach, zostaną przekute na rzeczywiste zmiany, "normalny" poziom stóp procentowych moglibyśmy zobaczyć już w 2017 roku (wzrost o 3.5 - 4 p.p. względem aktualnego poziomu). Należy mieć to na uwadze, przygotowując się do zaciągnięcia kredytu hipotecznego - jeśli stopy w USA wzrosną do 4%, to w Polsce wzrosną powyżej 6%. Będzie to oznaczało wzrost raty o ponad 300 zł na każde pożyczone 100 tys., czyli 60% w stosunku do aktualnej wysokości. 

I Polaków zarabiających 80% średniej pensji znowu nie będzie stać na mieszkanie, nawet wg Expandera ;) Chociaż skoro nigdy ich nie było stać, to co to właściwie za różnica... 
Pamiętajmy, że w cywilizowanych krajach ludzie zarabiający niewiele nie mieszkają w mieszkaniach własnościowych, tylko je wynajmują od państwa/gminy/funduszy emerytalnych. I to wydaje się być jedyna nadzieja dla Polaków w takiej sytuacji. Szkoda, że tego rodzaju podejście zostanie odsunięte w czasie po spektakularnej klapie, która czeka Fundusz mieszkań na wynajem BGK.

Także cała nadzieja znowu w JKM... :)

45 komentarzy:

  1. https://www.google.pl/publicdata/explore?ds=d5bncppjof8f9_&ctype=l&strail=false&bcs=d&nselm=h&met_y=ny_gdp_mktp_kd_zg&scale_y=lin&ind_y=false&rdim=region&idim=country:USA:GBR&ifdim=region&hl=en&dl=en&ind=false

    Nie ma szans na podwyżkę stóp procentowych, inflację i na wzrost gospodarczy w USA i Europie. Wystarczy popatrzeć jaki jest trend - do dołu, czyli zachód osiągnął już szczy swoich możliwości. Teraz stagnacja, zerowe stopy, możliwa deflacja. Podwyżki stóp wiązałyby się z gospodarczym samobójstwem i pogłębieniem recesji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia uczy, że po silnej ekspansji kredytowej zawsze(?) przychodzi inflacja oraz recesja (zgodnie z austriacką teorią cyklu koniunkturalnego).
      Trend wzrostu PKB jest jakiś tam, ale po pierwsze PKB to wskaźnik, który o niczym właściwie nie mówi, a po drugie PKB z inflacją wcale nie musi mieć związku (stagflacja). Zachodni system gospodarczy pada na twarz - jak tylko świat przestanie akceptować drukowane z szaloną prędkością dolary, to zobaczymy inflację niezależnie od tego, co zrobi FED.

      Przyjmując jednak Pański punkt rozumowania, to przed Polską jeszcze sporo możliwego wzrostu, bo z pewnością nasz kraj nie jest na takim (wątpliwym) "szczycie", na którym jest USA/UE ;)

      Usuń
    2. Skąd niby ma wziąć się inflacja (a za nią stopy procentowe) w sytuacji gdy nie ma presji na nią. Coraz mniej ludzi na rynku pracy, spadające tempo konsumpcji - przy rosnących możliwościach podażowych, spadek liczby mieszkańców. Idzie bieda a z nią tani pieniądz. Mieszkania mogą tanieć, ale kredyty też nie będą droższe.

      Usuń
    3. W historii zazwyczaj przed wystąpieniem hiperinflacji mamy do czynienia z przejściowym okresem deflacji, tzw. impuls deflacyjny. Tutaj ładny obrazek z okresu Republiki Weimarskiej, poziom inflacji wyrażony w cenie złota: http://www.financialsense.com/sites/default/files/users/u272/images/2012/gold-price-in-weimar-marks-1919-1923.jpg
      Pytasz skąd inflacja? Jak zawsze z nadpodaży pieniądza (fiducjarnego) :)

      Usuń
    4. @Papciochmiel

      Ale pojechałeś teraz. W obecnych czasach taki mechanizm jest niemożliwy. Obecnie banki "kreuja" pieniądz na podstawie depozytów (de facto realnych oszczędności pochodzących z produkcji towarów i usług), nie jak to było w RW - z pustych obligacji emitowanych przez rząd. Takie coś, to możesz sobie porównać z PRLem i rokiem 1980

      Usuń
    5. Jeszcze o rzekomej "ekspansji" kredytowej:

      http://soberlook.com/2013/10/us-loan-to-deposit-ratio-lowest-in-30.html

      Ludzie przestali pożyczać, za to mnóstwo kasy siedzi w bankach - wszyscy oszczędzają. To doprowadza do blisko zerowych stóp procentowych - banki nie mają środków z depozytow by płacić. Jak widać mechanizmy przemyślane są bardzo dobrze i co najważniejsze działają w realnym świecie w przeciwieństwie do dzwactw JKM ;) Z tego wykresu naprawdę nie widać pola do podwyżek stóp procentowych.

