Przypomnijmy kilka podstawowych zmian, które niesie ze sobą rekomendacja SIII:
- Ograniczenie maksymalnego LTV, czyli wymaganie na minimalną wysokość wkładu własnego. Od 2014 roku będzie to 5%, w 2015 10%, by w 2017 roku osiągnąć wartość 20%. Tu należy mieć na uwadze fakt, że banki nadal będą mogły udzielać kredytów z wkładem 10%, jeśli brakujące 10% zostanie "należycie" ubezpieczone (cokolwiek to znaczy). W praktyce spowoduje to tyle, że maksymalne LTV pozostanie na poziomie 90%, a dla kredytów z LTV > 80% trzeba będzie, podobnie jak teraz, wykupić ubezpieczenie (pozostaje mieć nadzieję, że będzie to ubezpieczenie, które w przeciwieństwie do aktualnych rozwiązań, rzeczywiście przed czymś ubezpiecza).
- Usunięcie ograniczenia na maksymalną wysokość raty w odniesieniu do dochodów. W tej chwili, zgodnie z wymogami rekomendacji T, maksymalny stosunek raty do dochodów (DTI) może wynosić 50/65% (dla osób zarabiających poniżej/powyżej średniej krajowej). Jednak w nowej rekomendacji pojawia się zalecenie, aby DTI nie przekraczał odpowiednio 40/50% (wyższe wartości muszą zostać "świadomie" zaakceptowane przez klienta oraz wpisane oficjalnie w strategię zarządzania ryzykiem danego banku). Spowoduje to w praktyce najpewniej ograniczenie zdolności kredytowej klientów, mimo że w teorii (zwłaszcza w bankach Leszka ;) zdolność pewnie jeszcze wzrośnie, względem aktualnych, absurdalnych poziomów.
- Zmiana ograniczenia na maksymalną długość kredytowania, przy wyliczaniu zdolności kredytowej do 30 lat (w tej chwili jest to 25 lat, także dla kredytów na dłuższy okres). Jednocześnie, maksymalny czas, na jaki będzie można uzyskać kredyt, zostanie ograniczony do 35 lat. Jednak tu podobnie, jak w poprzednim punkcie, wprowadza się zalecenie na maksymalną długość kredytu - będzie to 25 lat, a dłuższe okresy będą wymagały "świadomej" akceptacji przez klienta. Podobnie jak w kwestii DTI, wpłynie to pozytywnie na teoretyczną zdolność kredytową, ale w praktyce może spowodować jej zmniejszenie, w związku z pewnym utrudnieniem w dostępie do kredytów na więcej niż 25 lat.
- Zakaz udzielania kredytów w walucie innej niż klient uzyskuje dochody. W praktyce niewiele to w tej chwili zmienia, bo kredytów walutowych właściwie się już nie udziela (co jest odrobinę zastanawiające, bo na potęgę udzielano ich w czasach, kiedy złotówka była nienaturalnie "silna", a teraz, kiedy kurs jest dużo bardziej "neutralny", tego typu kredytów się zakazuje). Oczywiście jest to krok w bardzo dobrym kierunku - europejskie, czy szwajcarskie stopy są na ekstremalnie niskich poziomach, więc nawet ich niewielki wzrost mógłby zrobić niezłe "kuku" nieświadomym niczego klientom. Tak, czy inaczej, takie ograniczenie należało wprowadzić najdalej w 2006 roku - ograniczyłoby to rozmiary bańki mieszkaniowej, a przy okazji wielu klientów uniknęłoby popularnej obecnie sytuacji, w której mimo kilku lat spłacania kredytu, kwota do oddania jest wyższa niż wartość mieszkania.
http://www.knf.gov.pl/Images/Prezentacja_reko_S_tcm75-32877.pdf
Dokument ten zawiera wiele bardzo pożytecznych informacji na temat aktualnej kondycji polskiego rynku "kredytowego". Przyjrzymy się nieco dokładniej jego wybranym elementom, gdyż można z nich wyciągnąć wniosek, że ogólna sytuacja polskich kredytobiorców jest dosyć niebezpieczna. Jednocześnie rzutuje to oczywiście na przyszłą sytuację banków, które przy wzroście stóp procentowych (zwłaszcza w Szwajcarii) mogą razem ze swoimi klientami szybko wpaść w spore kłopoty. Dokument co prawda nie wymienia żadnego banku z nazwy, jednak mając w pamięci, w których bankach udzielano największej liczby kredytów w CHF, można się łatwo wszystkiego domyślić (Leszek jak zawsze pozostaje w centrum uwagi ;)
Ale po kolei...
Jest wiele teorii na temat tego, dlaczego w Polsce doszło do tak dużego wzrostu cen mieszkań w tak krótkim czasie. Oczywiście wiemy, że brakuje 1.5 - 3mln mieszkań ;) Wiemy też, że koszty budowy wzrosły na tyle, że deweloperzy ledwo wiążą koniec z końcem, mimo cen prawie 3-krotnie wyższych niż kiedyś ;) Ponadto wiemy, że winne są ceny działek, których średnia w Warszawie sięgała w porywach niebotycznych 700PLN, przypadających na m2 mieszkania ;)
Jednak KNF mówi co innego... i dokładnie to samo, o czym piszę od początku istnienia tego bloga - rynek "stoi kredytem" i bez niego nic by się nie stało, co się stało :)
Jak widać, chłopaki z KNF są całkiem ogarnięci w temacie (albo po prostu czytają naszego bloga ;) Ciekawe, czy byli tak samo ogarnięci w szczycie rozdawnictwa kredytów frankowych - kto wie, może gdybym już wtedy prowadził bloga, wprowadziliby stosowną rekomendację już w tamtym czasie? ;)
Skoro już wiemy, co było przyczyną całego zła ;) to spójrzmy, jakie są tego efekty.
Jak widać na powyższych obrazkach, w ciągu 10 lat kredyty mieszkaniowe stały się jednym z najważniejszych elementów bilansu banków, stawiając nasz kraj w (niechlubnej?) czołówce europejskiej. Warto porównać sytuację w Polsce do sytuacji w Hiszpanii, w której załamanie rynku mieszkaniowego i znaczny wzrost liczby niespłacanych kredytów mieszkaniowych doprowadziły do praktycznego bankructwa całego sektora bankowego (banki zostały "uratowane" pożyczką EU/ECB na kwotę ponad 100mld Euro). Biorąc pod uwagę fakt, że udział kredytów mieszkaniowych w portfelu polskich banków jest większy niż w Hiszpanii, można dojść do wniosku, że przy nagłym załamaniu rynku, jest spora szansa na powtórzenie czarnego scenariusza. Jednak naszego(?) sektora bankowego raczej Unia nie będzie ratować - w końcu nie jesteśmy w strefie Euro. Państwo polskie też raczej nie pomoże - limit zadłużenia zapisany w konstytucji mógłby skutecznie uniemożliwić powtórzenie rozwiązania irlandzkiego (czyli przejęcie zobowiązań banków przez państwo). Aktywa sektora bankowego są zbliżone wartością do polskiego PKB, więc przy większych problemach państwo (z naszych podatków) po prostu nie byłoby w stanie pomóc, bo sytuacja budżetowa i bez tego jest już bardzo słaba (patrz przejęcie obligacji OFE).
Na kolejnym obrazku widzimy, dlaczego wszystko jeszcze jakoś się trzyma, chociaż spadki akcji kredytowej i kryzys w mieszkaniówce są już zauważalne - nadal mamy dodatnie tempo wzrostu kredytów mieszkaniowych. Przykład węgierski, gdzie rynek przeżywa ogromny kryzys (związany z kredytami we frankach, w których oprocentowanie nie jest wprost zależne od LIBOR CHF) pokazuje, czego może dokonać nagły spadek liczby udzielanych kredytów.
Być może to jest polski sposób na uratowanie banków - skoro nie stać na to państwa, to należy trzymać system w możliwie niezmienionym stanie przez możliwie długo. Kto wie, może to tak naprawdę stoi za programami "wsparcia" rynku mieszkaniowego przez państwo - w końcu RnS, czy MdM zwyczajnie zachęcają do brania kredytów. Dopóki udaje się "zachęcić" sporą grupę osób do zaciągania nowych kredytów mieszkaniowych, dopóty cały rynek będzie jakoś funkcjonował (PKB będzie od tego rósł, ceny mieszkań za bardzo nie spadną, więc i sytuacja banków mocno się nie pogorszy, a niejako przy okazji, pomoże się kolegom deweloperom ;)
Tego typu podejście ma oczywiście "krótkie nogi" - finansowanie rynku mieszkaniowego kredytem prędzej czy później i tak się kończy, powodując jego załamanie. Zwykle dochodzi do tego w momencie podniesienia nienaturalnie niskich stóp procentowych (przykłady USA, Hiszpanii, Irlandii), chociaż są i inne możliwości (np. dramatyczne załamanie kursu rodzimej waluty, przy masowo udzielanych kredytach w walucie innej niż krajowa - przykład węgierski, w mniejszym stopniu także polski). KNF ma tego najpewniej świadomość, publikując poniższy obrazek.