      Usuń
    6. Miało być: nie mają środków z kredytów, oczywiście ;)

      Usuń
    7. Ciekawe, co będzie z tymi zerowymi stopami, jak FED przestanie (na poważnie) kupować amerykańskie obligacje. Albo jak ktoś (Chińczycy?) zacznie sprzedawać. Amerykanie mają ten problem, że mnóstwo ich "papiera" jest na całym świecie - jak "papier" wyjdzie z mody (powoli się to dzieje - patrz kolejne międzynarodowe kontrakty Chin, Rosji, czy chociażby Irańska Giełda Naftowa) i wróci do USA, to będzie nieciekawie.

      Poza tym - spójrzmy na bilans FED (+ 3 biliony w 5 lat). Ponieważ pieniądze za te wszystkie śmieci, które skupuje FED, wracają na rachunki w FED, to inflacji nie ma - pytanie, jak długo tak będzie.

      PS. Nie mam nic przeciwko schematowi japońskiemu - niskie stopy przez 20 lat i jednocześnie spadek cen nieruchomości o 2/3 ;)

      Usuń
    8. @Stefan
      Mam rozumieć z tego, że FED zwiększył podaż pieniądza bazowego, w ramach quantitative easing, w oparciu o "de facto realnych oszczędności pochodzących z produkcji towarów i usług" a nie "z pustych obligacji emitowanych przez rząd"?
      Ale pojechałeś teraz.

      Usuń
  2. JKM raz na prawo raz na lewo, ma za zadanie tylko rozbić głosy i narobić szumu.

    Jeszcze inne podejście
    80 % średniej krajowej -> wirtualna emerytura 30% dochodów z Zus o ile przetrwa, po szczęśliwym spłaceniu kredytu człowiek może się utrzyma w tym co spłacał. Wynajem - na emeryturze zmiana na mniejsze/kawalerkę lub pomoc dzieci o ile jeszcze są kraju ;].

    Wersja rozkładająca gospodarkę krajową
    Emigracja na krótszy czas niż spłata długu i powrót z kapitałem.

    Niestety kraj kolonialny nie cywilizowany. ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Skubany umieścił jak akurat restartowałem tydzień o_O
    Nie lubie czytać po kimś no ale już trudno - no to jedziemy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawostka: po drugiej stronie lustra Alicja odkryła inny świat ;)

    http://forsal.pl/artykuly/824230,mieszkanie-po-niemieckiej-stronie.html

    OdpowiedzUsuń
  5. najsmutniejsze pocieszenie dzisiejszych czasów: "stać Cie na kredyt"

    OdpowiedzUsuń
  6. Spójrzmy na stopy procentowe w krajach rozwiniętych w Europie lub na US - wszystko blisko zera. Czy nasz kraj, które swoje ruchy gospodarcze kopiuje z tych krajów, nie jest skazany na niskie stopy procentowe na stałe? Też czekam na niższe marże i też boję sie powrotu stóp z przed 2012 ale czy nie na wyrost? Obawiam się że przez następne 10 lat stopy w Polsce będą spadały, marże rosły a ja wciąż z ręką w nocniku czekam i czekam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wrzucam również do tego posta link o "ożywieniu" w hipotekach - oczywiście nieco tendencyjny, ale...

    http://biznes.pl/magazyny/nieruchomosci/mieszkania/wiosna-nieco-ozywila-rynek-hipotek,5658393,magazyn-detal.html