Bardzo ważne jest tu stwierdzenie: "Niskie stopy to raczej przejściowy fenomen a nie trwałe zjawisko". Ten obrazek powinien obejrzeć każdy, kto podpisuje umowę kredytową na 25, czy 30 lat. Na szczęście niedługo, zgodnie z dyrektywą unijną, w momencie podpisywania umowy klientowi będzie musiało zostać przedstawione wyliczenie wysokości raty dla maksymalnej wysokości stóp procentowych w okresie ostatnich 20 lat - dla Polski oznaczać to będzie oprocentowanie co najmniej 25%, co w przypadku kredytu na 300.000 PLN oznaczałoby ratę miesięczną w okolicach 6.500 :) Może skłoni to co niektórych klientów do odrobiny refleksji... Na razie KNF prezentuje nieco bardziej "ostrożne" wyliczenia, rozszerzone o aspekt różnej długości kredytowania (obrazki poniżej).
Przy tej okazji warto też zwrócić uwagę, ile kapitału spłaca się w początkowych latach, zależnie od czasu spłaty całego kredytu. Szczególnie polecam to dla osób, które spłacając kredyt uważają, że "spłacają swoje" i nie napychają kieszeni właścicielowi (zamiast tego napychając kieszeń bankowi). Zauważmy, że dla kredytu 30-letniego po 10 latach spłaty, spłacone zostanie dopiero 16% kwoty kredytu (kapitału). Mam pewne obawy, że za 10 lat ceny będą niższe o więcej niż 16%, co przy kredycie z LTV100% oznaczałoby, że po 10 latach spłacania do spłaty nadal będzie więcej niż warte będzie mieszkanie ;)
Jednak wszystkie te wyliczenia to dopiero śpiew przyszłości - stopy pewnie kiedyś wzrosną, powodując duże problemy, ceny mieszkań spadną, pogłębiając problemy (umożliwiając jednocześnie zakup innym po rozsądnych stawkach), ale są też problemy, które występują już w obecnej chwili.
Jednym z najważniejszych powodów powstania rekomendacji SIII jest próba ograniczenia przyszłego ryzyka w sektorze bankowym. Ryzyka, które już teraz daje znać o sobie - chodzi głównie o kredyty zagrożone (zwłaszcza walutowe), bardzo wysokie średnie LTV oraz wysoki stosunek raty do miesięcznych dochodów (DTI). Przyjrzymy się, co pisze o tym KNF.
Na pierwszym obrazku widzimy systematyczny wzrost wartości kredytów zagrożonych. Zawsze mi się podobała ta nazwa - "kredyt zagrożony". Brzmi tak niewinnie... a oznacza najczęściej kredyt, którego opóźnienie w spłacie przekracza 3 miesiące (chociaż może to być równie dobrze 12 miesięcy i więcej). W przypadku kredytu mieszkaniowego powoduje to w znakomitej większości przypadków niemożność jego spłaty (skoro ktoś nie zapłacił już co najmniej 3 rat, to w jaki sposób ma zapłacić kolejne, regulując jednocześnie zaległości?). KNF zwraca uwagę, że duża różnica pomiędzy kredytami opóźnionymi w spłacie w kolejnych przedziałach opóźnienia sugeruje znaczny wzrost liczby kredytów zagrożonych (czyli w praktyce niespłacalnych) w przyszłości.
Jednocześnie KNF stwierdza, że "jakość" portfela kredytów walutowych i złotowych jest porównywalna, co przeczy powszechnej jeszcze do niedawna opinii, że kredyty walutowe (zwłaszcza CHF) są spłacane lepiej niż złotowe (z reguły stracony kredyt walutowy jest przewalutowywany na PLN, co powoduje "pogorszenie" statystyki kredytów złotowych, a "poprawienie" statystyki kredytów walutowych).
Dla komentatorów mały quiz - sytuacja którego banku została opisana na powyższym obrazku, jako banku X? :)
Ogólnie rzecz biorąc, kredyty walutowe stanowią w tej chwili dużo większe zagrożenie dla klientów oraz dla sektora bankowego. Skoro przy praktycznie zerowych stopach procentowych w Szwajcarii, udział niespłacalnych kredytów walutowych jest bardzo bliski udziałowi niespłacalnych kredytów w PLN, to co będzie, kiedy Szwajcarzy podniosą stopy (z zera za bardzo obniżyć już nie mogą ;) ? Jednocześnie kredyty w walutach obcych mają zdecydowanie wyższe średnie LTV, co wynika ze znacznego osłabienia PLN względem innych walut wobec czasów, w których większość kredytów walutowych została udzielonych.
Widać to na kolejnym obrazku od KNF:
I tu przechodzimy do kolejnego, bardzo ważnego elementu polskiego rynku kredytowego, czyli wysokiego współczynnika LTV dla aktualnie spłacanych kredytów.
Z jednej strony wynika to ze stosunkowej "młodości" całego rynku - kredyty mieszkaniowe na szeroką skalę były udzielane dopiero od 2004 roku (wtedy też rozpoczął się szybki wzrost cen mieszkań), z reguły na bardzo długie okresy (25-50 lat), co spowodowało, że wartość LTV dla ogromnej liczby kredytów nie zmieniła się za bardzo od momentu rozpoczęcia spłaty (przypomnijmy sobie wykresy pokazujące wartość kapitału spłacanego przez pierwsze 10 lat i później). Z drugiej strony, niekorzystnie na wysokość LTV wpływa fakt nasilenia udzielania kredytów z bardzo niskim lub zupełnie bez wkładu własnego w ostatnich 3 latach oraz niekorzystna (z punktu widzenia kredytobiorców) zmiana wartości kredytów walutowych, w wyniku osłabienia się złotówki względem franka/euro.
KNF pokazuje nawet przykład "nietrafionego" kredytu w CHF (choć i kredyt w PLN, w którym po 4 latach jest do spłaty więcej niż wynosi obecna wartość mieszkania, trudno nazwać "trafionym").
Przyjrzyjmy się nieco bardziej dokładnie strukturze LTV polskich kredytów.
KNF pokusił się o dokładne wyliczenia, ile kredytów (w sensie liczby oraz wartości) wpada w poszczególne progi LTV (obrazek poniżej).
Widzimy, że 1/3 wszystkich (wartościowo) kredytów ma LTV > 100%, a ponad połowa ma LTV >= 80%. Oznacza to mniej więcej tyle, że ponad połowa (w sensie wartości) polskich kredytów mieszkaniowych jest uznawana za ryzykowną, z punktu widzenia powszechnie przyjętej definicji. Dodatkowo, kredyty z wysokim LTV mają bardzo wysoką średnią wartość, a ich znakomitą większość stanowią kredyty walutowe, a więc te, o których spłatę można obawiać się najbardziej (patrząc na aktualne poziomy stóp procentowych).
Biorąc pod uwagę liczbę kredytów widać, że około 250.000 gospodarstw domowych spłaca kredyt, którego wartość nadal jest bardzo bliska wartości mieszkania, a kolejnych 250.000 spłaca kredyt, którego wartość przekracza wartość mieszkania.
Należy tu pamiętać o jeszcze jednej, bardzo ważnej rzeczy. Mam pewne obawy, że pokazane wskaźniki LTV nie do końca oddają spadek cen mieszkań w ostatnich kilku latach. Wystarczy przyjrzeć się bliżej cenom na licytacjach komorniczych (sumom oszacowania). Widać tam, że wartość "rynkowa", którą generują rzeczoznawcy, "nieco" odbiega od realnej ceny, jaką można uzyskać, chcąc sprzedać mieszkanie w sensownym czasie. W związku z tym wszystkim spodziewałbym się, że LTV policzone względem cen "rzeczywistych" byłoby jeszcze zauważalnie wyższe, co pokazuje, że większy spadek cen mieszkań mógłby doprowadzić do sytuacji, w której wartość zabezpieczenia wszystkich kredytów mieszkaniowych w sumie byłaby niższa od sumarycznej wysokości tych kredytów. Dla banków nie oznaczałoby to niczego dobrego ;)
Jakby na domiar złego, niezbyt dobrze wygląda także struktura DTI, czyli stosunku wysokości raty kredytu do dochodów.
Widać, że tylko niecała połowa kredytobiorców przeznacza na spłatę kredytu maksymalnie 30% swojego dochodu (czyli kwotę, która jest uznawana za bezpieczny poziom). Ponad połowa płaci więcej, a dla 1/3 wydatki na kredyt przekraczają 40% dochodów. Stanowi to duże zagrożenie w przypadku wzrostu stóp procentowych. Należy tu zauważyć, że dane pochodzą z roku 2012 - w tej chwili, po spadku stóp procentowych, struktura DTI powinna wyglądać lepiej (przynajmniej jeśli chodzi o kredyty złotowe; dla walutowych praktycznie nic się w tym temacie nie zmieniło).
KNF zwraca też uwagę na ciekawy fakt - wbrew powszechnej opinii, kredyty walutowe były udzielane głównie klientom o relatywnie niskich dochodach. Oczywiście nie jest to dziwne - w końcu po "najtańsze" produkty sięgają ci, których na niewiele stać (i którzy przy okazji nie przejmują się potencjalnym ryzykiem).