    ...zwracam uwagę na wykres słupkowy udzielonych kredytów, w I i II kwartale 2014r.
    Uwzględniono udział MdM i jasno widać, że pomimo, że MdM działa nierównomiernie w całej PL i w sumie jego udział w całym rynku nie jest tak duży, jak chociażby budżet jaki został na niego przewidziany, to gdyby nie MdM ilość kredytów byłaby jeszcze mniejsza jak w I i II kwartale 2013r - a właśnie ten rok wypadł najgorzej od kryzysowego roku 2009.
    Przy czym należy pamiętać, że w I i II kwartale 2013r. stopy procentowe nie były jeszcze tak niskie jak w I i II kwartale tego roku, a co za tym idzie niemal gorszy (czynnik MdM) wynik w hipotekach jak w 2013r. daje mocno do myślenia.
    Stopy % mamy bardzo niskie, ale trend ilościowy zaciągania kredytów spada...
    Efekt:
    - dostępności kredytów (brak kredytowania w walucie obcej i inne) + wymaganie wkładu własnego? (z początkiem 2015r. będzie jeszcze gorzej)
    - demografii? (z każdym dniem jest coraz gorzej)

    Na mój prosty rozum, stopy % mogą być i na obecnym poziomie, a i tak ilość zaciąganych kredytów jest bardzo słaba (wyznacznikiem jest rok 2013), bo "zdolność kredytowa" już nie taka jak kiedyś, i demografia postępuje.
    Według konferencji z 2012r już w zaledwie 2018r liczba mieszkań na rynku zrówna się z liczbą gospodarstw domowych, a biorąc pod uwagę, że deweloperzy budują na potęgę (bo co mają robić? - "kto pierwszy ten lepszy", i pustostanów jest jeszcze sporo), to symptomy nasycenia rynku możemy odczuwać już od teraz.

    http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,12882224,Koniec_swiata_deweloperow__W_Polsce_bedzie____za_duzo.html

    Nie chodzi o panikę i nagłą wyprzedaż po wyraźnie niższych cenach, ale ceny zaczną się mocniej różnicować ze względu na lokalizację, standard, wiek budynków - wybiórczo dzisiejsze ceny w poszczególnych inwestycjach będą nie do zaakceptowania + zupełnie nowe projekty będą tak planowane, żeby zaproponować cenę nieco niższą od średniej, a sama średnia będzie dzięki temu powoli obsuwać się w dół, ale wszędzie w mediach przez naganiaczy będzie powtarzana jak mantra: s-t-a-b-i-l-i-z-a-c-j-a.

    OdpowiedzUsuń
  8. jeśli stopy będą niskie przez następne 30 lat to "przegram życie" patrząc jak wszyscy się jednak wzbogacili i ogólnie jest coraz lepiej.
    Nawet mi pasuje taka przegrana, bo wizja życia wśród milionów bankrutów skaczących z okien swoich apartamentów mnie jakoś tak przeraża i chyba chciałbym jednak "przegrać to swoje życie", aby nie zobaczyć na własne oczy prawdziwego kryzysu i wojny, którą wywoła .

    OdpowiedzUsuń
  9. I jeszcze jedno czy ktoś z czytelników bloga z Wrocławia wybiera się na Kongres?

    http://www.kurierlubelski.pl/artykul/3587833,odliczamy-dni-do-kongresu-mieszkaniowego-dni-dewelopera-2014,id,t.html

    I jeżeli znalazła by się taka osoba, to duża prośba, czy mogłaby opisać potem w kilku zadaniach to co się tam wydarzyło...podesłać do Autora, lub wrzucić jako komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Profesor Łaszek jakby znowu próbuje coś przemycić.
    http://biznes.pl/magazyny/nieruchomosci/mieszkania/co-sie-dzieje-z-cenami-mieszkan,5659194,magazyn-detal.html

    "Obyśmy tylko nie dali się znowu zwariować. Tym zbyt niecierpliwym przypominam, że oprócz krótkookresowych (6-15 lat) cykli na rynkach nieruchomości mieszkaniowych, są jeszcze te długookresowe powodowane przez tzw. czynniki fundamentalne (dochody, liczba ludności, liczba gospodarstw domowych, migracje oraz podaż zasobu). Te ostatnie nie są dla nas długookresowo korzystne, sytuacja mieszkaniowa nie jest obecnie zła, mieszkań stale przybywa, bieżące ceny mieszkań wysokie a prognozy demograficzne raczej kiepskie. W ekonomii nic nie jest na zawsze, a bajka o zawsze rosnących cenach nieruchomości, zwłaszcza mieszkań, jest tylko bajką. Jak wyglądają te długookresowe cykle możemy obserwować na wielu rynkach, w tym europejskich. Jednak najprościej spojrzeć za naszą zachodnią granicę, na bądź co bądź najlepszą europejską gospodarką, jak prosperują tamtejsze rynki nieruchomości, a zwłaszcza, ile kosztują mieszkania w pobliżu polskiej granicy. Trzeba dodać, że Niemcy zawsze lubili dużo inwestować w mieszkania. To też, tak jak na rynkach nieruchomości komercyjnych są proste prawa bilansowe. Kupujmy więc rozważnie."

    OdpowiedzUsuń
  11. Pytanie za 100 punktów. Czy obecnie w Polsce w ogóle opłaca się cokolwiek kupować? Czy jest chociaż jeden towar którego cena nie byłaby napompowana kredytem wziętym "z powietrza"? Biorąc pod uwagę zarobki 300 euro i ceny zachodnie, czyli siłę nabywczą naszych wypłat, to w tym kraju właściwie nic się nie opłaca....Nie opłaca się żyć, mieszkać, pracować, kupować. Bańka jest na wszystkim! Tanie są tylko pensje. Na pewno to nie jest normalne, aby na mieszkanie pracować pół życia i to w kraju bez przyszłości albo godzinę pracy wymienić na litr, może dwa jakiejś głupiej benzyny. Na zachodzie lepiej niż w PL, ale też już coraz gorzej. A dlaczego? Bo coraz więcej tam Polaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mnóstwo takich towarów. Chociażby elektronika jest tania, sprzęty AGD na pewno nie są przesacowane, bo zakłady upadają i generalnie jest wojna cenowa. Mieszkania są przeszacowane i stabilizacja zostanie osiągnięta dopiero za jakieś 10 lat. Mieszkanie należy traktować jednak jako towar konsumpcyjny, bo na inwestycyjne zakupy można liczyć jedynie w krajach, gdzie liczba ludności rośnie, w Polsce nie ma tej chwili szans na opłacalny zakup na wynajem. Dlatego dla tych, co nie posiadają mieszkań już jest raj, bo mogą korzystnie nająć ze stratą dla tego, który wynajmuje.

      Usuń
    2. "Dlatego dla tych, co nie posiadają mieszkań już jest raj, bo mogą korzystnie nająć ze stratą dla tego, który wynajmuje." - Nie wiem czy jestem w takim raju, widziałem cenę na akcie notarialnym mieszkania, które najmuje, wiem ile płacę (obie kwoty są jak najbardziej rynkowe), wiem ile właściciel wydaje na naprawy i "remonty", rzekłbym że on jest raczej bliżej raju. Nawet jeśli wziął całe mieszkanie na kredyt to i tak ja go z nawiązką spłacam. Mi się nie wydaję, aby ludzie wynajmujący mieszkania byli na tym stratni, przynajmniej jeśli nie trafią na nieuczciwego najemcę i kupią mieszkanie z głową (w dobrej lokalizacji, niewymagające remontu, tanie, tanie, tanie). Oczywiście jak ktoś kupi mieszkanie od dewelopera jako "inwestycja", po czym będzie je trzymał puste to zysku dużego chyba nie zobaczy.

      Usuń
    3. Zależy kiedy kupił. Ja kupiłem w 2000 47m2 za 126.000,00 zł, wynajmowałem za 1400zł przez 11 lat by sprzedać w 2011 za 343.000 zł. Ale teraz są inne czasy, Dlatego wycofałem się z nieruchomości. Po prostu przestało się opłacać, choć Ty oczywiście możesz mieć inne zdanie.

      Usuń
    4. Coś nam tu Stefan jakby front zmienił i wreszcie się zgadzamy ;)

      Ja wynajmuję mieszkanie warte (ofertowo) pół miliona za 2 tys. - odliczając opłaty, które ponosi właściciel i podatek, "zarabia" na mnie jakieś 1300 miesięcznie, co daje teoretyczną stopę zwrotu w okolicach 3%. Rzeczywiście... jak w raju ;)
      Pomijam tu oczywiście wiele czynników korzystnych/niekorzystnych z jego, czy mojego punktu widzenia (remonty, potencjalne "przestoje", czy chociażby to, że ofertowe ceny typu pół miliona to raczej życzenia niż praktyka w tej chwili).