Na wykresie widać, że przytłaczająca większość kredytobiorców walutowych to osoby o dochodach mniejszych bądź bardzo zbliżonych do średniej (wartości z wykresu należy podzielić przez 2, ponieważ większość kredytów brana była przez małżeństwa/pary). Jest to szczególnie ryzykowne, biorąc pod uwagę fakt, że nawet niewielki wzrost stóp procentowych w Szwajcarii może w tej chwili bardzo znacząco odbić się na wysokości raty - dla osób zarabiających niewiele, wzrost wysokości raty może okazać się problemem nie do przeskoczenia
KNF pokusił się także o wyliczenie maksymalnej wysokości DTI w poszczególnych miastach, biorąc pod uwagę koszty utrzymania. Nie wgłębiając się specjalnie w metodologię widać, że wynik jest zgodny z oczekiwaniami - sensowna wysokość raty względem dochodów powinna wynosić maksymalnie 25-30%.
W raporcie KNF jest też mowa o zmianach cen. Jak już pisałem na początku, za podstawowy czynnik odpowiedzialny za to zjawisko KNF uznaje kredyty mieszkaniowe rozdawane "na lewo i prawo", z bardzo niskim lub zupełnie bez wkładu własnego, do tego w walutach obcych.
Na początek wykres, pokazujący zmianę cen mieszkań oraz zmianę wynagrodzeń w poszczególnych miastach w latach 2004-2011. Widać, że wzrost cen nie był związany ze wzrostem zamożności Polaków (który to akurat jest nieco dyskusyjny ;) Zauważmy, że zmiana cen uwzględnia już spadki z ostatnich kilku lat - gdyby wygenerować podobny wykres z lat 2004-2008 byłoby jeszcze lepiej widoczne, jak bardzo poziom cen oderwał się od poziomu wynagrodzeń.
Za to na wykresie jest jeszcze jedna ciekawa rzecz - być może to jednak nie Warszawa ma największy potencjał spadków cen, co sugerowałem w jednym z poprzednich wpisów. Na "czele" tej klasyfikacji byłby pewnie Poznań (to miasto sugerował jeden z komentatorów).
Oczywiście trudno uznać, że ceny w 2004 roku były "przystępne" - był to moment, w którym rozpoczynało się szaleństwo kredytowe i w którym ceny zaczynały rosnąć. Przyjmując jako punkt wyjścia relację 1m2 = 1 średnia pensja netto w regionie, aktualne ceny są mniej więcej o 1/3 zbyt wysokie (oczywiście w różnych miastach trochę się ta wartość różni). Kiedy szaleństwo kredytowe się skończy, powinniśmy osiągnąć tego typu pułap, gdyż jest on dość powszechnie uznawany za punkt równowagi (nie zmienia to faktu, że ze względu na skrajnie niekorzystne czynniki demograficzne, spadek cen w Polsce będzie w dłuższym okresie postępował jeszcze bardziej).
Podobny wniosek nasuwa się z kolejnego wykresu, przedstawiającego zmiany cen, pomiędzy początkiem bańki (2004), szczytem hossy (2008), a końcówką roku 2012. Widać, że ceny wzrosły od 100 do nawet 160% (czyli dwukrotnie, gdzieniegdzie prawie 3-krotnie!) w ciągu 4 lat. W tym układzie późniejsze spadki cen rzędu 20% wydają się być czystą kosmetyką ;) Aby sytuacja wróciła do równowagi, sumaryczny spadek cen powinien wynieść mniej więcej 40-50%, czyli jeszcze jakieś 30% od aktualnych poziomów.
Podsumowując... KNF, wprowadzając rekomendację SIII, działa w dobrym kierunku, jednak jest to działanie zdecydowanie zbyt późne. Co z tego, że zakazuje się udzielania kredytów walutowych, których praktycznie i tak już nikt nie udziela, kiedy trzeba było to zrobić 7 lat temu? Ograniczenie LTV jest dobrym posunięciem, jednak do tej pory udzielono tak dużej liczby kredytów z wysokim LTV, że będą one stanowić zagrożenie jeszcze przez długi czas. Ciekawi mnie, jak banki podejdą do sugerowanych maksymalnych wartości DTI (40/50%) oraz sugerowanej maksymalnej długości kredytu (25 lat). Jeśli się do tych zaleceń dostosują, to wpłynie to na dodatkowe zmniejszenie akcji kredytowej (obok czynników związanych z ograniczeniem LTV), co powinno przełożyć się na stopniowy spadek cen mieszkań.
Jak będzie, zobaczymy w przyszłym roku... na razie, dzięki raportowi KNF, poznaliśmy szereg zagrożeń dla polskiego sektora bankowego, związanych z nadmiernym udzielaniem kredytów mieszkaniowych w poprzednich latach.
Przypomnijmy najważniejsze zagrożenia:
- Znaczny udział kredytów mieszkaniowych w portfelu banków (jeden z najwyższych w Europie).
- Systematyczny wzrost liczby kredytów zagrożonych/niespłacalnych - taka tendencja będzie się utrzymywać.
- Trudności w egzekucji należności, związane ze spadkiem cen mieszkań (względem szczytu) oraz wzrostem wysokości kredytów wskutek zmian kursu dla kredytów walutowych.
- Bardzo wysokie średnie LTV kredytów (zwłaszcza walutowych). Ponad 250.000 kredytów o wartości bliskiej wartości mieszkania oraz dalsze 250.000 z LTV>100%.
- Niebezpiecznie wysoki poziom DTI dla wielu kredytobiorców (zwłaszcza walutowych), który może szybko doprowadzić do problemów ze spłatą, przy wzroście stóp procentowych.
- Spory potencjał do spadku cen mieszkań, patrząc na ich historyczną dostępność względem wysokości wynagrodzeń, co może jeszcze bardziej pogorszyć wskaźnik średniego LTV.
Jak widać, gdyby KNF podjęła stosowne działania 8 lat temu, moglibyśmy uniknąć wielu problemów, których teraz uniknąć się już raczej nie da. No ale cóż... lepiej późno, niż później ;)
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/spadla-wartosc-udzielonych-kredytow-hipotecznych-wartosc-postawic-na-rynek-najmu-mieszkan
OdpowiedzUsuńhttp://kupfranki.pl/networks/forum/thread.272063:1
http://samcik.blox.pl/2013/01/Bank-kusi-klientow-ubezpieczeniem-od-wysokiego.html
Świetna analiza, szacun za ogrom pracy, który w nią włożyłeś. Ale z jedną rzeczą się nie zgadzam.
OdpowiedzUsuń"Usunięcie ograniczenia na maksymalną długość kredytowania, przy wyliczaniu zdolności kredytowej"
To ograniczenie nie zostało usunięte, tylko zmienione z 25 na 30 lat.
Z rekomendacji:
7.2. Jeśli przewidywany okres spłaty ekspozycji jest dłuższy niż 30 lat, bank powinien przyjmować w procesie oceny zdolności kredytowej okres spłaty ekspozycji wynoszący maksymalnie 30 lat, przy uwzględnieniu postanowień Rekomendacji 7.3
Zmiana maksymalnego okresu dla wyliczania zdolności kredytowej z 25 lat do 30 przy wprowadzeniu zalecanego (25 lat) oraz maksymalnego okresu kredytowania (35 lat) oznaczać będzie w praktyce usunięcie ograniczenia (czas dla wyliczania zdolności będzie praktycznie zawsze równy okresowi kredytowania ;) Niemniej, w rekomendacji rzeczywiście została sprecyzowana konkretna wartość, więc zmieniłem we wpisie.
UsuńDzięki!
Jesli do `12 udzielonych bylo 1,5 mln kredytow czyli mozna zalozyc ze gospodarstw domowych, a w gospodarstwie co najmniej 2 osoby to minimum 3 mln ludzi ma gdzie mieszkac, nie wiem jak moze brakowac niby kolejnych 3mln mieszkac, niedorzeczne to jest...
OdpowiedzUsuńW jednym z poprzednich wpisów teza o braku mieszkań już została obalona. GUS liczy osoby mieszkające za granicą, a zameldowane w Polsce do swoich wyliczeń, a to zawyża mianownik o jakieś 2.5 miliona ludzi. Idący niż demograficzny i "kaleka" dzietność w kraju zrobi resztę. Od kilku lat trwa pompowanie miliardów PLN PUBLICZNYCH pieniędzy aby utrzymać ceny ale na długą metę nawet to nie odwróci urealnienia cen. Kto ma jako taką sytuację mieszkaniową doradzam - CZEKAJCIE. Ja kupuję mieszkanie tylko dlatego, że sprzedający zgodził się zejść z ceny do 5000/m2 (Warszawa Bemowo) co na dzień dzisiejszy i tak jest niezłą ofertą. Gdybym miał inną sytuację rodzinną pewnie spokojnie bym jeszcze 4 lata poczekał ale utratę wartości mieszkania traktuję jako kosz świętego spokoju (taki tam czynnik poza finansowy).
UsuńTo się jeszcze jakoś trzyma ale wystarczy że wzrosną stopy/przyciśnie kryzys i dziesiątki tysięcy rodzin może zostać zlicytowanych. Zdecydowanie zostaję u rodziców:) Zamiast wynajmować/kupować zainstalowałem do jednego ze swoich 2 pokoi w mieszkaniu rodzinnym drzwi dźwiękoszczelne i mam: ciszę spokój, mieszkanie za darmochę, obiadki a jak mam ochotę to towarzystwo do rozmowy:)
OdpowiedzUsuńKolejnym ciekawym wnioskiem może być że gdyby nie ta bańka cenowa to nie wyjechałoby tyle ludzi na emigrację
Noo stary, ustawiłeś się, nie ma co! Szacun, zazdroszczę....
UsuńTrochę offtop ale tak dla ostrzeżenia. Zawsze byłem przeciwny pośrednikom, a swoje perypetie z HB/OF już opisywałem w komentarzu pod innym wpisem. Przez osobę która była bardzo ok w stosunku do mnie dałem się namówić przy braniu kredytu do skorzystania z usług Gold Finance (Warszawa, Domaniewska). Niestety po podjęciu współpracy utwierdziłem się w przekonaniu, że pośredników należy unikać i odradzam wszystkim korzystanie z ich usług. Sytuacja wyglądała tak. Spisałem ze sprzedającym umowę notarialną przedwstępną pod koniec listopada. Umówiliśmy się, że do 5 stycznia transakcja zostanie zawarta. Nie chciałem dużo kredytu (50% LTV) bo miałem sporo środków odłożone. Chciałem wziąć 150.000 PLN na 15 lat przy ratach malejących. Przy równych symulacjach w takiej konfiguracji spłacił bym do banku maks 170.000 PLN. Więc pośrednik przedstawił mi ofertę trzech banków. 2 które sam zasugerowałem + 1 który miał podobne warunki ale polecany przez pośrednika. Przez cały grudzień nic się nie działo. Na tydzień przed świętami pośrednik pojechał na urlop zagraniczny i mnie o tym nie poinformował.W poniedziałek przed świętami przysłał mi maila o krzykliwym tytule "decyzja pozytywna". Oczywiście z banku który polecał. Warunki zostały bardzo zmienione, a dokładnie okres kredytowania został wydłużony do 18 lat i raty równe. Jak podliczyłem tą opcję to do banku bym spłacił 250.000 PLN z 150.000 PLN pożyczonych. Całe szczęście sprzedający jest ok i już przedłużyliśmy sobie termin zawarcia transakcji do końca stycznia. Oczywiście nie wierzę, że z pozostałych dwóch banków przez ponad miesiąc nie było żadnej informacji zwrotnej. Dlatego teraz sam poświęcę swój czas i sam złożę wnioski o kredyt. Wygra najlepsza oferta. Każdemu kto zastanawia się nad wzięciem kredytu i rozważa korzystanie z usług pośrednika ODRADZAM. Gość myślał, że mam nóż na gardle i w ostatniej chwili (która wynikała z umowy przedwstępnej) przesłał mi MEGA niekorzystną ofertę. Lepiej poświęcić trochę swojego czasu i samemu polatać po bankach z wnioskami. Niby miał negocjować warunki bo w kilku bankach na raz, a wyszło tak, że chciał mnie naciągnąć na 100.000 PLN!!! Rozmawiałem z gościem i powinien wiedzieć skoro jestem Analitykiem w spółce z WIG20. Potrafię liczyć. Jeszcze raz odradzam Gold Finance.
OdpowiedzUsuńPodręcznikowy przykład, napiętnujmy i podkreślmy ten fakt:
Usuń"w ostatniej chwili (...) przesłał mi MEGA niekorzystną ofertę" - ależ nie :D - to mega KORZYSTNA oferta dla firmy Gold Finance, biorąc pod uwagę, że jest znacznie droższa, to naturalnym jest, że firma GF jak również pośrednik zarobią najwięcej; i tylko od pośrednika zależy czy uda mu się naciągnąć... no właśnie kogo?
Pamiętajmy:
Prawdziwym klientem firmy Gold Finance (jak i innych) jest instytucja, której interesy reprezentuje pośrednik GF - w tym przypadku promowany BANK.
(do znudzenia należy przypominać)
"System wynagradzania doradcy finansowego nie zawsze uwzględnia jako priorytetowe działanie w interesie klienta" - tego "klienta", który przychodzi po "poradę".
http://www.knf.gov.pl/o_nas/komunikaty/Komunikat_w_sprawie_doradcow_finansowych.html
@Moim Skromnym Zdaniem
To uzupełnienie oczywiście nie ma na celu edukacji Twojej osoby, bo Ty to doskonale wiesz i w zasadzie to opisałeś.
Dodałem komentarz dla osób, które dopiero co trafią na blog wdomachzbetonu, żeby miały już totalnie pełny obraz sytuacji, jakie tu poruszamy.
EOT
Czy można wiedzieć jakie banki obecnie wybrałeś a jaki został wybrany przez pośrednika?
UsuńPozdrawiam
Tomek
od zawsze czułam niechęć do wszelkiej maści doradców...i z dziedziny bankowej, nieruchomości, podatkowej, ubezpieczeniowej...
Usuńzawsze ich wykańczałam pytaniami o konkrety.... gubią się w swojej niewiedzy....
pytanie podstawowe zawsze jest , kto im płaci, z czego żyją, jaki kto ma z tego biznes.
i pozostaje człowiekowi czytać, dowiadywać się samemu.
a swoją drogą prawo stanowione w 3 RP jest coraz większym gównem, gdzie juz i fachowcy sie gubią...
i o to tutaj chodzi...
zawsze w bajzlu łatwiej nakraść...i skasować ludzi , którzy zaczynają coś móc, a nie są z ich bajki....
@Anonimowy
UsuńBank sugerowany przez pośrednika to Deutsche Bank.Przedstawił mi też ofertę mBank'u ale ten bym sam też zasugerował (wiem, że mieli przygody z kombinowanie ale dotyczyło to kredytów w CHF, a osoby które wiem, że mają tam kredyt PLN nie narzekają). Ostatni wybrany tylko przeze mnie to BGŻ. Oczywiście wszystko powyżej to moja osobista opinia. Przedstawiłem jak wyglądała sytuacja, a ponieważ jestem niezadowolony z obsługi uważam, że mam pełne prawo wyrazić swoje niezadowolenie. Nie wiem czy jest tu wina DB czy po protu pośrednik sam mógł jakoś zasugerować zmianę warunków udzielenie kredytu na inne niż w wypełnionym przeze mnie wniosku.
@wdomachzbetonu
OdpowiedzUsuńMasz u mnie chłopie piwo za ogrom pracy jaką wkładasz w uświadamianie ludzi. Powiedz tylko gdzie i kiedy. Ja to najchętniej na Bemowie ale jak chcesz to może być i centrum. Jeszcze raz pozdro! :)
Dzięki za propozycję :) Szkoda tylko, że nie piję piwa ;)
UsuńA tak na poważnie, to nie wierzę specjalnie w uświadamianie ludzi - część z tych, z którymi rozmawiałem, ma na tyle otwarty umysł, że doszłaby do podobnych wniosków i bez czytania bloga. Natomiast reszta, mimo sensownym argumentów, nie jest w stanie porzucić myślenia o "spłacaniu swojego", "napychaniu kieszeni właścicielowi" i o tym, że "ceny spadną, ale w Warszawie nie spadną" ;)
Bardzo dobry blog-cala noc czytalem-pozwolilem sobie zalinkowac tu i owdzie-tego typu wiedze poparta solidna analiza nalezy jak najbardziej rozpowszechniac aby kolejne roczniki nie wtopily na cale zycie.Z wiekszoscia wnioskow na blogu sie zgadzam a pewnie i czasem cos skomentuje.Pozdrawiam i dziekuje za swietnego bloga.
OdpowiedzUsuńPiotr34
Odnośnie podjętych działań przez KNF - oczywiście zgadzam się - późno, ale dla wielu zakredytowanych na styk swoich możliwości za późno!
OdpowiedzUsuńDlaczego nie wprowadzono takich obostrzeń - natychmiast, kiedy np. CHF był po 2zł? ... nie wiadomo.
A jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze.
Nie łudźmy się, że KNF jest w pełni niezależną instytucją rządową. Sam fakt, że jest to instytucja rządowa, dodajmy polskiego rządu, to automatycznie uzależnia ją od możliwości wpływu rządu na jej działanie, a rząd jest w strefie wpływu wielu instytucji finansowych - i to pieniądz rządzi od zawsze.
Nie mamy na to wpływu, jak też nie otrzymamy nigdy odpowiedzi, kto konkretnie załatwił takie opóźnienie wydawałoby się bardzo logicznych i potrzebnych posunięć i kto i ile na tym zarobił. (wolno nam domyślać się :))
A to co możemy zrobić, to brać to co nam dają, tzn analizować sytuację z jaką przyjdzie nam się zmierzyć, po każdych tego typu zmianach i dodatkowo edukować się np na blogach, tak aby mniej osób popadało w nietrafione decyzje finansowe.