      Jak ktoś kupił tanio (jak Stefan), to się poniekąd opłaca wynajmować... ale lepiej jest po prostu sprzedać (jak Stefan). Brawo Stefan! ;) Pamiętajmy, że nawet na mieszkaniach można zarabiać zarówno na wzrostach, jak i na spadkach cen.

      Usuń
    5. W Twoim przykładzie wychodzi 3,12 % po opodatkowaniu to dużo więcej niż na najlepszej lokacie. A jeśli weźmiesz cenę transakcyjną mieszkania, a nie ofertową, pominiesz podatek, bo praktycznie nikt wynajmujący mieszkania go nie płaci i po drugiej stronie uwzględnisz przestoje to wcale nie jest tak źle. Poza tym pod wynajem nie kupuje się mieszkań za 500 000 a raczej coś taniego w wielkiej płycie, lub starszym budownictwie, abstrahując od tematu to mieszkania nie są tyle warte i niewiele osób tyle za swoje mieszkanie zapłaciło. Ja osobiście się na to nie piszę, bo mimo wszystko ryzyko duże, ale nie można twierdzić że wynajmujący dopłacają, bo w rzeczywistości ceny najmu w Polsce są zawyżone podobnie jak ceny mieszkań, a można i stwierdzić że wręcz bardziej. No i jak ktoś kupił mieszkanie przed rokiem 2003 to jego stopa zwrotu jest astronomicznie wyższa niż 3.12%. Są ludzie którzy cenią stały zarobek przez lata i niekoniecznie chcą się bawić w spekulacyjne zarabianie na spadkach, zwłaszcza że wtedy trzeba by się zagłębić w temat.

      Usuń
    6. Problem tylko w tym że obecne AGD to nie jest to samo AGD co 20 lat temu. To co zwie się pralką lub lodówką to teraz tylko sterta złomu, która jedynie z zewnątrz ładnie wygląda, ale wykonana jest z beznadziejnej jakości materiałów i szybko się psuje po okresie gwarancji (celowe postarzanie). Może i teraz łatwiej kupić za miesięczną pensję pralkę czy lodówkę, ale to już jest inny produkt, zero wytrzymałości i raptem kilka lat użytkowania. Więc wcale nie jest taniej czy jakoś wybitnie tanio!
      Co do mieszkań, to niska rentowność z wynajmu potwierdza tylko to co oczywiste i wiadome: nieruchomości są horrendalne przewartościowane. Spadek cen jest nieuchronny, ale ja się obawiam jednej rzeczy: że w ślad za nim podąży też spadek jakości budowanych mieszkań, użytych materiałów. Bo mafia bankstersko-deweloperska tak łatwo się nie podda i od ust sobie nie odejmie.

      Usuń
  12. Są nowe limity mdm. Także w I Q 2015 10% wkładu, MdM rozkręci się na dobre, a wtórny zostanie ze swoimi klitami :)
    http://www.bgk.com.pl/storage/wska%C5%BAniki%20MdM%20IV%20Q%202014%20a.pdf

    OdpowiedzUsuń
  13. Dlaczego prawie we wszystkich miastach limity wzrosły? (w dwóch miastach i okolicach jeszcze dumają)

    Bo MdM to ostatni bastion deweloperki, a taki Lublin dla przykładu - dopłata do cen ~4457zł/m2, przy medianie zarobków ~2200zł netto... wszyscy zrzucamy się na taką skalę przeszacowanych cen :O(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powolutku, powolutku i za jakiś czas może znowu dojdziemy do absurdalnych limitów ze szczytu RNS. Jednak w mojej ocenie to niewiele zmieni - zainteresowanie MDM siada nie dlatego, że limity są nisko, tylko dlatego, że ten program to po prostu zbyt mała "korzyść" dla kupujących - w końcu rata niższa o mniej niż 10% to żaden argument za kupnem (pamiętajmy, że dopłata sama w sobie to mniej niż 10% ceny, a do tego przecież wyższa marża kredytu, wyższa cena mieszkania, ograniczenie tylko do rynku pierwotnego + czasem jakiś garaż za 50 tys.)

      Jedynym realnym zagrożeniem wynikającym z MDM jest utwierdzenie w społeczeństwie przekonania, że ceny typu 6.5 tys./m2 w Warszawie to tanio.