Chociażby nawet przytaczać komunikat KNF nt. doradców finansowych - to też jest ważne bo w mainstreamie tego nikt nie uświadczy.
Co do niezależności instytucji rządowych i aspektów związanych z rynkiem nieruchomości, to przypomnijmy, że:
1. NIK nie znalazł żadnych nieprawidłowości w działaniu programu RnS (błędne liczenie wartości wskaźnika przeliczeniowego kosztu odtworzenia 1m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych, bezprecedensowe podnoszenie współczynnika przeliczeniowego do 1,4 - gdzie dopłaty dochodziły do absurdalnych pułapów jak na program socjalny)
Co ciekawe nt. działania RnS, wielokrotnie krytycznie wypowiadało się Ministerstwo Finansów, ale jak czas pokazał było to głównie bicie piany.
2. NBP - ogromna zmiana poglądów - przez 2-3 lata opisywanie bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości, podawanie faktów, dla których ceny mieszkań powinny i będą urealniać się - dzisiejsze wypowiedzi mówią już o (małych) wzrostach cen mieszkań w 2014r., gdzie rynek nieruchomości mamy wciąż przeszacowany, w zależności od miasta i konkretnej lokalizacji w nim, moim zdaniem o ~10-20%
"Niezależne" NBP zostało "zaproszone" do złapania korekty cen mieszkań, na tym poziomie jaki jest i niedopuszczenie do dalszych spadków cen.
Proszę mnie nie łączyć z jakimś fanatyzmem nt. wielkiej teorii spiskowej dziejów :D, po prostu opisuję to co widzę.
interes się kręci....
OdpowiedzUsuńwszyscy zainteresowani - banki, rząd, developerzy- mają interes w tym aby ceny nie spadały
banki - mają zarobek z odsetek, a że przegięły pałę - co wynika z powyższego- to niech się państwo martwi....
rząd - 23% vat - 10% dofinansowania to na czysto trochę jest....
a develka przeciez nie powie ze nie chce kasy, jak sama jej do rąk włazi...
to nie jest rynek bułek czy telefonów....wszystko rozegrali i rozgrywają jak trzeba...
pytaniem jest - po co?
po 2016 roku ziemia też na sprzedaż....
nie trzeba wojny i obozów...
sami sobie zrealizowaliśmy niewolnictwo...na emigracji, albo w korpo w polandii
nic się nie opłaca w tym kraju.
a tak naprawde to nas juz nie ma:(
bankructwo w usa a u nas
Usuńniestety my a usa to wielka roznica. Tam ustawa o bankructwie indywidualnym dziala i mozna klucze oddac jezeli w pore oglosisz swoja upadlosc bank zabiera ci wlozony wklad jaki splacales a nieruchomosc jest licytowana. natomiast u nas pomyslcie dlaczego od lat 90 nikt nie dotyka ustawy o prawie bankowym i nic nie robi w tym kierunku ? albo lenistwo albo celowe nic nie robienie gdyz lepiej czlowiekowi podstawionemu pod mur odebrac w razie jego niepowodzen mieszkanie , dom i inne rzeczy + to co wplacil + rzadac od niego splaty tego co zostalo jeszcze tzn roznica po zlicytowanym czyms. W ten sposob legalnie odbiera sie ludziom ich majatki z czasem, w ten sposob zmusza sie ich do pracy za granica gdzie prawo jest inne bo musza splacac swoje zobowiazania w kraju gdzie coraz mniej pracy gdzie coraz mnej ludzi, gdzie coraz wieksza emigracja wlasnie z powodu utrzymania sie. Wielu nabralo kredytow i zostawilo rodziny w kraju a za praca pojechali na zachod bo musza pensja splacac swoje wille. Jak tego nie zrobia to wiecie co ich czeka. W ten sposob zachod uzyskuje legalnych pracownikow do prostych prac fizycznych zastepujac tym samym rdzennych mieszkancow. Emigracja odprowadza tam podatki i utrzymuje rdzennych. U nas podatkow coraz mniej wplywa zatem coraz gorzej w budzecie. Opcje sa takie iz jest to celowe dzialania aby ludzi udupionych kredytami zmusic do pracy za wszelka cene a taka prosta prace za grosze znajda za granica a nie w kraju nad wisla i dzieki temu sila robocza po taniosci bedzie i nawet jak zlicytuja to i tak prace bede musieli miec i tak i tak bo roznice trzeba splacac. Banki na tym nie straca sprzedajac po taniosci mieszkania bo i tak roznica dalej do splacenia zostanie a jakby cena byla w ciagu kolejnych lat taka jak kupowana albo wyzsza to co zarobilby bank jak ustawowo zeruje na racie ? nic ! a tak tanio sprzeda w trendzie spadajacym mieszkanie a dluznik pojedzie robic u niemca na sprzatacza za grosze ale raty bedzie dalej splacac bo roznica kredytu jaki bral w gorce a obecnej ceny przez wycene i sprzedaz bedzie tak duza, ze bedzie musial robic na bank dalej. Tym samy jako tako kraj bedzie zyc. Zawsze znajdzie sie kolejny amator kupna nawet kiedy ludzi coraz mniej zawsze ktos to kupi i biznes slaby ale bedzie. Ludzie jednak bede musieli placic raty i zostawiac domostwa za niska cene i osiedlac sie na zachodzie europy abye robic dobrze niemcom i anglikom i innym.
Opcja spiskowa jakgdzies wyczytalem u kogos ale nie wierze specjalne wywlaszczenie ludzi poprzez akcje kredytowa celem zagarniecie pozniej po taniosci nieruchomosci + zyskanie tanie jsily roboczej bo musi taki gosc splacac dalej kredyt a tym samym zmuszanie ludzi do zostawiania domow i mieszkan bankom i przesiedlanie sie na zachod aby starzejacym sie niemcom robic dobrze za grosze. Ja juz na prowincji tak widze Coraz wiecej pustych domow zostawionych jak wlasne lub czeka na sprzedaz i juz pojawiaja sie opcje kredytowych baniek. jeden z malzonkow pracuje na zachodzie i wysyla na raty bo rodzina musi jesc bo pracy nie ma albo z psi grosz albo oddaje bankowi swoje perelki z boomu i wyjezdza cala rodzina na zachod ale placic dalej trzeba.
To sie bedzie powiekszac bo wydluzenie wieku emerytalnego i kazdy bedzie robic musial i blokowac w kraju etaty. Fabryk coraz mniej i zakldaow pracy a splacac trzeba zatem do niemca sprzatac i kasa bedzie a niemiec stala legalna sile bedzie miec jak bank stala rate.
JEstesmy niczym innym a kolonia dla panstw centralnych unii. kredyty i prawo sa tak ustawione aby celowo ludzi uwiazac i zrobic z nich tania sile robocza dla mocnych w unii bo splacac w macierzy raty beda musieli. Dlaczego nie ma tego w panstwach rozwinietych a w panstwach jak polsce czyli emerging markets prawo takie instnieje ? albo zrobia rewolucje w prawie albo bedziemy brnac dalej jako kolonia. Jezeli teno nie zrobia to wiadomo po co jestesmy wszystko opisalem jak dziala.
coś czuje że to wszystko pierdzielnie z hukiem, wrobieni w kredyt na górce z maksymalną lub też co gorsza naciąganą zdolnością kredytową... to nie może się dobrze skończyć
OdpowiedzUsuńbtw. ciekawy jestem na czym teraz powstanie bańka, bo przecież pieniądz nie lubi leżenia
Co do wskaźników przeliczeniowych to polecam spojrzenie na woj. Lubuskie. Dwa razy z rzędu jest taki sam (dokładnie, co do złotówki) odczyt. To pokazuje, że jest to wskaźnik całkowicie fikcyjny..
OdpowiedzUsuńa czy jest jakaś możliwość że w przyszłości mogą cofnąć ta rekomendacje? znając polityków mogą w różny sposób manipulować.
OdpowiedzUsuńPoza tym ciągle powtarzasz o rosnących stopach procentowych, skoro wiedzą że ich podniesienie oznacza bankructwo kraju to zrobią wszystko by tego nie zrobić. Nie rozumiem skąd ta pewność że to zrobią. Z historii raczej wynika że jest to ostateczność po hiperinflacji, ale do tego czasu większość oszczędności ludności oraz cała średnia klasa zostanie zmieciona.
KNF: Pierwszych kredytobiorców szok czeka w 2015 roku
OdpowiedzUsuńInteria - 10 godz. temu
... by wymagały wkładu własnego. Od początku przyszłego roku ma to być przynajmniej 5 proc. wartości mieszkania, od 2015 - 10 proc., od 2016 - 15 proc., a od 2017 roku wkład własny powinien pokryć przynajmniej 20 proc. ceny kupowanego mieszkania.
i artykułu już nie ma :( na linku
http://news.google.com/news/url?sr=1&sa=t&ct2=pl_pl%2F0_0_s_0_0_t&usg=AFQjCNGZrq6r0TkaEURZzdn72X165hUung&did=7f9dc2dabfe88ae0&cid=43982610976328&ei=pye_UqmeN-y3iQbI4QE&rt=STORY&vm=STANDARD&url=http%3A%2F%2Fbiznes.interia.pl%2Fnieruchomosci%2Fnews%2Fpierwszych-kredytobiorcow-szok-czeka-w-2015-roku%2C1970150%2C4206
Czytam blog prawie od początku jego istnienia. Zgadzam się absolutnie z jego treścią. Martwi mnie jednak jedna sprawa. Znam wszystkie argumenty, które mówią aby wstrzymać się z zakupem mieszkania. Spokojnie zbieram pieniądze na mieszkanie (mam około 50% kwoty mieszkania które mnie interesuje). Wynajmuje obecnie mieszkanie na bardzo dobrych warunkach (tylko czynsz, opłaty). Wszystko fajnie, pięknie. Tylko obawiam się czy zbierając dalej na mieszkanie nie narażam się na stratę tych oszczędności które już mam. Od czasu do czasu czytam o możliwym resecie, hiperinflacji, potencjalnych bankructwach państw. Co w takiej sytuacji? Jakie rozwiązanie jest najlepsze. Zbierać i czekać czy już kupować.
OdpowiedzUsuńkorzystaj póki możesz skoro wynajmujesz po kosztach identycznych jakie byś płacić za własne M
Usuńa pieniądze, znajdz dla nich inwestycje, nie wiem kto wszystkim wmówił że mieszkanie to jest zakup życia i tylko o to chodzi i na to trzeba pracować biorąc kredyt np na 35 lat...
szkoda że nie ma mody na "obowiązkowy" zakup nowego auta za min. 200k też pewnie nie jeden z nas by się zastanawiał czy wzrosną ceny czy zmaleją jaki kredyt na to wziąć i czy to już dobry moment na zakup
PS: na jak długo przewidujesz możliwość kontynuacji obcnego preferencyjnego najmu?
Minimum 3 lata, a może więcej.
UsuńBankructwa państw, hiperinflacja i reset (właśnie w tej kolejności) są w mojej ocenie nieuniknione. Nie zmienia to faktu, że to się nie stanie z dnia na dzień. Na początek muszą wzrosnąć stopy procentowe i to rozpocznie "zabawę". Nim zbankrutuje system, "zbankrutuje" wielu kredytobiorców i mocno pogorszy się sytuacja gospodarcza (w końcu dopiero po takich wydarzeniach może zbankrutować państwo). Wtedy spadną ceny rzeczy, których wycena zależy od zdolności kredytowej (mało kto taką będzie miał). Człowiek z gotówką będzie bardzo mile widziany i będzie mógł dokonać ciekawych zakupów (w końcu czyż nie po to generuje się kryzysy, żeby bogatsi mogli za bezcen wykupić majątek biednych?). Mając sporo gotówki i bardzo tani najem poczekałbym jeszcze trochę - transakcji (za gotówkę) można przecież dokonać praktycznie z dnia na dzień, a system z dnia na dzień się nie przewraca (chyba ;) Takie jest moje zdanie (co ciekawe, jestem w nieco podobnym położeniu ;)
UsuńTrzeba pamiętać, w czasach kryzysu mieszkanie będzie zawsze (relatywnie) dużo tańsze niż w czasach rekordowo niskich stóp procentowych.
Świetny artykuł, bardzo dziękuję, sporo czytania, ale było warto.
OdpowiedzUsuńJeśli szukasz pomysłów do następnych tematów to chętnie poczytałbym o wpływie wieku "domów z betonu" na ich ceny. Jestem z Łodzi, powoli rozglądam się za zmianą mieszkania na większe i widzę, że ceny za metr2 nie różnią się znacznie w blokach z lat 70-80-90, widać jedynie coraz to większe mieszkania i co za tym idzie i większe ceny całościowe, ale w przeliczeniu na metr wychodzi bardzo podobna stawka.
małymi mieszkaniami w Łodzi może być większy obrót niż dużymi bo to miasto studenckie więc:
Usuń1. rodzice kupują dziecku po zaliczeniu 1 sem. by ten nie musiał wynajmować, po studiach zamieszka/sprzeda/wynajmie (lokata kapitału)
2. "inwestory" kupują na wynajem, najczęściej pod studenta bo to najmniej problemowy pod kątem usunięcia z lokalu klient
3. "inwestory krótkoterminowe" małe, tanie, w okazyjnej cenie by za 2-3 tyg wystawić 10-15k. drożej (handelek mieszkaniami jak każdą inna rzeczą)
dla rynku z tego typu specyfiką, wiek budynku ma drugorzędne znaczenie i zapewnie ceny m2 w kamienicy są nie wiele mniejsze niż w blokach. Większa różnica w cenie najpewniej występuje pomiędzy nowym budownictwem a blokami z płyty
Racja, Łódź to ok. 15% studentów ale co roku ich ubywa tak wiec rynek najmu sie zaciesnia, wlasciciele pod wynajem z gorszych lokalizacj niz rejon uczelni maja problem z otrzymaniem sensownego czynszu od rzetelnego najemcy i dlatego ich mieszkanka niesmialo pojawiaja sie na sprzedaz (narazie w dosc drogich cenach, bo na wynajem rownolegle licza ze jednak ktos sie trafi na kolejny rok) . Sam rowniez wynajmuje mieszkanie kupione za czasow studiow i wiem ze stawki najmu sa coraz mniejsze do tego stopnia ze przy ciaglych niewielkich spadkach ceny mieszkania mimo ze zarabiam na wynajmie to de facto tracę w ogólnym rozrachunku. Do tego dochodza mniejsze lub wieksze problemy ( doraźne naprawy z zaskoczenia, przypominanie o platnosciach, lagodzenie sasiadow po imprezach) a moglem sprzedac w 2008 bym mial pokazny zysk, a takto teraz mi za tanio sprzedac ale i najem przynosi straty ze wzgledu na utrate wartosci mieszkania wieksza niz zysk z najmu ( to tak jakby lokata dawala 8% rocznie ale kapital lokaty automatycznie malal o 9%)
OdpowiedzUsuńhttp://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,397492,w-tym-roku-o-90-tys-studentow-mniej-niz-w-zeszlym.html
Usuńhttp://www.studenckamarka.pl/serwis.php?pok=1909&s=73
i będzie coraz gorzej.
A dewele straszą, że mieszkań zabraknie bo zaczęli troszkę mniej budować. Jeszcze trochę się ratują bo sprzedają w trakcie budowy z niższą ceną a gotowe trzymają (większa cena), żeby nie psuć tak szybko rynku bo wiadomo tańszy wynajem to i tańsze kupno(zależność prawie liniowa).
Oczywiście, że straszą, bo to najłatwiejsza i niestety przynosząca (jak do tej pory) rezultaty metoda, ale potrafili też wrzucić na koniec 2012r. taki oto artykuł (już przytaczany - wydaje mi się - na blogu)
Usuńhttp://wyborcza.biz/biznes/1,100896,12882224,Koniec_swiata_deweloperow__W_Polsce_bedzie____za_duzo.html
Krzykliwy artykuł, ale sądząc po ilości komentarzy nie nabył się długo (o ile w ogóle) na pierwszych stronach np. gazeta.pl
Prognozy dotyczące konkretnych poziomów cen, należy odebrać z pewnym dystansem, biorąc pod uwagę, że konstruował je "niezależny" redNet, ale wykres słupkowy deficytu mieszkań (który też może być zawyżany - bo nie sądzę, że zaniżany) daje bardzo mocno do myślenia.
Biorąc pod uwagę, że przez najbliższe lata będzie systematycznie ograniczany dostęp do finansowania kupna mieszkań w postaci kredytu i równolegle potrzeby mieszkaniowe drastycznie maleją, to dla cen wróży to nic innego jak korektę.
Przy czym samo ustabilizowanie cen na jednym poziomie powiedzmy przez 2lata, to też korekta - oczywiście nie mówimy o poziomie cen ukształtowanych na dzień dzisiejszy :D
Najlepsze w tym arcie z gazety jest wypowiedz Chojnackiego ze ceny przyszłych mieszkań najbardziej bedą zależne od oprocentowania kredytów. Widać ze bez ceregieli mówią co ukształtowali obecne wysokie ceny, dostępność kredytu, tylko i wyłącznie.
UsuńCiekawe dane. Jednego jednak nie rozumiem, albo ja źle liczę albo autor. Chodzi o obrazek “Zmiana cen i wynagrodzeń” i fragment tekstu: “Widać na tym wykresie, że aktualne ceny są mniej więcej o 1/3 zbyt wysokie”. Nie wiem jak wyszło autorowi 1/3 czyli około 33%. Weźmy na przykład Wrocław: 193% cena w 2011 w stosunku do ceny z 2004, zarobki 160%. Żeby cena wzrosła o tyle samo co zarobki to ceny mieszkań musiałyby spaść we Wrocławiu o 17%.
OdpowiedzUsuńOgólnie świetny blog, a jeszcze lepszy obecny wpis.