      Usuń
  14. 6500 dla warszawy ostatnio było w RNS w IV kwartale w 2007 czyli na szczycie hossy giełdowej. Historia lubi sie powtarzac. Idąc tym samym co RNS to najwyższe limity powinny być w 2016 czyli rRNS 2007/2008 to MDM 2014/2015 i RNS 2009/2010 to MDM 2016/2017 ale MDM kończy się w 2016. Poziomy RNS 2009 to 2016. IV kwartał 2009 to Warszawa 7700 idziemy jak w MDM jak w RNS

    RNS 2007 IV kw 6500 do 2009 IV kw 7700
    obecnie
    MDM 2014 IV kw 6500 do 2016 IV kw 7700 ?

    a co się stało wtedy na giełdzie w 2007-2008 ? no to powodzenia z kredytami mdmowcy :) będzie pracy w brud na spłacanie kredytów :) Tak rządzi mafia kolesiów w kraju chu..j d...pa i kamieni kupa. Dawajcie im dalej powody do tego cyrku. Zero wsparcia dla takich akcji. Wolny rynek i koniec z doplatami państwa. Jezeli będziecie brac na to kredyty popieracie dalej układy mafijne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. popatrzeć trzeba na zachodnie giełdy i co zrobiły od 2009 już 6 rok hossa i u nas boczniak i nałożyć na to doplaty z 2007-2009 rns i teraz MDM. Rozdanie takie same jak wtedy a historia lubi sie wpotarzac na szczytach hossy. U mnie w pracy ostatnio zawirowania niektórzy znajdują lepiej płatną pracę to samo u zony od paru miesiecy a to symptomy poprawy i w zasadzie końca euforii rynkowej i sytuacji jednostek w zmianie po pare srebrników więcej. Tak samo było w 2007/2008. Ku przestrodze kombinatorom i lobbystom.

      Usuń
    2. na giełdzie w usa picowanie szczytu jak w 09/10.2007 u nas podbitka tak samo w boczniaku na 20. Małe m i s wigi zrobiły szczyty i prosze jak historia z dopłatami się powtarza a co było pomiędzy na giełdzie każdy pamięta. Run na akcje jak teraz i sprzedawanie złota bo jest nieatrakcyjne. Zrobią to samo jak wtedy wszystko lubi się powtarzać. Myślicie tam siedzą nie lada za biurkami z algorytmami i co kiedy można tłumom wciskac bo się porpawiło to wezmą. Niestety już nie jest tak dobrze w realnej gospodarce u nas jak w 2007. Jest gorzej ale jednak ozywienie jest w porównaniu do lat poprtzednich i tak wyglądają te mini euforie. Nie dajcie się im nabić w butelkę. Pozdrawiam

      Usuń
  15. http://majormarketmovements.com/shemitah-year/

    ostatni wykres baniek 2000 , 2007 i teraz

    OdpowiedzUsuń
  16. http://tvn24bis.pl/informacje,187/wiecej-emerytow-mniej-mlodych-i-puste-miasta-sprawdz-jak-moze-zmienic-sie-polska-przez-40-lat,473643.html

    OdpowiedzUsuń
  17. Prognozy ludności na lata 2014-2050
    http://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ludnosc/prognoza-ludnosci/prognoza-ludnosci-na-lata-2014-2050-opracowana-2014-r-,8,1.html

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytajcie to. To już jest kur.. jakiś absurd. Robi się problemik a chłopaki prześcigają się w pomysłach co tu z tym zrobić ale tego się nie spodziewałem.
    http://forsal.pl/artykuly/826025,bgk-wykupi-mieszkania-frankowiczow-i-bedzie-im-je-wynajmowac.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co "Sam Bank Gospodarstwa Krajowego sceptycznie podchodzi do tego pomysłu. Piotr Kuszewski, dyrektor Inwestycji Kapitałowych w BGK w rozmowie z "Rzeczpospolitą" podkreśla, że obecna koncepcja funduszu mieszkań na wynajem nie przewiduje spłaty kredytobiorców frankowych."

      Ale jeśli coś takiego by rzeczywiście przeszło, to ładnie by namieszało...

      Usuń
    2. W USA dodrukowano kilka bilionów dolarów i za te pieniądze wykupiono po zawyżonej wartości niespłacane kredyty. W ten sposób bankierzy pozbyli się strat i jeszcze dostali za to ekstra wynagrodzenie. Skoro tam się dało to i w Polsce taki pomysł się pojawił. Bankierzy będą liczyć tylko zyski i premie od spłacanych kredytów, a niespłacane kredyty przejmie społeczeństwo, w dodatku płacąc jeszcze bankierom ekstra prowizje za to. Przy okazji podtrzyma się bańke na rynku nieruchomości. Ja się na to wszystko zgadzam, ale pod warunkiem, że osoby które to robią szczerze podadzą motywy, bo wolę być okradany przez złodzieja co przynajmniej nie ukrywa, że jest złodziejem, niż przez kogoś kto mi jeszcze powie, że to dla mojego dobra. "Podbijamy Ci ceny, żeby Ci było łatwiej kupić mieszkanie."...

      Usuń
    3. To jest rzeczywiście dosyć bulwersujący news, ale on nie ma w praktycznego znaczenia - przyjrzyjmy się faktom: fundusz mieszkań na wynajem ma dysponować kwotą 5mld złotych (pomijam fakt, że część z tego pewnie została już wydana), tymczasem kredytobiorców frankowych z LTV > 100% jest coś około 250 tys. (dane z 2012 roku). Zakładając, że średnia wysokość kredytu frankowego wynosiła tyle, ile wynosi teraz średnia w PLN (a z pewnością wynosiła więcej), to po wzroście kursu franka kredytobiorcy mają do spłaty 300 tys. zł (średnio, w wielkim uproszczeniu). Dzielimy 5 mld / 300 tys. zł i wychodzi niecałe 17 tys. kredytów, które można by za to spłacić (pamiętajmy, że realnie wyjdzie jeszcze mniej, bo raczej mocno zaniżyliśmy ich wysokość) - stanowi to jakieś 2.5% wszystkich kredytów frankowych. Jaki to miałoby wpływ na rynek? W dłuższej perspektywie prawie żaden... oczywiście na początek wystarczyłoby do spłaty tych (już teraz) niespłacalnych kredytów, ale po nieuniknionym wzroście stóp w Szwajcarii polski(?) sektor bankowy i tak dostanie mocno po pupie i potrzeba by raczej 100 mld niż 5.

      Usuń
    4. 2.5% to nie tak mało. Trzeba spojrzeć na to z perspektywy ile procent kredytów frankowych jest uznawana za "zagrożone".
      Jeżeli przyjmiemy, że jest ich 5-7.5% to może się okazać, że spłata 1/2 bądź 1/3 kredytów zagrożonych to całkiem sporo. Uważam, ze kto spłaca regularnie i jest poza "zagrożeniem" będzie to robił dalej i da swoje zarobić. Całość kwoty będzie szła tylko i wyłącznie na pokrycie strat. W takiej wersji moze to zadziałać i oby ktoś na to rozdawnictwo nie pozwolił.

      Usuń
    5. Mam lepszy pomysł dla banków: mogliby wypuścić na rynek MBS i pozbyć się problemu tak jak banki w USA przed 2008 rokiem.

      Usuń
    6. Swoją drogą, podstawową przyczyną kryzysu wywołanego przez kredyty mieszkaniowe typu subprime w USA leżało założenie, że nawet jeżeli konsument domu straci płynność finansową, to zawsze będzie mógł w krótkim czasie sprzedać dom i spłacić cały kredyt. Na tym założeniu oparty był wysoki rating instrumentów typu MBS, przyznany przez agencje Moody oraz Standard & Poor. Założenie to okazało się z gruntu fałszywe, co zaowocowało światowym kryzysem finansowym.

      Usuń
  19. Polecam przeczytać:
    http://forsal.pl/branze/artykuly/825585,puste-portfele-polakow-przywroca-mode-na-kawalerki.html

    Ja na szczęście już kupiłem, więc życia nie przegrałem.

    OdpowiedzUsuń
  20. Niestety Polacy mają niskie zarobki w porównaniu do zachodu, zatem kupienie mieszkania jest bardzo ciężkie. Zazwyczaj jedynym rozwiązaniem jest kredyt, ale to też wymaga solidnej stałej pracy i sensownych dochodów, żeby bank chciał pożyczki udzielić.

    mieszkania wrocław deweloperzy

    OdpowiedzUsuń
  21. Moim zdaniem dużo łatwiej jest znaleźć nowe mieszkanie ze względu na to, że powstają nowe osiedla wrocław Zakup nowego mieszkania to o wiele większa inwestycja niż wynajmowanie i płaceniu za nieswoje lokum.

    OdpowiedzUsuń