UsuńA moje wyliczenie wygląda inaczej:] produkt kosztował 100 zł, podrożał o 193%, czyli kosztuje 293 zł, jeśliby podrożał o 160%, to kosztowałby 260 zł, a więc kosztuje o 33 zł za dużo (a nie o 33%). Produkt musi stanieć o 33 zł, a więc 33zł/293zł = 0,112, czyli około 11,2% .
Stąd też we Wrocławiu jeśli mieszkania stanieją jeszcze o 11%, to stosunek ceny mieszkania do wysokości wynagrodzenia będzie jak w 2004r. Jednakże, jakie były koszty kredytu w 2004r, albo inaczej jaki procent dochodów stanowiła rata kredytu ??? No chyba dużo większy niż obecnie :). Oczywiście to wszystko jest liczone dla średnich cen i wynagrodzeń, a nie dla median, co bardzo odbiega od rzeczywistości.
Moim zdaniem takie podejście do tematu nie jest właściwe. Mamy całkiem inne warunki kredytowe obecnie - korzystniejsze, oraz całkiem inne warunki popytowo-demograficzne - dużo gorsze. Nie ma sensu więc robić takich porównań. Tak to można porównywać chyba, ale cenę chleba i innych dóbr, które się zużywają.
Stoję na stanowisku, że mieszkania potanieją więcej niż 11%, a świadczy o tym wiele innych argumentów przytoczonych na łamach niniejszego bloga.
Ale skoro autor bloga przyjął taką argumentację, to jednak powinien wskazać na 11%, nie 33% możliwości obniżki cen, przy przyjętych powyżej założeniach.
Rob
Przeformułowałem nieco stwierdzenie we wpisie, bo ono rzeczywiście nie do końca wynika z przytoczonego wykresu. Tak, czy inaczej, uważam, że ceny w krótszej perspektywie (rzędu kilku lat) są właśnie o 1/3 zbyt wysokie. Biorąc pod uwagę czynniki demograficzne na przestrzeni 20-30 lat, ceny są zbyt wysokie "dużo bardziej" ;)
UsuńDzięki za uważne czytanie!
Moje nie dopatrzenie , oczywiście Cejbej ma rację :) 17% - 33 zł/193 zł = 0,17 czyli 17% - Zawyżyłem wzrost cen i wynagrodzeń. Reszta bez zmian:)
UsuńRob
Skoro więc, średnio ceny obecnie są zawyżone o 10% w stosunku do cen z 2004r. uwzględniając wysokość wynagrodzeń, a MDM da te 10% to będziemy mieli ceny jak w 2004r. Załóżmy, że to fakt. Ciekawe więc, jak sytuacja rozwinie się w 2014r. - powinien być olbrzymi popyt i wzrost liczby sprzedanych mieszkań. Zważywszy, że w roku 2004r. stopy procentowe były na poziomie 6%. Teraz mamy kredyty oprocentowane prawie najkorzystniej w historii uwzględniając nawet kredyty w CHF z okresu boomu, no i obecnie nie ma ryzyka walutowego.
UsuńW 2013r. z raportów AMRON wynika, że w tym roku udzielono najmniej kredytów od 2009r., jeśli przy podanych założeniach w 2014r. sytuacja się nie poprawi i to mocno, to będzie oznaczało, że nie ma realnego popytu na mieszkania na zadowalającym poziomie, nawet przy cenach w stosunku do wynagrodzeń jak w 2004r. i przy o wiele korzystniejszym kredycie. Oznacza to tylko jedno w miarę zaspokojone potrzeby mieszkaniowe, spory spadek cen szczególnie na rynku wtórnym.
Rob
Dodatkowo moim zdaniem wzrost cen zawdzięczamy jak pisaliście głównie łatwo dostępnemu kredytowi, ale również dwóm innym czynnikom. Pierwszy to chęć zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych przez młodych ludzi - pierwsze mieszkanie. Drugi to czynnik spekulacyjny /kupię tani i sprzedam drożej/. Te dwa czynniki wygasają, szczególnie ten inwestycyjny. Nie ma obecnie wśród ludzi przekonania, że ceny nieruchomości będą rosnąć. Ludzie ewentualnie czekają na niższe ceny, żeby kupić. To typowy przykład deflacji - po co mam kupywać teraz, jak za rok mogę kupić taniej. Młodych coraz mniej więc mniejsza presja na rynku, poza tym ta presja jest studzona przez oczekiwania deflacyjne, a podpalana MDMem. Przyszłość pokaże czy ogień się chociaż zatli ;)
UsuńRob
Nie w każdym mieście wartość 1m2, do której będzie dopłata odzwierciedla poziom rynku przeszacowany jedynie o 10%,
UsuńSą miasta gdzie limit ceny 1m2 do której będzie dopłata jest znacznie poniżej cen ofertowych / i nieco niższych od nich cen transakcyjnych, ale są i takie gdzie limit jest wyższy od rynku, który już zdążył ukształtować się.
Zastanawiającym w MdM jest ogólna pula jaką można przeznaczyć na 1rok dopłat.
Wielu deweloperów gdzie limit dopłat jest poniżej ceny rynkowej zarzeka się, że nie zejdzie z ceną tak aby zmieścić się w programie.
W RnS też tak było, a jednak z cenami zeszli...co prawda wyłudzając wyrównanie ceny w inny sposób.
Rynek dopłat rozrzucony jest nierównomiernie, a więc np. Gdańsk i inne miasta mogą skosić lwią część dopłaty, a w innych miastach zanim zorientują się co się stało to zostaną, od powiedzmy połowy III kwartału, z usztywnionymi cenami, bez popytu wspartego dopłatami...z rosnącymi stopami %, z wkładem własnym 5%, a za kilka miesięcy będzie 10% (co akurat to ostatnie może znowu naganiać na zakup tych, którym obce jest oszczędzanie)
Jest jeszcze jeden problem, który wynikł w rozmowach z dwoma deweloperami; jak dla mnie jest dość kontrowersyjny. Otóż:
Banki udzielające kredytów deweloperom, na inwestycję wpisują klauzule wartości 1m2 mieszkania, co w/g deweloperów uniemożliwia większe obniżenie ceny niż ~3-5%.
Ceny są jeszcze mocno przeszacowane, a więc promocja nawet 20% nie stawia biznesu kompletnie nieopłacalnego. Po prostu opłacalny jest dużo mniej
Ciekawi mnie jaka może być skala takiego zjawiska, tzn nad iloma inwestycjami zawisły "bankowe klauzule blokujące ceny"
Może ktoś z Państwa ma taką wiedzę.
Oczywiście zgadzam się z tym, że ceny sa dużo bardziej napompowane niz te 1/3. Mi wystarczy wykres piramidy demograficznej żeby uznać kupno mieszkania za nieciekawą inwestycję (http://s3.egospodarka.pl/grafika2/demografia/Rozwoj-demograficzny-Polski-2012-112334-640x640.jpg). Przy spadającym popycie na mieszkania przez co najmniej następne 1x lat (a według mnie później będzie jeszcze gorzej) nie liczyłbym na cuda.
UsuńRównież czytałem o takich zapisach m.in. chyba na tym blogu. Szczerze powiedziawszy z punktu widzenia banku to chyba nawet rozsądna polityka. Muszą utrzymywać ceny na rynku na odpowiednim poziomie, bowiem jak wynika z omawianego w niniejszym wpisie raportu KNF większość kredytów ma LTV powyżej 80%, są to zatem kredyty ryzykowne. Jeśliby deweloperzy chcieli opuścić ceny o 10-20%, aby chociaż złapać płynność, to ceny na rynku wtórnym też by spadły, a LTV dla już udzielonych kredytów znowu by drastycznie wzrosło. Jednakże to jest gra na przetrzymanie - skoro liczba udzielanych kredytów spada to muszą ceny spaść, żeby się coś ruszyło. W ogóle to ciekawa zagwozdka - deweloper bierze kredyt i realizuje inwestycję. Chce sprzedać jak najszybciej mieszkania, żeby spłacić kredyt, ale nie może obniżyć cen bo mu Bank nie pozwala - więc nie może spłacić kredytu, co stawia banki również w złej sytuacji. Czyli w sumie banki nie chcą się pogrążyć pozwalając na spadek cen i obniżenie zabezpieczenia, a wzrost LTV, powodują zastój na rynku bo blokują spadek cen, który częściowo mógłby rozruszać rynek i pomóc bankom, bo udzielane byłoby więcej kredytów. Ja to podsumuje tak: złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma - i niech się trzymają:) a Ci co mogą poczekać niech czekają - to się okaże ile ten Kozak z Tatarzynem będą się za łeb trzymać :)
UsuńRob
wysokie ( i nie spadające) ceny mieszkań są na rękę wszystkim uczestnikom rynku oprócz tych ktorzy zamierzają kupić ;)
UsuńMArcin
To fakt:) Tym co kupili jak najbardziej, bankom jak najbardziej, deweloperom również. Ale to jest jak z piramidą finansową - żeby działało muszą znajdować się kolejni uczestnicy - a tych brakuje
UsuńRob
ale tu nikt nikogo nie przetrzyma, bo mało kto, kto nie kupił, ma jeszcze zdolność kredytową.
UsuńRozwiązaniem jest zmniejszyć ceny tak by więcej ludzi łapało się ze swoją zdolnością, ale to jest krótkoterminowa poprawa dla nielicznych a długoterminowe zagrożenie dla już zakredytowanych.
DEV'y budujące w kredycie kupujące w boomie drogie działki też są w nieciekawej sytuacji wcale nie lepszej niż indywidualni kupujący w kredycie, obydwie strony są niewolnikami banku, który to bank też zaryzykował udzielenie kredytu i to w dodatku obu stronom (budującemu i kupującemu) i chcę po prostu te pieniądze odzyskać (oczywiście z zyskiem za podjęte ryzyko). Podwyższenie stóp byłoby zabójstwem dla wszystkich trzech stron.
Dlatego że nie ma na tą patową sytuację dobrego rozwiązania, odprawiane są czary i inne zaklęcia zachęcające do zakupu bo nic innego nie zostało
albo zmieniły się preferencje konsumentów - brak parcia na własne M;)
OdpowiedzUsuńMArcin
Nie sądzę. Myślę raczej, że człowiekiem rządzi chciwość i strach. Wcześniej nawet jak ludzie kupowali pierwsze mieszkanie to dlatego, że chcieli mieć własne M, ale również dlatego, że widzieli w tym zakupie szansę na zysk - mieszkanie zawsze miało zyskiwać na wartości. Strachu w nich nie było żadnego. Obecnie jest strach przed utratą pracy, strach przed kredytem oraz brak szansy na zarobek na mieszkaniu. Pozostaje jedynie potrzeba posiadania własnego M, no i może chęć zysku, ale w drugą stronę / za rok będzie taniej - oczekiwania deflacyjne/. Oczywiście jest też zaczątek osłabienia demograficznego. Takie trendy trudno odwrócić. Trendu demograficznego w krótkim czasie się nie da odkręcić. Nastawienie - strach/chciwość też trudno odkręcić w krótkim czasie, ale to bardziej możliwe. Rząd to robi np. MDMem. Nie wiem czy mu się uda, może na pewien czas, a potem "korekta" ?????
UsuńRob
a ja myślę że jednak coś w tym jest - młodsze roczniki (tzw. pokolenie Y) nie żyją w próżni i widzą, że starsze roczniki (tzw. pokolenie X) "walczą o przetrwanie" (wysokie raty w stosunku do zarobków, ubezpieczenia wkładu własnego, kursy CHF itp.) i nie chcą żyć w ten sposób - wolą emigrację albo zycie na kupie w "komunie"
OdpowiedzUsuńMArcin
Również uważam że parcie na kupno M się zdecydowanie zmniejszyło, potrzeby wielu rodzin zostały zaspokojone w okresie boomu, oczywiście kupujący zawsze będą na rynku zarówno gotówkowi jak i kredytowi (na swoje pierwsze M lub zmianę na większe) ale na pewno nie w takich ilościach jak dawniej.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa to słabość gospodarki obciążonej długoterminowym długiem, jeśli rodzina wydaje 1/3 dochodów na spłatę kredytu to nie wydaje tych pięniedzy na inne rzeczy, zmniejsza swoje potrzeby lub też zaspokaja je dobrami niższej jakości/ceny. Mniejszy pieniądz krąży w gospodarce co powoduje jej kurczenie. Argument że pięniądze z rat trafiają po części do posiadaczy lokat w formie % nie ma tu większego znaczenia bo jak wiadomo lokaciarze raczej trzymają/gromadzą pieniądze rzadko je inwestując w coś innego niż lokata a to nie napędza gospodarki.
Rozwiązaniem mogłyby być ujemne stopy procentowe by zmusić ludzi do wydawania zaoszczędzonych pieniędzy by nie traciły na wartości ale tu znów napotykamy na problem że ludzie rzucą się do wypłacania pieniędzy z lokat co byłoby zgubne dla banków. Dlatego najprawdopodobniej przez długi czas będziemy mieli nienaturalnie niskie stopy procentowe aż pojawi się nowa bańka spekulacyjna na innym towarze, co spowoduje wzrost stóp, kolejne tąpnięcie przeczyszczające gospodarkę i tak w koło macieju. Każdy z nas prędzej czy później złapie się na jakąś bańkę i tak się gospodarka będzie uśredniała latami
moim zdaniem pomocne dla rynku byłoby osłabienie CHF względem PLN - gospodarstwa domowe, które nie są w stanie spłacać rat mogłyby sprzedać obecne mieszkanie za normalne pieniądze i wynająć / kupić mniejsze (w gorszej lokalizacji) ; prawdopodobnie zyskali by wszyscy (oprócz banków więc to wariant niemożliwy ;))
UsuńMArcin
niemożliwe, gdyby PLN się umocniło to i stopy poszłyby w górę
Usuńmożesz wytłumaczyć ten mechanizm? Dzięki MArcin
Usuńhttp://www.parkiet.com/artykul/1020297.html
Usuńmówisz i masz:)
Usuńdzis w panoramie mówili iż złoty sie umocni... i chf będzie tani w 2014:)
http://www.parkiet.com/artykul/36,1353510-Czy-rok-2014-bedzie-rokiem-zlotego-.html?p=2
UsuńLTV dla kredytów walutowych w powyższych raportach jest z momentu udzielenia kredytu.
OdpowiedzUsuńNikt nie robi (bo nie jest w stanie) wyliczeń dla LTV "na dany moment", czyli poziom walutowego LTV nie uwzględnia ryzyka kursowego :)
Byli tacy co brali 100% CHF na zakup a 20% CHF "inwestowali" w produkty inwestycyjne/strukturyzowane :)
Spotkałem ludzi, którzy kupili mieszkanie za 150k/40m i trzy lata później mieli do dopłaty z tytułu ub. NWW 5000zł :(to koszt dla tego banku akurat 3,75% na 3lata od brakującego wkładu) Dla nich "chwilowe" LTV to 200%?
Jeśli dobrze rozumiem raport KNF, to LTV jest właśnie "na dany moment" - tak samo, jak jakaś tam aktualizacja wartości zabezpieczenia (czyli cen mieszkań). Kredytobiorcy frankowi z "oryginalnym" LTV 130% mają teraz rzeczywiście LTV w okolicach 200%, a ubezpieczenie niskiego wkładu własnego musi być "zabójcze".
UsuńWedług mojej wiedzy, KNF bazuje na tym co przekazują mu banki, ma oczywiście wgląd w "szczegóły" jak np. 95%prowizja od ub. na życie sprzedawana przez AL :),ale...
Usuń"Wycenę" nieruchomości robi się raz w momencie udzielenia kredytu, później do tej wartości odnosi się np. NWW
Oczywiście jak to w Polsce działa to tylko w jedną niekorzystną stronę, bo są kredytobiorcy, którzy np. w 2005-2006 zaciągnęli kredyt na 70k CHF budując dom i dziś ten dom jest wart 130k CHF, a ub. NWW jest pobierane :).
Walczę z tą sprawą u arbitraża dam znać co uda się załatwić może ktoś również skorzysta.
Wracają do sedna wpisu, jeśli jest tak jak piszę to sytuacja w tym raporcie jest lekko "podkoloryzowana"
Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy :)
Super blog.
Kolejne posunięcie KNF niby proobywatelskie...zaledwie po 10 latach ostrej jazdy hipotecznej w Polsce :D
OdpowiedzUsuńhttp://wyborcza.biz/finanse/1,105684,15198741,Ubezpieczenia_w_bankach_pod_nadzorem__95_proc__skladki.html?biznes=lublin#BoxBizTxt
http://www.bankier.pl/wiadomosc/W-2015-roku-stopy-procentowe-wzrosna-do-4-0-Prognoza-3026682.html
OdpowiedzUsuńA mnie interesuje jedno. Podam mocno uproszczony przykład.
OdpowiedzUsuńKowalski kupuje mieszkanie za 300k (nawet niech będzie, że 100% na kredyt). Spłaca przez 5 lat po 1500 zł miesięcznie, czyli w sumie 90k. Jeśli mieszkanie w ciągu tych 5 lat straci na wartości 30%, to będzie kosztowało 210k. Czyli nawet jeśli bank zlicytuje mieszkanie Kowalskiego, to na tym nie straci. OK, pewnie nie da się sprzedać takiego mieszkania po cenie rynkowej. Ale wydaje mi się, że uda się za niewiele mniej. Gdzie tu ryzyko upadku banku, nawet w przypadku wielu takich kredytów? Przecież bank ma wiele "dobrych" kredytów, na których DUŻO zarobi.
Gdzie jest błąd w powyższym rozumowaniu?
PS.
Do obrazka można pewnie jeszcze dodać, że Kowalski będzie miał nadal kredyt do spłacania, ale dużo mniejszy, czyli dużo niższą ratę. Czyli czysto teoretycznie) powinien mieć możliwość pokryć ewentualne "straty" banku.